Tańczący debiutanci z intelektualnymi ambicjami
"Kreacje 6. Warsztaty choreograficzne" w choreogr. Kurusza Wojeńskiego, Joanny Drabik, Roberta Bondary, Viktora Banki, Eduarda Bablidze, Tomasza Fabiańskiego, Lachlana Phillipsa, Pauliny Jurkowskiej i Anny Hop w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Ten wieczór nazywa się "Kreacje" i jest to tytuł uzasadniony. Młodzi coraz śmielej wchodzą na narodową scenę.
Kto pamięta pierwsze "Kreacje" w Operze Narodowej przed pięciu laty, zauważy różnicę. Tamte warsztaty młodych choreografów bardziej przypominały studenckie popisy, obecne, szóste z kolei, to wieczór tanecznych miniatur.
Tancerze Polskiego Baletu Narodowego przygotowują "Kreacje" sami, łącznie z projektami kostiumów czy plakatu, za minimalne oczywiście pieniądze. Ale każda z dziewięciu tegorocznych choreo- grafii jest propozycją prawdziwie teatralną, z zaprojektowanymi kostiumami, grą świateł, wizualizacjami, często z wykorzystaniem rekwizytów.
Kandydaci na choreografów tańczą w zespole bazującym głównie na technice klasycznej. Im zdecydowanie bliższy jest teatr tańca z wykorzystaniem muzyki swego pokolenia, a nie na przykład starych romantyków.
Mają też ambicję opowiedzenia czegoś ważnego o współczesnym człowieku. W słowie wstępnym do programu "Kreacji" próbują zadziwić widza głębią intelektualnych sądów. Często niewiele z nich przenika na scenę, zwłaszcza że każdy tworzy minispektakl trwający nie dłużej niż 15 minut. Wówczas okazuje się, jak trudno ułożyć z ruchów i gestów spójną i nasyconą treścią teatralną całość.
Niektórym się udaje, a "Kreacje" odkrywają talenty. Do pierwszej edycji pięć lat temu zgłosił się Robert Bondara, dziś już samodzielny twórca. Potrzebuje zaledwie kilku minut i trojga tancerzy, by we "Współczynniku przenikania" pokazać intrygującą grę między ludźmi.
Nazwisko z przyszłością to Lachlan Phillips, młody Australijczyk, od trzech lat tancerz Polskiego Baletu Narodowego. Do "Aisthesii" zaangażował nie tylko sześcioro przyjaciół z zespołu, ale i Dorotę Karinę Dudę, grającą na żywo solową kadencję skrzypcową Pendereckiego. Była zarazem aktorką tej choreografii, a Phillips ujawnił umiejętność tworzenia scenicznych obrazów. Ciekawie przy tym łączy taniec współczesny z elementami baletu klasycznego.
Z rzeczy mniej poważnych warto zauważyć "Szpile" Joanny Drabik zauroczonej teatrem Piny Bausch czy "Arctic" na pięciu mężczyzn Anny Hop, która po raz kolejny pokazała, że umie się bawić tańcem. W jej przypadku chyba już pora na coś poważniejszego, bo w pewnym momencie z "Kreacji" wypada wyrosnąć.