Artykuły

Założyłem sobie, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, resztę oceni historia

Tydzień temu odbyła się prapremiera spektaklu "Skazany na bluesa". Sztuka jest sukcesem. Jak w tym zamieszaniu odnalazł się Tomek "Kowal Kowalski, odtwórca głównej roli, Ryśka Riedla? - Nie zdawałem sobie sprawy, że tyle energii trzeba włożyć w te przygotowania. Arek jednak świetnie mnie poprowadził - mówi.

Lubisz jeszcze Ryśka Riedla?

- (śmiech) Jak najbardziej! Nic się w tej kwestii nie zmieniło.

A udało ci się już ochłonąć po emocjach związanych z premierą spektaklu "Skazany na bluesa"?

- Myślę, że tak. Na początku tego tygodnia wróciłem do siebie do domu i siłą rzeczy te emocje zaczęły powoli opadać. Ale to, co się wcześniej działo, to było jakieś szaleństwo. Do obecności publiczności mieliśmy okazję trochę już przywyknąć, bo w zeszłym tygodniu, przed premierą, mieliśmy zamknięte pokazy z udziałem widzów. Mogliśmy poznać ich pierwsze reakcje, przekonać się, jak nas odbierają. Piątkowa premiera była wspaniała. Piękna! To, co się tam wydarzyło, reakcja ludzi, to że z nami śpiewali, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Byłem bardzo podekscytowany tym wszystkim, do tego stopnia, że w zasadzie nawet nie załapałem się na bankiet (śmiech).

Na bankiecie po premierze spektaklu pojawiłeś się tylko na chwilę, ale odbyła się na nim jedna, symboliczna dość scena, gdy serdecznie cię wyściskał i pogratulował ci Maciej Balcar, wokalista Dżemu. Takie spotkanie Ryśka Riedla ze spektaklu i Indianera z filmu "Skazany na bluesa"....

- To było bardzo miłe ze strony Maćka. Przecież w zasadzie mógłby wcale nie reagować. A tymczasem on czy też Beno Otręba, basista Dżemu, bardzo pozytywnie podeszli do naszego spektaklu i mojej w nim roli. Zresztą rozmawialiśmy już wcześniej, rano w dniu premiery, gdy w Teatrze Śląskim program na żywo nadawała radiowa "Trójka". Beno i Maciej powiedzieli, że jestem ich chłopak, że są ze mną i kibicują mi. Potem czytałem także recenzje z premiery, z których też płynęło sporo ciepłych słów. To fajna sprawa. Te pierwsze trzy spektakle, które zagraliśmy w poprzedni weekend, były dla nas dużym przeżyciem, na każdym bisowaliśmy. Wyszliśmy z nich mocno wymęczeni, ale szczęśliwi, że się udało.

Podczas piątkowej premiery "Skazanego na bluesa" na widowni zasiedli także twoi bliscy, m.in. tata Marian i syn Natan. Jakie były ich reakcje po spektaklu? Jeszcze przed jego rozpoczęciem twój ojciec wspominał, że ma chusteczki na podorędziu.

- Mój tata to taki zawodnik, że trudno go rozkruszyć. Przeżył wojnę, ma silny charakter, twardo stąpa po ziemi. Zobaczyć łzy w jego oczach to jest sukces. Byli wzruszeni i zaskoczeni tym, co zobaczyli na scenie Teatru Śląskiego. Nie spodziewali się, że z takim rozmachem będzie zbudowana ta historia, tak ułożone etiudy, światła i ta cała muzyka na żywo. Byli pod wrażeniem, a ja razem z nimi.

Pochodzisz z Marcinowa koło Trzebnicy na Dolnym Śląsku. Ze względu na spektakl Katowice staną się teraz twoim drugim domem?

- Nie sądzę. W trakcie przygotowań do premiery spektaklu ciężko było wyjść z teatru, z mojego pokoju, by cokolwiek zobaczyć w mieście. Ostatnio tylko wyszliśmy z dziewczyną na spacer, ale szybko wróciliśmy. Te uliczki jeszcze nie są rozpoznane (śmiech).

A jak odnajdujesz się w gwarze śląskiej?

- No, tutaj chyba potrzeba jeszcze trochę pracy. Po piątkowej premierze znajomy, techniczny zespołu KAT, powiedział: "Wszystko pięknie, tylko nie mów po śląsku, bo prawdziwi Ślązacy wychwycą każdy fałsz" (śmiech).

Arek Jakubik, reżyser spektaklu "Skazany na bluesa", kilkakrotnie powtarzał, że ma farta do ludzi. Mówił to także w kontekście twojej osoby. Po pierwszych opiniach widzów widać, że się nie mylił. Obsadzenie cię w roli Ryśka Riedla było strzałem w dziesiątkę.

- Arek Jakubik to bardzo fajny facet. Dobrze się rozumiemy. Zauważyłem, że strasznie mnie chwali, ale przesadza w tym (śmiech). Współpraca z nim to była świetna przygoda, duże wyzwanie. Trzeba pamiętać, że nie jestem zawodowym aktorem, tylko amatorem. Teatr to nie jest moje naturalne środowisko. Kompletnie nie miałem pojęcia, jak ta praca przy spektaklu będzie wyglądać. Nie zdawałem sobie sprawy, że tyle energii trzeba włożyć w te przygotowania. Arek jednak świetnie mnie poprowadził. Chyba sporo się tu nauczyłem, "Skazany na bluesa" nie jest łatwym spektaklem. Choć może nie jest tu zbyt dużo kwestii mówionych, ale są emocje. Duże, Takie, z którymi trzeba dać sobie radę, by zwyczajnie nie pęknąć. Zwłaszcza w drugim akcie spektaklu, który chwilami jest dość smutny. Moim zdaniem najważniejsze jest przekazanie emocji, a żeby to uczynić, trzeba się otworzyć. Bo tego chyba nie da się zagrać. Staram się, by wszystko, co tu robię, było moje.

Rysiek Riedel mocno siedział ci w głowie w trakcie przygotowań do spektaklu?

- Tak. Starałem się możliwie jak najlepiej przygotować do tej pracy. Wcześniej był też udział w polsatowskim programie "Must Be The Music", gdzie jedną z piosenek, wybraną przeze mnie, była "Modlitwa III" Dżemu.

Muzyka od dawna grała ci w duszy?

- Muzyka towarzyszyła mi od dzieciaka. Ojciec mnie zaraził tą pasją. To on mnie oswoił m.in. z muzyką Czesława Niemena.

A skąd się wzięła fascynacja Dżemem i Ryśkiem Riedlem?

- Rysiek Riedel tak naprawdę pojawiał się już na etapie nauki w liceum, na jakichś imprezach. Bo wcześniej to sięgałem raczej po ostrzejsze klimaty. Około 2000 roku zacząłem bardziej słuchać utworów Dżemu. Jak zakładaliśmy z chłopakami nasze pierwsze składy muzyczne, to repertuar Dżemu był taką podstawą. Graliśmy to na koncertach. Czyli jak policzyć, to już w sumie kilkanaście lat z Dżemem się uzbierało.

Decyzja o spróbowaniu sił w castingu na rolę Ryśka Riedla w spektaklu "Skazany na bluesa" przyszła ci łatwo?

- To była trudna decyzja, o castingu dowiedziałem się przypadkiem, ale postanowiłem spróbować. Przekonała mnie przede wszystkim wizja teatru, teatralnego pokazania Ryśka Riedla. To przecież niesamowita postać. Prawdziwa ikona. Założyłem sobie już na początku tej przygody, że ja ze swojej strony zrobię wszystko, a resztę oceni historia.

Gdybyś miał jeszcze raz podjąć decyzję, czy brać udział w castingu. to odpowiedź byłaby taka sama?

- Było, minęło, nie ma co gdybać... A tak naprawdę spektakl "Skazany na bluesa" to bardzo ważny rozdział w moim życiu. Wprawdzie emocje, które musieliśmy włożyć w jego przygotowanie, wykończyły mnie dość mocno, ale warto było się temu poddać. Nie żałuję żadnej sekundy.

Po zainteresowaniu, jakie wywołuje "Skazany na bluesa", wyprzedanych biletach i ilościach zapytań o kolejne terminy spektakli można przypuszczać, że ten rozdział będzie bardzo długi w twoim życiu. "Jeździec burzy", spektakl ożyciu i karierze Jima Morrisona, który dla warszawskiego Teatru Rampa wyreżyserował Arek Jakubik (premiera odbyła się w 2000 roku), wystawiony był już grubo ponad 200 razy.

Póki co trudno mi sobie wyobrazić, bym mógł być Ryśkiem Riedlem za 10-15 lat. Twarz się zmieni, ja się pewnie zmienię... Stary facet, który ma grać stosunkowo młodego kolesia (śmiech).

W tym spektaklu dużo śpiewasz. Na sto procent swoich możliwości czy raczej starasz się oszczędzać głos?

- Staram się dbać o głos. Piję jakieś specyfiki, siemię lniane - to świetnie wpływa na głos. Na pewno odpada alkohol. Ja generalnie nie piję, bo alkohol może dobrze działa na imprezach, ale nie idzie w parze z dobrym śpiewaniem. Występ w spektaklu to duży wysiłek, ale cała zabawa polega na odpowiednim przygotowaniu. Trzeba się dobrze rozśpiewać przed wejściem na scenę. I nie wydzierać, by oszczędzać struny głosowe. Poza tym jest w tym dużo techniki.

Pogodzisz granie w spektaklu z działalnością w swoim zespole FBB?

- Chłopcy pracowali teraz beze mnie, przygotowywali materiał.

FBB to już twój docelowy plan na życie? Właściwa ekipa?

- Mam nadzieję. Zobaczymy, jak chłopaki wytrzymają, gdy się pojawią koncerty. Na razie wszyscy jesteśmy razem, konsekwentnie trzymamy się w tym składzie. Działamy dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji