Artykuły

Nie pozwala zasnąć

Wielka klasyka na­rodowa zawsze poja­wiała się i miała wie­le do powiedzenia w momentach, gdy w kraju działo się coś ważnego, dobrego lub złego. Nawet wtedy, gdy poszukiwania te­atralne kończyły się skanda­lem. Coś zawsze pozostawało. Słowa wieszczów i teatralne realizacje na przekór sprzeci­wom, krytyce, administracyj­nym decyzjom. Taka funkcja żywej sztuki. Aktor z instru­mentem słowa i działań po­trafi najlepiej trafiać do wy­obraźni odbiorcy. Budzić ją, zmuszać do akceptacji, albo do protestu.

Przedstawienia bywały is­kierką zapalającą, skłaniającą do czynu, albo źródłem spo­kojnej, kontemplacyjnej ref­leksji. Wydarzeniem arty­stycznym spektakle teatralne bywały nieczęsto. Częściej wiązały się z jakimiś skutka­mi nie mającymi ze sztuką wiele wspólnego.

Prapremiera "Wesela" na początku wieku obraziła wie­le osób, rozpoczęła spory historiozoficzne na długie lata. I tak już zostało, aż do na­szych dni.

Powrót Hanuszkiewicza do współczesnego teatru polskie­go zaznaczony został szokują­cym "Weselem" przygotowa­nym ze studentami łódzkiej szkoły teatralnej. Telewizja powieliła skandal nadając dy­plomowe popisy studentów w drugim programie.

Rok temu opolski festiwal klasyki wywołał więcej rozgo­ryczeń niż zadowolenia. Znów okazało się, że w "Kordianach" nie ma Kordianów, a za pomysłami inscenizacyjnymi i analizami nie nadążają akto­rzy. W tym zbiorowym roz­czarowaniu miał swój udział teatr olsztyński lekkomyślnie wystawiając się do bicia z "Nocą listopadową". A sytu­acje zachęcają, więc amatorów do pastwienia się nie brakowało.

Wcześniej to samo wyda­rzyło się z ostatnimi "Dzia­dami" olsztyńskimi. Bluźniły tradycji, ale przecież w ja­kimś stopniu były świadectwem świadomości społecznej tamtych lat, podobnie jak po­średnim odbiciem nastrojów i zbiorowych przeczuć były słynne "Dziady" Dejmka, na które nerwowo i niepotrzeb­nie zareagowała administracja. Na szczęście praktyki to od­ległe. Dzisiaj już inaczej, mą­drzej patrzy się na rolę eks­perymentu przeradzającego się w skandal. Dlatego nikt nie przestraszył się szoku "Wesela" Hanuszkiewicza i powielono widowisko przed milionowym audytorium. A jest to "Wesele", które chce wyzwolić się z legendy, mó­wić o współczesności, i to mó­wić głosem młodych. A co z tego wyszło? Żarli­wośc w jednej tylko tonacji. Krzyk jak na koncercie bito­wym. Całkowity prawie brak wyczucia na odmienność spraw, konfliktów, osobowości. Tradycja dzieła Wyspiań­skiego przekazała niemożność rozbitą na różne klasy i środowiska, u każdej osoby uja­wniającą się inaczej. Młodzież Hanuszkiewicza posługuje się tylko jednym kluczem - emocją podlaną alkoholem. Nawet Wernyhora wzywający do czynu zwala się w pew­nym momencie pod stół i z upojenia głośno chrapie.

Tak surowo i bezlitośnie nie obszedł się z naszą niemożnością żaden inscenizator. Trzeba jednak dodać, że po wybuchu biesiadnego rozpasania pojawia się w przedsta­wieniu chwila zadumy, re­fleksji. Goryczy to jednak nie usuwa. W finale również spo­tykają się ze sobą kontrasty - żywiołowa, ślepa radość i poważne skupienie.

Nasz los widoczny jak dłoni. Chcemy go przełamać, zmienić sobie. Zadaniem sztu­ki jest chwytać wszystkie tru­dności na tej drodze. Kolej­ne "Dziady" warszawskie Krystyny Skuszanki potwier­dzają przeznaczenie. Na spek­takl rzucili się krytycy z powodów pozaartystycznych. Nie warto wtrącać się do tych rozgrywek.

Dla obserwatora z boku in­scenizacja liczy się z innych powodów. Widowisko wskazu­je na klęskę tego wymiaru romantyzmu, który kierował się wyłącznie porywami ser­ca, czuciem, emocjami. W tym wymiarze nawet nie spełnia­jąc wszystkich oczekiwań ar­tystycznych, estetycznych, zjawisko na scenie coś zna­czy, skłania do myślenia, nie pozwala zasnąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji