Artykuły

Bez lipy

Jednostajność i ubóstwo re­pertuaru naszych teatrów ma rozmaite powody, ale jeden szczególnie nieznośny. Jest nim lęk przed sztukami, które mo­głyby na serio poruszyć na­miętności ludzkie, lęk przed proble­mami gorącymi, jasnymi nie dla każdego, drażliwymi, jak to się mó­wi. Nie budzić licha! - powiada jeden z drugim człowiek w futerale i wy­biera do grania rzecz moralnie obo­jętną w dosłownym sensie. W ten sposób teatr trzymany jest na ubo­czu, nie bierze czynnego udziału w bitwach ideowych. Powinien wy­stawiać sztuki dla współczesności; tymczasem widujemy najwyżej sztu­ki o współczesności, i to rzadko. Sławetne hasło "nie na tym etapie" ma czasem pokrycie w prawdziwej trosce o dojrzewanie naszego tea­tru. Często jednak kryje się za nim chęć przeczekania, aż drażliwy pro­blem ostygnie i wygaśnie, het, za progami teatru. Aż nie będzie na widowni poruszał serc i budził li­cha. W niewiele lepszym wypadku - daje się rzecz w postaci złago­dzonej i upiększonej, więc kłamli­wej.

Ciekawe, że tego systemu trzymają się często działacze teatralni, którzy skądinąd chętnie deklamują o ideo­wej, aktywnej roli sztuki. Skąd się to bierze? U podstaw tej metody leży niewiara w możliwość dodatniego wpływu sztuki na odbiorcę, lękliwa niechęć do czynienia użytku z własnej broni, godna kapłanów czystej sztuki, oraz nieufność do widowni, która w ciągu dziesięciu lat wyrosła nie tylko liczebnie. Widz zna przecież palące problemy z samego życia. Nuda i szarzyzna panoszą się w teatrze nawet na sztu­kach współczesnych wtedy, gdy te­atr nie jest uczestnikiem walki ide­owej, a chce być najwyżej jej ilu­stratorem. Gotowe odpowiedzi podsuwa naszym ludziom i tylko ten kto nie wierzy ani w słuszność swojej argumentacji, ani w inteligencję widza. Owszem, są u nas sprawy drażliwe. Najczęściej są nimi dlatego, że się o nich milczy w naszych teatrach, w naszej prasie, w naszych książkach.

Podczas gdy milczymy, mówią o nich ludziom inni. Kto? Wrogowie i kłamcy. Czas wreszcie zrozumieć, jak ważna jest sama już inicjatywa w podejmowaniu kwestii trudnych.

Świadczy o uczciwości zamiarów, o ufności i przekonaniu, że prędzej czy później słuszność musi zwycię­żyć. Idea komunistyczna ma źródła w znajomości praw życia, dlatego każda prawda jej służy. Nieobecni są zawsze winni - zwłaszcza nieo­becni w codziennej dyskusji toczo­nej wśród milionowych rzesz, w po­wszednim sporze zapału ze zniechę­ceniem, nadziei z goryczą, słusznego celu z ułomnymi środkami socjalistycznej szlachetności ze starodawną podłością.

"Rok 1944" Józefa Kuśmierka jest ważnym argumentem w tej dyskusji. Ta sztuka miejscami zapiera dech. Na pewno nie pozostawia nikogo na widowni w stanie obojętności. Wystawienie jej nie ma nic wspólnego z odfajkowaniem tzw. tematu współczesnego. Współczesny jest tu nie tylko temat, ale prawie wszystkie problemy. Co ważniejsze - "Rok 1944" jest dziełem pisarza całą gębą. To nie znaczy że nie ma wad. Ale jest tu o czym gadać, jest wreszcie o co się spierać. To sztuka z pazurem. Pazur jest bez wszelkiego manicure. Ale w tym właśnie sęk!

O pierwszych chwilach naszej wolności już zaczynają się tworzyć ckliwe mity. Kogoś tam dotknęły dowcipne i szczere "Poprawki historyczne" Putramenta. Ktoś inny oburzał się już, że w opowiadaniu Mariana Brandysa "Borowczyk" członkowie lubelskiego rządu jedzą z misek zalewajkę w ogólnej (!) stołówce. Na szczęście polską cnotą narodową jest niechęć do lipy. A już w tej sprawie brązownicy i lakiernicy niewiele mają do roboty. Władza od początku z narodem związana, działająca w interesie mas, nie wstydzi się swojego prostego pochodzenia. Sanacji po­trzebne były dęte legendy, fałszywe genealogie i płatni chwalcy. Dźwięk Wielkiego Dzwonu był echem kopyt - nasamprzód Kasztanki, potem - Białego Konia. Mamy już niezłe tradycje w opisie literackim początków naszego dziesięciolecia. Do reportaży Fran­ciszka Gila, książek Kazimierza Brandysa, Jerzego Putramenta, Ta­deusza Konwickiego, Jerzego An­drzejewskiego dołącza się teraz sztu­ka Józefa Kuśmierka. Jest to może najlepsze przedstawienie słabego ze­społu Teatru Domu Wojska Pol­skiego. Dużo w tym zasługi sprawnej reżyserii Władysława Krasnowieckiego, ale zarazem to dowód, że materiał jest szlachetny. Sukces jest tu wynikiem śmiałości wyboru. I ta sztuka od roku nie mogła tra­fić na inne sceny!

Jest w niej przekorny, niekłamliwy optymizm, z którym mó­wić można tylko o dobrej sprawie. Siła tego optymizmu płynie właś­nie z pozornej rozbieżności między wnioskami, do których Kuśmierek widza zmusza, a materiałem dowo­dowym, jakim się posługuje. W "Roku 1944" rzecz dzieje się w po­wiatowym miasteczku, w pokoiku, gdzie się mieści posterunek milicji, wśród ludzi, co wyszli dopiero z jądra ciemności okupacyjnych. Przeszłość, wrogowie i własne wa­dy raz po raz walą im kłody pod nogi. Milicja pełni służbę bez bu­tów, niedawni partyzanci przepija­ją na warcie dwa wagony spirytu­su, piekarz sprzedaje chleb z ple­wami, ale "już siedzi", wysłannicy wroga moszczą sobie ciepłe posad­ki, chłopi nie mają czym obsiać otrzymanej z reformy roli, faszyści mordują właśnie najdzielniejszych i najzacniejszych towarzyszy - i to wszystko razem tak pokazał Kuśmierek, że cała sympatia widza jest po stronie sprawiedliwej i po­stępowej, po stronie młodych, nie­doświadczonych, często błądzących, niedouczonych i pół głodnych pierwszych działaczy ludowej wła­dzy. Takie wrażenie powstaje nie tylko dzięki temu, że historia opowiedziana przez Kuśmierka le­ży na generalnej linii rozwoju ca­łej naszej rzeczywistości. Nie tylko dlatego ta sztuka uderza swoją prawdomównością, że istotnie pierw­sze dni naszej władzy były ubogie i surowe. Kuśmierek utrafił zara­zem w jedną z podstawowych za­sad budowy dzieła scenicznego. Obrazcow tak ją formułuje: "Bo przecież takie jest prawo sztuki wyobrażeniowej, że im dalszy jest materiał od tego w co się przeista­cza, tym większy jest cud sztuki, cud przeobrażenia. I na odwrót: im bliższy jest materiał temu co się przeistacza, tym mniejszy jest cud sztuki, cud przeobrażania, który znika zresztą zupełnie, jeżeli materiał całkowicie pokrywa się z tym, co wyobraża".

W ten sposób przewód politycz­ny w sztuce Kuśmierka współdźwięczy z przewodem artystycz­nym. W tej sztuce nie ma na szczęście małostkowości i kołtuń­skiego iluzjonizmu. Autor przestrze­ga zasady celowego wyboru. Jego komenda milicji jest istotne punk­tem węzłowym większości spraw, które się w sztuce dzieją - chociaż skądinąd bohater sztuki, komen­dant, mógłby równie dobrze zamienić się na role ze starostą. Jest to po prostu portret uogólniony kierownika władzy ludowej w tzw. terenie jesienią 1944 roku. Jak w rosyjskiej epice rewolucyjnej, jest w tej sztuce wiew romantyzmu, który sporo potrafi usprawiedliwić. Wartość jej wynika z ogólnego wrażenia jakie widz odbiera, z na­rzucającego się naszej pamięci obrazu nadziei, surowości i uczci­wości, które nadają i powinny na­dawać ton naszemu życiu.

Sztuka Kuśmierka ma zdrowy klimat. Ten klimat leczy rozmaite ułomności. Wcale ich w sztuce nie brak. Nawet porte-parole autora by­najmniej nie zawsze mają słuszność, analiza poszczególnych kwestii i postaw łatwo by to mogła wykazać. Ale na tym polega osobliwość każdej sztuki udanej, trzymającej się kupy, że nie jest ona prostą su­mą replik, sądów, charakterów. Jej wagi nie mierzy się słusznością poszczególnych zdań czy sytuacji. W pamięci widza dominuje to co w sztuce jest zgodne z prawami ży­cia, co jest ich artystyczną esen­cją. Ta dominanta potrafi zagłu­szyć wiele tonów fałszywych, pod warunkiem, że będzie równoległa do głównej linii rozwoju akcji, do głównego konfliktu.

W "Roku 1944" konflikty główne to oczywiście sprawa Chmury, któ­ry "dezerteruje" z AK do ludowe­go wojska i rozgrywka z faszyzmem, nędzą i własną słabością, jaką toczyć musi bohater sztuki, Bo­gdan, komendant milicji powiato­wej. Ten konflikt jest nieszablono­wy, pokazano go bez rabatu. Jest nie tylko prawidłowy, ale emocjo­nujący. Niewinowski gra Bogdana ostro, prosto, z werwą. Nie zastanawiamy się, czy Bogdan jest bo­haterem pozytywnym. Jest na szczęście bohaterem sympatycznym. Wyborne są jego rozmowy z wyrostkiem Waldkiem, kapralem mi­licji (Witold Filler), znakomita jest scena przesłuchania Chmury (cie­kawa, przemyślana, precyzyjnie przeprowadzona rola Bohdana Ejmonta). I bądź tu mądry - partie "publicystyczne" tej sztuki są i najlepsze dramatycznie, i najciekawsze, i najbarwniejszym języ­kiem pisane, podczas gdy momenty sentymentalne są czasem nieznośne. Rozmowa komendanta z Cebulakiem, dialogi akowców - świadczą raz jeszcze o kunszcie pisar­skim Kuśmierka, godnym podziwu u początkującego dramaturga. Że jest debiutantem, o tym mówi hur­ma naiwności. Kuśmierek ma typo­wą dla neofitów sceny skłonność do melodramatycznej teatralności. Rażą dlatego ostatnie słowa Oli. Razi również zakończenie pierw­szej odsłony, kiedy to po przejściu frontu Bogdan powiada: "zaśpiewaj, Olu; ty znasz przecież pieśni na taką chwilę" - a Ola wali jak z partesów: "Wyklęty po­wstań ludu ziemi...". Tymczasem w "takich chwilach", jeśli już, to nuci się byle co. I na pewno nie śpiewa się Międzynarodówki w pierwszej odsłonie, na kredyt.

Mniejsza o naiwności. Gorzej, że nie udał się Kuśmierkowi konflikt Bogdana z Olą, który miał być starciem warchoła i lewaka z przedstawicielką generalnej, żelaz­nej linii partii. Miało tu chodzić o sprawę arcyważną - o praworządność, o czystą moralnie, surową, ale uczciwą i demokratyczną linię dyktatury mas ludowych. Konflikt się nie udał, bo Bogdan z tych partii dramatu jest kimś zupełnie in­nym od bohatera reszty sztuki. Tylko w dialogach z Olą Bogdan, zdradza warcholskie nastroje pozostając zresztą chłopcem szczerym i uczciwym. To co robi w pozosta­łych scenach, charakteryzuje go ja­ko zawadiakę, ale właściwie nie jest żadnym lewactwem, nadużycia władzy nie stanowi. Trzeba było Kuśmierkowi dopiero doprowadzać Bogdana do zrozumiałego afektu i oburzenia, w którym ten podnosi rękę na drania - Pioruna, by do­wieść nam, że komendant zasłużył na degradację. Jak mało organicz­ny dla sztuki był ten gest autora, niech świadczy, że musiał on w następnej (ostatniej) odsłonie pozo­stawić Bogdana w tej samej sce­nerii i nawet powierzyć mu dalsze pełnienie tych samych poruczeń. To jemu właśnie zleca się wyjaś­nienie najważniejszej dla widza sprawy Chmury, niesłusznie posą­dzonego o zabicie milicjanta. Wła­śnie w tej kluczowej sprawie Bog­dan pozostaje zacnym i zgoła praworządnym chłopakiem, a jego decyzja wydania Chmury pro­kuraturze wojskowej jest po prostu wynikiem nieświadomości, przy­padku i omyłki - nie zaś sekciarstwa, okrucieństwa czy złej woli. Nie poglądy, nie złe zamiary - tyl­ko temperament doprowadza Bog­dana do degradacji. Bogdan budzi żywiołową sympatię i wcale nie ża­łujemy, że nie ma kwalifikacji na jednego z tych ludzi, którzy pod­kopują w duszach mas kredyt mo­ralny komunizmu, siłę moralną władzy ludowej - ponieważ sądzą, że nasz cel uświęca ich środki.

Bogdan zatem jest żywy wbrew niektórym założeniom autora. Zało­żenia te dotyczyły spraw arcyważ­nych i aktualnych - ale nie ma­jących prawie odbicia w postępo­waniu Bogdana. Na scenie zaś zaw­sze ważniejsze są postępki od słów. Kuśmierek tej postaci nie "obrazu­je", nie "konstruuje" tylko broni. W rezultacie otrzymujemy bohate­ra błądzącego, ale za to, autentycz­nego.

Nie chcąc i nie mogąc uczynić z Bogdana ani lewaka, ani sekciarza, ani cynicznego zwolennika lipy i przemocy - musiał Kuśmierek odpowiednio przesunąć jego antagonistę i serdeczną opiekun­kę zarazem - Olę, sekretarza komitetu PPR. Inaczej nie by­łoby między nimi różnicy poglą­dów, owego ideowego konfliktu, w którym Ola reprezentować miała słuszną linię partii. Przesunął ją też na prawo, tj. w kierunku świę­tości.

Ola jest właśnie owym bohate­rem idealnym, którego się doma­gała pewna nie bardzo dojrzała część dysputantów w radzieckiej dyskusji przed zjazdem pisarzy. W tej trudnej sytuacji nie pomaga Oli nawet to, że jej Kuśmierek ka­że pić bimber. Czechow mawiał, że mu słowo "ideał" trąci marmeladą. Jak dotąd, w Polsce to słowo zwy­kle pachnie kadzidłem. Kuśmierek samochcąc wpadł w gościnnie roz­darte przepaście angelologii.

Dzieje idealnych bohaterów w li­teraturze naszej są proste. Prawie wszyscy wywodzą się z "Żywotów świętych" a raczej grawitują ku nim. Te wzory są gotowe, niegdyś popularne, dziś już tylko natrętne, ale prawie bezkonkurencyjne. Wie­lowiekowe zabiegi agitatorów i propagandystów fideizmu zostawiły bardzo trwałe i głębokie koleiny w pamięci narodowej ba, w tradycjach piśmiennictwa. Jak wiadomo, bo­haterów "idealnych" spotykamy często u Sienkiewicza. Z jego wspaniałych postaci, właśnie ideal­ne są bledsze od - po prostu - sympatycznych; tak Kmicic jest gru­bo ciekawszy od Skrzetuskiego. O Skrzetuskim pisze Sienkiewicz, że "już mnicha przypominał" i ka­że mu być kolekcją cnót dokład­nie odpowiadającą kwalifikacjom świętego Jerzego; wiedźma Horpya pełni tu rolę smoka strzegące­go niewinności. Pan Podbipięta nie tylko dochowuje czystości, ale gi­nie dokładnie jak święty Seba­stian. Wreszcie pan Michał Woło­dyjowski omal nie wstępuje do klasztoru. Nie mówmy już o Ligii czy Winicjuszu, bo tam omawiana zależność od hagiografii jest po prostu świadomym chwytem pisar­skim i założeniem ideowym utwo­ru.

Skoro Kuśmierek uczynił z Oli świętą, to musiał się zgodzić, że święte są przeważnie religijne, a jeśli pozycja partyjna w tym prze­szkadza, to w każdym razie trzy­mają się konsekwentnie zasad etycznych, w tej zaszczytnej sytua­cji naturalnych. Toteż do sztuki Kuśmierka Ola została przyjęta z dobrodziejstwem inwentarza. Chwi­lami w jej monologach i replikach słychać znane skądinąd tony wszechprzebaczenia i ogólnikowej miłości bliźniego. Nawet skupiona i wynalazcza gra Ryszardy Hanin nie zapobiegała temu wrażeniu. Rzecz jasna, Kuśmierkowi chodzi­ło o słuszną sprawę: o to, by Ola wierzyła w siłę idei, w tak realną konieczność przeciągnięcia na stronę socjalizmu masy biernych, niezdecy­dowanych, nieufnych, których za­straszanie i sekciarstwo tylko odstręczy. Opisane już powody spra­wiły jednak, że - w niezamierzo­nym przez autora efekcie - w kon­frontacji z postępkami Bogdana (a nie jego teoriami) Ola staje się nie­mal rzeczniczką pokoju bożego, rozejmu klasowego. A do czegóż in­nego może dążyć święta - nieomyl­na, cnotliwa, męczeńska i czysta niewiasta - na polskiej scenie, w kręgu ustalonych wzorów, przyzwy­czajeń i tradycji charakterologicz­nych? Tak to inercja formy, bez­wład gotowego schematu odbija się na ważnych sprawach treści. W ten sam sposób - w odmiennych wa­runkach - każdy "bohater ideal­ny" w nowoczesnej literaturze Wschodu nieuchronnie upodabnia się do bahadurów i pehlewanów z "Baśni tysiąca i jednej nocy". Tak romantycy niemieccy ani rusz nie mogli wyjść poza wzory średnio­wiecznych podań rycerskich. Stąd nauka, że cech dla swoich bohate­rów pisarz musi szukać w życiu. Może je brać albo z życia albo z mu­zeum. Tertium non datur.

Na szczęście wegeteriańskim wnio­skom ze słów Oli zaprzecza sam Kuśmierek. Śmierć Oli następuje w rezultacie skrytobójczego zama­chu, z góry przez faszystów ukartowanego. Autor odpowiada na strzał skrytobójcy: Bogdan strzela. I widownia przyznaje mu rację.

Z całej tej sprawy płynie ostatecznie ważny morał, uzasadniający dyktaturę ludu i konieczność walki z wrogiem, byle prawdziwym: nie można służyć dobru, nie krzywdząc zła. Dawno temu powiedział to Wolter.

Powtórzmy zresztą: nie sprawa rozgrywki między Olą a Bogdanem dominuje w tej sztuce, nie od niej zależy ocena. Ta sztuka pokazuje wielkość spraw, które się o brzasku wolności działy i czyni to w sposób jedynie słuszny, artystycznie skrom­ny: dając prawdomówny obraz ogro­mu przeszkód, jakie na naszej dro­dze stały. W "Roku 1944" nie ma pompy, jest za to - tak rzadka i cenna - uroda prawdy. Czujemy radość i żywą wdzięczność zawsze wtedy, gdy w książkach i sztukach naszych pisarzy trafimy na ów ton niepodrabiany, rzetelny i uczciwy, który czyni z literatury miarę spra­wiedliwości życia. To on uderza nas w nowych włoskich filmach.

Kto prawdy nam szczędzi lub ją przekręca, ten chce pozbawić nas pewności, że nasza droga jest słusz­na, nieodwracalna, wytyczona przez sam rozwój życia. I właśnie rze­telny, śmiały, surowy ton jest w sztuce Józefa Kuśmierka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji