Artykuły

Szekspir w siermiężnych podwiązkach

"Wieczór trzech króli" pod opieką pedagogiczną Jerzego Stuhra w PWST w Krakowie. Pisze Małgorzata Bordzio-Olszewska w Gazecie Krakowskiej.

Przed przedstawieniem "Wieczoru Trzech Króli" Szekspira w wykonaniu studentów IV roku krakowskiej PWST (pod opieką pedagogiczną Jerzego Stuhra) przeczytałam "Sagę rodu Słonimskich" Janiny Kumanieckiej. Jak wiadomo, Antoni Słonimski był - pośród innych swoich zajęć - wybitnym recenzentem teatralnym. Lektura książki o nim to najciekawsze wydarzenie związane z tym teatralnym wieczorem. "Wieczór Trzech Króli" to sztuka, której głównym konceptem jest zamiana ról płciowych. Cudem uratowana z rozbitego statku Viola, trafia na wybrzeże wyspy Ilirii, gdzie panuje książę Orsino. Dziewczyna przywdziewa męski strój i zostaje sługą księcia. Jak można się domyślić, wkrótce zakochuje się w swoim panu, niestety, jako mężczyzna nie ma szans na wzajemność...

Świeżo upieczeni absolwenci PWST postanowili pójść dalej niż Szekspir i pokazali dwie wersje spektaklu - w wykonaniu wyłącznie męskim i wyłącznie żeńskim. Podejrzewam, że chcieli w ten sposób udowodnić umowność ról płciowych i wyśmiać stereotypy. Mężczyźni bowiem - nawet w rolach damskich - są twardzi, witają się uściskiem ręki, a skomplikowane sprawy miłosne załatwiają rzeczowo i bez zbędnych słów. Przebrane za panów panie charakteryzują się egzaltowanym stosunkiem do życia i płaczliwością. Postawione przed koniecznością pojedynku - truchleją i piszczą, jakby zobaczyły mysz. Myślę jednak, że nie chodziło tu tylko o parodię. Wyobrażam sobie, że zamiarem reżysera i aktorów było pobudzenie widzów do namysłu nad sporami współczesnego świata. Efektem miałoby zapewne być przekonanie, iż cała awantura dookoła transseksualności, homoseksualizmu, "normalności" i "zboczenia" jest funta kłaków niewarta - normalność jako taka nie istnieje, a to, czy jesteśmy postrzegani jako męscy czy żeńscy - zależy wyłącznie od stroju i zachowania. Niestety, nawet jeśli taki zamiar istniał, spalił na panewce. Aby pokazać niuanse tego, co nazywamy "męskością" i "kobiecością", trzeba przygotowania lepszego niż mieli młodzi aktorzy - miny macho i płacz kobiecy nie wystarczą. Co gorsza, zarżnięto również dzieło Szekspira. Wersja męska i żeńska "Wieczoru Trzech Króli" niewiele się od siebie różnią tekstowo. Niestety, nie przewidziano też antraktu. Widz, który właśnie był świadkiem zaręczyn Violi i księcia Orsino, może odnieść wrażenie, że wpadł w pętlę czasu - gdy intryga miłosna zaczyna się na nowo, tym razem w interpretacji pań. Sami aktorzy bardzo się starali - grali jednak w sposób sztuczny, nieco "szkolny". Jasnym punktem spektaklu był Błazen utalentowanego Piotra Roguckiego. Taki to los, idziesz na "odmładzanego" Szekspira, a widzisz farsę i tylko błazen przywraca ci wiarę w przyszłość teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji