Artykuły

Wyspa bez zasad

"Wyspa Marivaux" w reż. Iwo Vedrala na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Wyspa Marivaux", najnowsza propozycja Teatru Wybrzeże, jest zbiorem trzech luźno połączonych ze sobą XVIII-wiecznych jednoaktówek. Niestety, jako całość rozczarowuje. Spektakl warto zobaczyć głównie dla udanych ról Katarzyny Figury i Agaty Bykowskiej.

W piątkowy wieczór Teatr Wybrzeże zaprosił widzów na premierę najnowszej produkcji - "Wyspy Marivaux", zbudowanej z trzech rzadko u nas wystawianych jednoaktówek mało znanego w Polsce XVIII-wiecznego francuskiego dramaturga Pierre de Marivaux, który pisywał m.in. dla Comedie Francaise, a dziś przez nielicznych kojarzony jest głównie jako twórca archaicznych komedii salonowych.

Połączenia w jedną całość krótkich sztuk "Spór", "Triumf miłości" i "Wyspa niewolników" (pisanych przed wiekami jako komedie) podjął się Iwo Vedral, reżyser młodego pokolenia, który wcześniej zrealizował w Teatrze Wybrzeże spektakle "Łup" i "Solness". W spektaklu, który obejrzeliśmy na Scenie Kameralnej w Sopocie, pojawiło się kilka nowych twarzy Wybrzeża. Pierwsza z nich to Katarzyna Figura, dla której "Wyspa Marivaux" jest debiutem w roli etatowej aktorki tej sceny (przed 12 laty gościnnie zagrała w Wybrzeżu w "Hanemannie" według prozy Stefana Chwina). Oprócz niej po raz pierwszy zaprezentowali się także młodzi aktorzy Monika Janeczek i Jakub Mróz.

Trzy akty w jednym

W zamyśle reżysera treść osiemnastowiecznych jednoaktówek przeniesiona jest do naszej współczesności, a jej miejscem jest bliżej nieokreślona wyspa przypominająca kiczowate plażowe śmietnisko, dokąd trafia grupa życiowych rozbitków. Sytuacja alienacji sprzyja odwróceniu ról i tak oto w "Wyspie niewolników" niewolnicy w jednej chwili stają się panami, jak służbę traktując dotychczasowych chlebodawców.

W takiej roli w jednej chwili odnajdują się nieokrzesana i pełna żalu Kleantis (Katarzyna Figura, która aktorsko zdominowała pierwszą część spektaklu) i przepełniony pretensją do pana niejaki Ej (Krzysztof Matuszewski), którzy próbują powetować dawne krzywdy, ale też na nowo poukładać sobie życie. Przejmując role panów próbują przejąć też ich styl mówienia i działania. Za nieoczekiwany sukces przyjdzie im jednak drogo zapłacić, bo zagłada starego porządku oznacza jednocześnie brak jakichkolwiek zasad i wartości.

W drugiej jednoaktówce pt. "Spór" przyglądamy się "wyhodowanym" w odosobnieniu dwóm dziewczynom, w których budzi się kobiecość. To Egle (wyrazista, zapadająca w pamięć rola Agaty Bykowskiej) i Adina (Monika Janeczek), narcystycznie skoncentrowane na sobie i swoich pragnieniach, które rywalizują o względy tak samo jak one niedoświadczonych młodzieńców (Piotr Witkowski, Jakub Mróz). Co oznacza raz dane słowo, czy można kupczyć wiernością, czy moje pragnienia są najważniejsze - to pytania, przed którymi staje każdy z tego czworokąta, ucząc się żyć w świecie bez wartości.

Potem już tylko gorzej

Na tej części kończy się jednak w miarę spójnie poprowadzona fabuła. Trzeci akt "Trumf miłości" jest bowiem zmarnowany fabularnie i aktorsko. W plątaninie ciał, które leżąc i wijąc się wypełniają scenę, w wypowiadanych na jednym tonie kwestii i dialogów, w absurdalności pseudo-bajkowych postaci zupełnie zatraca się sens i wymowa trzeciego aktu, który zapewne - w reżyserskim zamyśle - miał być zwieńczeniem spójnej całości. Niestety, zabrakło i spójności, i zwieńczenia. Pozostało wrażenie chaosu na scenie i braku pomysłu na postaci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji