Wielobarwność Rosji
W 40. rocznicę śmierci Waleriana Bierdiajewa, legendarnego powojennego dyrektora poznańskiej Opery - Teatr Wielki wystawił w sobotę premierę "Borysa Godunowa'' Modesta Musorgskiego. Trudno wyobrazić sobie większy hołd - inscenizacja jest piękna i autentycznie udana.
Na ten sukces artystyczny złożyło się zgodne funkcjonowanie wszystkich warstw monumentalnego dramatu muzycznego Musorgskiego, podporządkowanych genialnej muzyce. W świat dawnej, prawosławnej Rusi sugestywnie wprowadza widzów scenografia - nawiązująca kolorytem do malarstwa ikonowego - wielobarwność przepięknych kostiumów, blask kaganków oraz spowijająca scenę i widownię woń kadzideł.
Namiętności i kontrasty
Akcja opery rozgrywa się na terenach Rosji, Litwy i Polski w latach 1598-1605. Opowiada dzieje autentycznych postaci historycznych - Borysa Godunowa, Dymitra Samozwańca, Wasyla Szujskiego i Maryny Mniszchówny. Car Borys wstępuje na tron po śmierci Iwana Groźnego. Podejrzewa się go o zamordowanie syna Iwana - Dymitra. Mnich Grigorij ogłasza się cudownie uratowanym od śmierci carewiczem i przy pomocy polskiej szlachty chce walczyć o carską koronę. Tymczasem Borys, nękany wyrzutami sumienia, zrzeka się tronu na rzecz swojego syna i umiera. Samozwaniec, wraz z popierającym go ludem rosyjskim, wszczyna rebelię i rusza na Moskwę.
Musorgski jako autor libretta oparł się na poemacie Aleksandra Puszkina i pracy historycznej Mikołaja Karamzina. W fabule wyeksponował i wyostrzył kontrasty, przeciwstawiając przepych kremlowskich komnat - nędzy ludu, mistyczne uniesienia religijne - swawolom i pijackim uciechom, prawosławie - katolicyzmowi, ducha rosyjskiego - polskości. Namiętności i ambicje, zbrodnia i majestat śmierci, poczucie winy i kara - wszystko to składa się na niezwykłą, silnie udramatyzowaną treść "Borysa". Także dwaj protagoniści: charyzmatyczny, ale ludzki Godunow, którego cierpienia i zmagania wewnętrzne budzą współczucie, oraz Samozwaniec, groźny i przerażający w dążeniu do carskiej korony - są ze sobą ostro skontrastowani.
Świat przejmujących scen
Sądzę, iż właśnie owe przeciwstawienia, tak silnie dramatyczne i inspirujące, pozwoliły Markowi Weiss-Grzesińskiemu stworzyć spójną, mądrą i piękną inscenizację. Duże wrażenie robią znakomicie rozplanowane sceny zbiorowe, z bardzo ruchliwym i plastycznie prowadzonym chórem. Świetnym pomysłem jest wykorzystanie teatralnej zapadni jako fosy a następnie rzeki, co jeszcze bardziej udramatyzowuje przemieszczanie się występujących na scenie postaci. Dyskusyjne, ale scenicznie też bardzo atrakcyjne, okazuje się umieszczenie karczmy na płynącej po wodzie barce (rosnące na niej okropnie realistyczne brzózki są zupełnie zbędne). Zbyt może nachalnie prezentowały się też - w scenie na dworze wojewody sandomierskiego - rzeźbione w metalu konie z pióropuszami husarii. Natomiast bardzo mocno zapamiętałam pełną symboli i niedomówień scenę finałową, kiedy Jurodiwyj - jako Los, Przeznaczenie, Fatum - płacze nad przyszłością Rusi i jej ludu. Urodę poznańskiego "Borysa" podnoszą kostiumy Ryszarda Kai. Bezbarwne łachy biedaków, czerń mnisich habitów, rdzawo-złociste kontusze polskiej szlachty, purpurowo-złote, zdobione rubinami i futrami suknie bojarów oraz przepyszna, srebrzysto-biała i wyszywana diamentami szata koronacyjna Godunowa - tworzą razem mozaikowy świat nieprawdopodobnych barw, materii i kształtów.
Ostrożny rosyjski duch
Bogactwo muzyki Musorgskiego mieni się najrozmaitszymi odcieniami. Jest ona dostojna w scenach kremlowskich, modlitewna i błagalna, kiedy lud rosyjski prosi Boga o lepszy los, zadziorna i wojownicza, gdy towarzyszy Samozwańcowi w drodze na Moskwę. Jest roztańczona i paradna na dworze polskiego magnata, groteskowa i przerysowana w scenie w karczmie.
Wielobarwność warstwy muzycznej zawarta w partii orkiestrowej przedstawiona została jednak w sposób - jak na mój gust - zbyt chłodny, zbyt ostrożny. Mam nadzieję, że muzyczna realizacja trudnej partytury "Godunowa" pod batutą Jose Marii Florencio Juniora będzie dojrzewać tak, jak wino, i że będziemy świadkami zbliżania się jej coraz bardziej do rosyjskiego ducha.
Nierówny śpiew
Spośród licznego grona solistów najbliżej intencji kompozytorskiej byli śpiewacy - Tesarowicz, Kurowski i Ostapiuk. Wspaniałą postać Borysa, niezwykle pogłębioną psychologicznie, stworzył Romuald Tesarowicz - śpiewający z ogromną swobodą i absolutnie przekonujący w tytułowej roli. Rewelacyjnie wypadł Bogdan Kurowski jako mnich-pijaczyna Warłam, wnosząc nutę prawdziwego komizmu (świetnie od strony aktorskiej i wokalnej opracowanego). Bardzo podobał mi się Jerzy Ostapiuk w roli Pimena, mnicha-kronikarza z siwą czupryną i długą brodą, przypominający trochę Mojżesza, trochę Homera. Kreujący Dymitra Michał Marzec wyraziście zarysował przemianę biednego zakonnika w ambitnego, żądnego władzy Samozwańca. Znakomicie ucharakteryzowany, jako "czarny charakter" budził respekt, a nawet grozę. Nie przekonała mnie tylko Wita Nikołajenko jako Mniszchówna. W jej śpiewie nie rozpoznawałam tanecznych rytmów kujawiaka czy mazura, nie kojarzyła się też z sandomierską wojewodzianką.
Najnowszą premierę Teatru Wielkiego polecam więc poznaniakom z czystym sumieniem. Warto obejrzeć w foyer na I piętrze unikatowe pamiątki po Bierdiajewie.