Artykuły

Nadzieja zatrutej wyobraźni

"Czekając na Godota" w reż. Krzysztofa Rościszewskiego w Olsztyńskim Teatrze Lalek. Pisze Beata Waś w Gazecie Olsztyńskiej.

Życie człowieka to nudne pasmo udręk podtrzymywanych nadzieją.

0 takiej konstrukcji świata przypomniała premiera sztuki Samuela Becketta "Czekając na Godota" w reżysera Krzysztofa Rościszewskiego.

Odludzie gdzieś w Hiszpanii. Piasek, drzewo i kamień. W ascetycznym krajobrazie tkwią dwaj przyjaciele: Didi-Vladimir (Mariusz Saniternik) i Gogo-Estragon (Lech Gwit). Czas zabijają rozmową.

Nadzieja przeplatana totalnym zwątpieniem, to oś spektaklu. Dla bohaterów każdy dzień podobny jest do poprzedniego dnia. Na tyle, że trudno sobie przypomnieć co robiło się wczoraj. Włóczędzy czekają codziennie na tym samym miejscu na przybycie Godota. W ich zniechęceniu i bezradności wciąż tli się promyk nadziei. Że ktoś lub coś odmieni życie, że stanie się cud, że wszystko nabierze sensu. Za chwilę jednak samobójstwo wydaje się być jedynym rozwiązaniem. Ponury

Estragon wzbudza litość, nie tylko we Vladimirze, który stara się pocieszyć i naładować przyjaciela kolejną dawka nadziei. Tragizm postaci wypisana jest na twarzy, w gestach, zmieniającym się kolorze twarzy (tu przypominają się Saniternik i Trębiński). Rezygnacja i zwątpienie wydostają się z każdego słowa (gra Gwita).

W bohaterach wciąż tli się nadzieja...

Monotonię oczekiwania przerywa niespodziewane spotkanie z odczłowieczo-nym obdartusem Luckym (Marek Trębiński) i jego nader okrutnym, wyniosłym właścicielem Pozzo (Marcin Tyrlik). Okrutne relacje ofiary i kata dają się szybko wytłumaczyć. Po prostu "każdemu co mu się należy" i bez względu na czasy "łez na świecie jest zawsze tyle samo". Drugiego dnia kat wraca niewidomy. Opatrzność i jego nie oszczędza.

Spektakl ukazuje całą paletę postaw ludzkich wyrażoną za pomocą gry czterech aktorów. Właściwie można by oglądać go z zamkniętymi oczyma. Ograniczenie środków scenicznych spowodowało, że widzowie skupili się wyłącznie na intymnych, męskich relacjach. Nawet pojawiające się dziecko przysłane przez Godota, nie wie czy jest szczęśliwe. Jakby to pojęcie nie dawało się rozpoznać, okiełznać, złapać. Prosta fabuła zatruwa wyobraźnię widza, który po spektaklu wychodzi smutny, zamyślony, ale ma nadzieję, że za chwilę zaświeci słońce...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji