Artykuły

Ostatni Mohikanin

"Synek" Marcina Gawła, Zbigniewa Kadłubka i Zbigniewa Stryja w reż. Macieja Podstawnego w Kopalni GUIDO, Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu. Pisze Witold Mrozek członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

"Czy wy mie mocie za jakiego Indianera?" - pytał w "Paciorkach jednego różańca" (1979) stary górnik Habryka dyrektora, co chciał wysiedlić go z ukochanego domku na Giszowcu. I kpił, że aparatczykowi pomylił się Karol Marks z Karolem Mayem. To jeden z moich ulubionych filmów Kutza, zarazem nostalgiczny i ironiczny. Pokazuje i protekcjonalny stosunek partyjnych elit do klasy robotniczej, i peryferyjny status Śląska w ramach PRL, i pobłażliwe nastawienie ludowej ojczyzny do plebejskiej śląskiej kultury.

W finale monodramu "Synek" wyreżyserowanego przez Macieja Podstawnego fantazja o śląskim ostatnim Mohikaninie staje się ciałem. Marcin Gaweł z indiańskim pióropuszem na głowie je gumiklejzy (czyli kluski śląskie) i roladę "z modrom kapustom". Jest ostatnim żywym Ślązakiem, pokazywanym w charakterze atrakcji. Spektakl grany jest w zabytkowej kopalni. Kiedyś kopalnie były centrami życia lokalnych społeczności i filarem gospodarki, dziś - od czasu do czasu próbuje się w ramach "rewitalizacji terenów postindustrialnych" zamieniać je w centra kultury. Zabrzański "Guido" to jeden z bardziej udanych przykładów; ale zasadniczo na Śląsku scenariusza z Nadrenii Północnej-Westfalii nie udało się zrealizować.

W związku z przebudzeniem tożsamościowym Ślązaków, obudziła się moda na śląskość w teatrze. Mieliśmy w Katowicach dopiero co premierę "Skazanego na bluesa", gdzie lider "Dżemu" spotykał postaci z płócien Teofila Ociepki i jego górniczej grupy malarzy-prymitywistów. Tam też był Indianin. Wcześniej Talarczyk i Mirosław Neinert wystawili w tamtejszym Teatrze Korez "Cholonka" Janoscha, przesuwając w nieco bardziej pogodną, biesiadną stronę bezlitosną wymowę tej powieści. Udaną "Piątą stronę świata" Kutza Talarczyk wyreżyserował jeszcze przed objęciem katowickiej dyrekcji. Wreszcie Ingmar Villqist pokazał w Bielsku-Białej "Miłość w Königshutte", rozliczeniowy spektakl o powojennych prześladowaniach Górnoślązaków i obozie koncentracyjnym w Świętochłowicach-Zgodzie, gdzie przetrzymywały ich władze nowej Polski. Szkoda tylko, że poziom artystyczny inscenizacji utrudniał branie jej na poważnie. Choć może tym razem nie było to takie istotne? Przedstawienie wywołało burzę. Gdy stawką jest gra o uznanie prawa mniejszości do własnej historii, przymykamy oko na drewniane aktorstwo i mizerną reżyserię?

Tak czy owak, o sprawach śląskich opowiadano dotychczas na scenie z użyciem dość ograniczonego zestawu środków: postać wyciosana jako tako choć solidnie, linearnie opowiadana fabuła przepleciona scenkami rodzajowymi. Jakby Śląsk pozostał scenicznym skansenem między (po)nowoczesnymi teatrami Niemiec i Polski. Jakby śląska tożsamość jako ostatnia pozostała spójna - gdy wszystkie dookoła popękały, wzięte zostały w nawias, albo po prostu wyparowały. Tymczasem w Synku pojawiają się i śląskie przyśpiewki, i sentymentalne portrety rodziców i dziadków. Ale wszystko to ujęte w formę poetycką, chwilami nieco abstrakcyjną, sporo czerpiącą z choreografii. Zamiast opowiadać o familokach - można chociażby skojarzyć nieprzekładalność i dziwność lokalnego doświadczenia z językiem fok, i stworzyć z tego sugestywny obraz, rytmiczną scenę.

Spektakl ma nieciągłą, heterogeniczną strukturę - co nie powinno dziwić, zważywszy że "Synek" ma trzech ojców. Teksty wykorzystane w spektaklu Podstawnego napisali Marcin Gaweł, Zbigniew Kadłubek i Zbigniew Stryj. Jest tam próba wpisania się - z braku innej namacalnej ojczyzny? - w uniwersalistyczny projekt tożsamości chrześcijańskiej. Przede wszystkim jednak, to przedstawienie o znikaniu. Śląsk znika - to rozpoznanie dominuje w spektaklu. Czy chodzi o rozpadające się dziedzictwo materialne, od pałaców po huty? Czy o zanikającą kulturę? Tak czy owak, wszystko wiedzie do finałowej katastrofy. I Indianera pałaszującego gumiklejzy. Może właśnie ten rytuał - żałobny i przewrotny jednocześnie - jest potrzebny, by wyjść poza bezpieczny rezerwat mitu i biesiadnego ciepełka, by móc wymyślić w teatrze nowy sposób mówienia o Śląsku, Ślązakach (i Ślązaczkach), ich historii i współczesności?

Wreszcie - język śląski. Może najwyższa stawka, o którą gra "Synek". Choćby wszystko było wzięte w nawias, to po śląsku z całych sił chce się tu mówić na poważnie. Nie umawiać się z kamratami do szynku, nie klachać na placu ani nie wadzić się ze starą - do czego z reguły służy śląszczyzna na scenie. Tylko na przykład cytować po śląsku Kafkę. Albo Lutra. "Czym je taki jynzyk, jak tyn, w kerym tera godom. Może je yno przekładym przekładu? Luter w 1530 roku pisoł w sławnym liście Staroł-żech sie fest o to w tłumaczyniu, by nimiecki brzmjoł czysto i jasno. I Luter siedzioł nad jednym wyrazym czasymi dwa tydnie - abo i cztyry tydnie. A jo godom i godom tak chobych tłomaczył, yno że jo ni mom greckigo oryginału, jak Luter" - to tylko krótki fragment z monologu Gawła. Oryginału nie ma, nie było i nie będzie - wspólnotową narrację zaczyna się od opowiedzenia doświadczenia. I od zgody na to, że najważniejszy jest sam proces "tłumaczenia" - negocjowania sensów, spierania się racji i wytwarzania w ten sposób wspólnoty komunikacyjnej.

"Kim więc jestem, ja, Ślązak, który pisze ten tekst po polsku, a nie po śląsku? Kogo obchodziłby taki tekst po śląsku?" - to z kolei Szczepan Twardoch w eseju "Tożsamość samotna". Choć zadeklarowany Ślązak z dziada-pradziada, dystansujący się od polskości - Twardoch nieraz wypowiadał się sceptycznie na temat prób konstruowania nowej śląskiej tożsamości narodowej. Bo czasy, kiedy z rozmaitych grup etnicznych rodziły się narody, których istnienie dziś uważamy za oczywiste - choćby Słowacy czy Łotysze - raczej już minęły; Ślązacy spóźnili się o przeszło stulecie. Mimo to, osiemset tysięcy ludzi deklarujących narodowość śląską jest dziś społecznym faktem; nawet jeśli Twardoch czy Gaweł z Podstawnym podkreślają "pojedynczość", "samotność" śląskiej kondycji.

Tożsamość śląska może mieć zatem przyszłość. Pytanie, jaką wytworzy sobie formę. W przypadku "Synka" pytanie Twardocha można by więc odwrócić: kogo obchodziłby taki tekst po polsku? Być może - niewielu. I o tym też jest to przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji