Artykuły

Uśmiech zamiast śmiechu

"Prywatna klinika" w reż. Jerzego Bończaka w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Danuta Piekarska w Gazecie Lubuskiej.

Mamy wszystko, co trzeba. Od sprawdzonej sztuki spółki autorskiej Dave'a Freemana i Johna Chapmana (pierwszy pisał m.in. dla popularnego komika Benny'ego Hilla, nazwisko drugiego jest wśród autorów telewizyjnego serialu komediowego "Allo, Allo") po sprawdzonego reżysera (mimo krótkiego doświadczenia w tej roli, Jerzy Bończak dorobił się miana specjalisty od fars).

Mamy zespól aktorów, który wcześniej sprawdził się w pozornie łatwym teatralnym gatunku. Na koniec jest i publiczność, złakniona rozrywki, jak Kowalski przypływu gotówki przed wypłatą.

Dlaczego więc po ostatniej premierze pod klawiaturę komputera ciśnie się zdanie: nie znam gorszego uczucia w teatrze, gdy coś, co ma śmieszyć, budzi co najwyżej uśmiech?

Siedzi człowiek na widowni i z zazdrością wsłuchuje się w śmiech sąsiada (natura obdarzyła nas nierównie także w tej dziedzinie). A u ciebie nic. Już jesteś gotowy brać winę na siebie, przywołując wszelkie przyczyny - od braku poczucia humoru (tylko dlaczego w tym samym teatrze pękałeś ze śmiechu na niejednej farsie?) po fatalny dzień. Ale - okazuje się - nie jesteś w odbiorze odosobniony.

Dlaczego więc nie bawi coś, co dla zabawy zostało stworzone?

Fabuła angielskiej farsy swym nieprawdopodobieństwem nie odbiega od poprzednich. Harriet (Tatiana Kołodziejska) jest zaradną kobietką, która w trudnych czasach daje chwile wytchnienia dwu żonatym panom. Każdy jest przekonany, że sam utrzymuje mieszkanie i kochankę z jej nieobecną, ale wyjątkowo żarłoczną mamusią.

W takim miejscu prędzej lub później pojawią się żony panów oraz inni niespodziewani goście. Rzecz w tym, by nie dopuścić do spotkania osób, które spotkać się nie powinny. A kiedy to nastąpi, zaoszczędzić im niepotrzebnej wiedzy o wzajemnych relacjach. Przy wszystkich nieprawdopodobieństwach zachowując pozory prawdopodobieństwa.

Trudno je jednak utrzymać, gdy mocna kreska farsy zostaje dodatkowo podkreślona środkami aktorskimi. Postacie zmieniają się w marionetki, a kreowany na scenie świat zamiast wciągać widza, budzi dystans prawie operetkową sztucznością.

Chwilami nawet patrzymy z podziwem, jak zręcznie aktorzy ruszają się w maszynerii drzwi, niespodziewanych spotkań i telefonów, te. Ale do prawdziwej zabawy to za mało.

Kreowany na scenie świat zamiast wciągać widza, budzi dystans prawie operetkową sztucznością. A Rola Ryszarda, którą gra Jerzy Bończak, opiera się o choreografię. Studium ruchu pijanego w sztok mężczyzny, który usiłuje zapanować nad ciałem, to aktorski popis reżysera. Któremu nie udało się stworzyć spójnego pod tym względem spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji