Artykuły

Skakanka na szyi

"Liza" w reż. Michała Witta-Michałowskiego na Scenie Prapremier InVitro w Lublinie. Pisze Jarosław Cymerman w Teatrze.

Interpretując "Wiecznego męża" przez pryzmat cierpienia dziecka, Witt-Michałowski pyta, jak daleko może posunąć się człowiek żyjący "w niezrozumiałym świecie pozbawionym stałych punktów oparcia".

Kiedy oglądałem najnowszy spektakl Łukasza Witta-Michałowskiego, trudno było mi oprzeć się wrażeniu pewnego spętania twórcy Sceny Prapremier InVitro. Jakby wobec klasyki wolno mu było zrobić mniej niż przy okazji współczesnych tekstów i jakby adaptując "Wiecznego męża" Fiodora Dostojewskiego, musiał okiełznać swoją wyobraźnię, skapitulować wobec "dostojewszczyzny", wobec sążnistych "duszoszczypatielnych" dialogów i monologów, wreszcie zrezygnować z części teatralnych gier, bardziej niż zwykle zaufać aktorom. Koniec końców jednak okazało się, że te dobrowolnie przyjęte więzy pozwoliły mu na stworzenie oszczędnego w środkach, a jednocześnie przejmującego widowiska, i wcale nieodległego od tego wszystkiego, czym dzisiaj żyjemy.

Na pozór "Liza" to dowód na odejście przez Witta-Michałowskiego od ulubionych kontrowersyjnych tematów. Adaptowanie Dostojewskiego wydawać się może bezpieczniejsze niż zajmowanie się tym, co stało się na Wołyniu czy w Nangar Khel. Dziewiętnastowieczny Petersburg i jego zaułki, tużurki, cylindry, imiona i nazwiska uzupełniane otczestwami - to wszystko trąci egzotyką, może sprawić, że widz zacznie uciekać w bezpieczne rejony abstrakcyjnej spekulacji, beznamiętnego obserwowania psychologicznej gry i manipulacji. Twórca Sceny Prapremier InVitro jednak wie, jak to wszystko w odpowiednim momencie sprowadzić na ziemię, jak pokazać, że Dostojewski rzeczywiście zgłębił wnętrze nowoczesnego (a pewnie i ponowoczesnego) człowieka szarpiącego się pomiędzy pustym niebem a zapatrzeniem się w samego siebie i pokusą sięgnięcia dna upadku.

Scenograf Marek Braun podzielił przestrzeń sceny na trzy części przy pomocy półprzezroczystych, ciemnych kurtyn. Całą resztę wystroju stanowi kilka krzeseł, wieszak i obszerne łóżko w głębi. W tym dość surowym wnętrzu odbywa się gra pomiędzy dwoma bohaterami - Aleksym Iwanowiczem Wielczaninowem (w tej roli Mariusz Bonaszewski) i Pawłem Pawłowiczem Trusockim (Jarosław Tomica) - kochankiem i mężem tej samej kobiety. Witt-Michałowski wybiera jedynie część wątków z obszernego opowiadania Dostojewskiego i zmienia perspektywę - to nie zmarła niedawno Natalia Wasiliewna Trusocka i jej mężczyźni, ale właśnie jej córka staje się w spektaklu najważniejszym punktem odniesienia.

Można zatem zaryzykować i potraktować "Lizę" jako swojego rodzaju glosę do jednego z wątków poprzedniej realizacji InVitro - "Aporii" (spektaklu opartego w znacznej części na relacjach ocalonych z rzezi wołyńskiej), do otwierającej to przedstawienie opowieści cudem ocalałej sześciolatki. Tyle że tamtej dziewczynce zło wyrządziła spuszczona z łańcucha Historia, jacyś pozbawieni twarzy, zredukowani do kilku fraz i gestów oprawcy, w których najgorsze instynkty wyzwoliła opętańcza myśl oczyszczenia Wołynia ze wszystkiego, co nieukraińskie. Tytułowa bohaterka adaptacji "Wiecznego męża" padła z kolei ofiarą równie niepojętej i obłąkanej gry pomiędzy dwoma konkretnymi, po dostojewsku wnikliwie sportretowanymi mężczyznami. Liza stała się zakładniczką ich ambicji i popędów (i Bóg wie, czego jeszcze). Witt-Michałowski dotyka znów tego samego zła, tym razem jednak w małej, kameralnej skali. Wydaje się ono wówczas niepokojąco banalne, ale burzy świat dziewięciolatki równie skutecznie jak zbrodnicze ideologie.

Bonaszewski i Tomica grają w klinczu, to ich zwarcie decyduje o temperaturze spektaklu. Towarzysząca im Matylda Damięcka wciela się w kilka ról, budując tło dla tego, co dzieje się między mężczyznami. Ten pierwszy gra Wielczaninowa z typowym dla siebie rozedrganiem, które odpowiednio dawkowane pozwala oddać wewnętrzny niepokój tej postaci. Balansuje pomiędzy cynizmem a poczuciem, że niespodziewane pojawienie się w jego życiu małej dziewczynki może je zasadniczo zmienić. Wyzywający i, na pierwszy rzut oka, pewny siebie bohater kontrastuje z pochylonym, miętoszącym w dłoniach kapelusz Trusockim Tomicy.

W ogóle pomimo ekspresyjności Wielczaninowa to właśnie zdradzony mąż wydaje się postacią ciekawszą. Przypomnijmy - po raz pierwszy zjawia się on u Aleksego Iwanowicza około trzeciej w nocy, a rzecz dzieje się w czasie petersburskich białych nocy. Niby jest pijany, nie widać jednak po nim tego, ustawia się w pozycji ofiary, męża rogacza. W miarę upływu czasu, w kolejnych scenach zmienia się z "wiecznego męża" w "drapieżnego typa", mszczącego się na niewinnym dziecku i w wyrafinowany sposób dręczącego dawnego kochanka żony.

Trusocki od samego początku wydaje się antypatyczny, czuć, że za jego naiwnością kryje się wyrachowanie. Niezwykle plastyczna gra Tomicy pozwala na pokazanie migotliwości tej postaci. Dawny safanduła, którego Wielczaninow traktuje z góry, z jednej strony prowadzi bezwzględną grę, a z drugiej pokazuje twarz bezmyślnego okrutnika zatracającego się w pijanym widzie. Blisko tej postaci do Marmieładowa ze "Zbrodni i kary" - szczególnie mocno uderza to podobieństwo, gdy w ostatniej scenie, już po śmierci Lizy, niezgrabnie tańczy przed skąpo odzianą saksofonistką.

Witt-Michałowski nie epatuje brutalnością, co jednak nie znaczy, że obchodzi się z widzem delikatnie. Znacznie mocniej i inaczej niż w oryginale akcentuje krzywdę Lizy (gra ją kilkuletnia Dominika Podsiadła). U Dostojewskiego Trusocki szarpie się z płaczącą i krzyczącą dziewczynką, nie mając na sobie tużurka i kamizelki, w lubelskim spektaklu ma opuszczone do kolan spodnie. Zmiana dość charakterystyczna, jednocześnie z miejsca stawiająca historię córki Natalii Wasiliewny w kontekście współczesnych skandali z pedofilią w tle.

Problem cierpienia dziecka stanowi przecież jeden z kluczowych tematów twórczości Dostojewskiego - wystarczy przypomnieć sobie, co mówi o tym Iwan Karamazow, dla którego było ono niewyobrażalnym skandalem i jednym z podstawowych argumentów za "zwróceniem Bogu biletu". Witt-Michałowski, interpretując "Wiecznego męża" właśnie przez pryzmat cierpienia Lizy, sprawia, że jego spektakl w mniejszym stopniu jest analizą brutalnej psychologicznej przepychanki pomiędzy mężem i kochankiem, a bardziej próbą pytania - jak daleko może posunąć się człowiek żyjący "w niezrozumiałym świecie pozbawionym stałych punktów oparcia" (by zacytować fragment zapowiedzi spektaklu).

Na początku "Wiecznego męża" Dostojewski wspomina o zmaganiu się Wielczaninowa z "jakimiś tam wyższymi racjami", który jednak "wiedział dobrze, że niech no tylko ułożą się odpowiednie okoliczności, a momentalnie i bez względu na głos sumienia wyrzeknie się owych wyższych racji i sam pierwszy będzie je wyśmiewał". Trusocki z kolei, znalazłszy po śmierci żony szkatułkę mahoniową z listami żony do i od kochanków, "rozpuszcza się całkiem" i funduje Lizie piekło, a skakanka zamiast z beztroską zabawą zaczyna się dziewczynce kojarzyć z samobójczymi próbami ojca. Jej świat po śmierci matki i odwróceniu się najbliższego człowieka uległ bowiem całkowitej destrukcji. Umieszczona zostaje pomiędzy dwoma pozbawionymi wszelkich hamulców mężczyznami, samotna w wielkim, obcym mieście, w oparach alkoholu, wśród emocji, których nie jest w stanie pojąć. Szaleństwo białych nocy, kiedy dzień miesza się z nocą, można wtedy czytać jako przenośnię chaosu, którego ofiarą pada najbardziej niewinna istota.

Ciekawe, że źródłem tego pomieszania jest łóżko. Ten centralny mebel - duży, z parawanem - zostaje zarezerwowany dla małej dziewczynki. To w nim cierpi i umiera, i to właśnie w nim, w romansach jej matki, tkwi korzeń zła dotykającego dziecko, burzącego spokój Trusockiego i Wielczaninowa. Może takie postawienie problemu zanadto upraszcza sprawę Lizy, może sprowadza ją do łatwej pochwały "mieszczańskiej" moralności. Tak przeczytany Dostojewski brzmi jednak szczególnie wymownie na początku XXI wieku, kilkadziesiąt lat po rewolucji seksualnej, gdy "poliamoria" (by użyć modnego ostatnio słówka), właśnie taka, jak w przypadku Natalii Wasiliewny, nie jest już podobno źródłem jakichkolwiek problemów i staje się jednym z lansowanych powszechnie wzorców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji