Artykuły

Wrocław. Dyskutowali o "Dziadach" Zadary

Czy projekt wystawienia "Dziadów" w całości się powiódł? Czy wypada śmiać się na obrzędzie? I czy we współczesnej Polsce jest miejsce na duchowość poza Kościołem i poza życiem artystycznym? Takie pytania padały podczas poniedziałkowego spotkania z cyklu "Magiel sztuk" w Teatrze Polskim.

Tym razem pretekstem była ostatnia premiera Polskiego - Mickiewiczowskie "Dziady" w reżyserii Michała Zadary. Rozmawiali o nich Jolanta Kowalska, krytyk teatralny, Izabela Koziej, dyrektorka wrocławskiego IX LO, Leszek Koczanowicz, filozof, Mikołaj Chrzan, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" we Wrocławiu i Magda Piekarska, recenzentka teatralna. Debatę prowadził Krzysztof Mieszkowski, dyrektor teatru.

"Dziady" się udały

Wszyscy uczestnicy spotkania zgodzili się, że te "Dziady" Zadarze się udały. - Premiera przypadła akurat w przededniu końca semestru, a ci, którzy pracują w szkole, wiedzą doskonale, jaki to gorący okres - opowiadała Izabela Koziej. - I mówiąc szczerze, wybierając się do teatru, zastanawiałam się, czy zmęczenie pozwoli mi wytrwać do końca. Tymczasem ani się obejrzałam, a minęło pięć godzin.

Podobne wrażenia miał Mikołaj Chrzan: - Zdarza mi się, i w kinie, i w teatrze, tracić koncentrację i zastanawiać się, co się teraz dzieje w redakcji, czy przypadkiem nie powinienem właśnie tam być, co jest znakiem, że przedstawienie czy film zaczyna mnie nużyć. Tutaj nie było tak ani przez chwilę.

Wszyscy zgodnie chwalili zwłaszcza część IV, przede wszystkim rolę Gustawa Bartosza Porczyka. - To przełomowa interpretacja - mówiła Jolanta Kowalska. - W poprzednich inscenizacjach Gustaw przede wszystkim cierpiał z miłości. Zadara wyraźnie mówi nam: on jest martwy, to upiór, w dodatku z gatunku tych uparcie powracających.

- Ta część była nie tylko popisem Bartosza Porczyka, ale też Wiesława Cichego, który dla jego rozedrganego wewnętrznie bohatera stworzył spokojną przeciwwagę - zwracał uwagę Mikołaj Chrzan.

Największe dyskusje wzbudziła część II, obrzędowa. - Miałam problem z tą sekwencją i przyznam, że dla niej z chęcią obejrzałabym spektakl raz jeszcze, po to, żeby przekonać się, jak działa w interakcji z inną niż premierowa publicznością - przyznała Magda Piekarska. - Mam wrażenie, że na tym konkretnym spektaklu ta interakcja prowadziła w kierunku komedii, groteskowego wykrzywienia, śmieszności. Sama się śmiałam, a jednocześnie czułam pewien dyskomfort. Ale czy źródłem tego śmiechu nie była próba przełożenia Mickiewiczowskiego ludu na współczesny, konkretny społeczny kontekst? Bo my tu też mamy lud, tylko ten, który spędza dni w plenerze, pod wiejskim sklepem albo miejską Biedronką.

Lud to nie naród?

Leszek Koczanowicz zwracał uwagę na wizję społeczeństwa - obecną zarówno u Mickiewicza, jak i u Zadary. - Ten lud, który odprawia obrzędy, nie jest tożsamy z narodem - podkreślał. - Bo naród to panowie, szlachta, księża. A lud tłoczy się gdzieś na marginesie, prowadząc swoje niejawne, podskórne życie na ustalonych przed laty pierwotnych zasadach. Charakteryzuje go pogańskość, heretyckość, potrzeba rytuału, którym zaspokaja duchowe potrzeby. Funkcjonuje poza Kościołem i poza głównym społecznym obiegiem. Dlatego tak trafnie można go przełożyć na współczesnych wykluczonych.

Jolanta Kowalska zastanawiała się, kim są w takim razie duchy, które przychodzą w części II. - W pewnym momencie w obiektywie kamery pojawia się gwiazda Dawida - przypomniała. - To sprawia, że mogę domyślać się, kim są dzieci, Józio i Rózia, jakie poczucie winy wiąże się z ich powrotem. Ale w wypadku innych duchów tak konkretnych podpowiedzi brak. Szkoda, że nie ma z nami dziś Michała Zadary, z pewnością potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie.

Dla kogo spektakl?

Izabela Koziej od razu zaczęła zastanawiać się, do których klas poloniści powinni kierować tę propozycję. O tym, że jest trafiona, świadczyły reakcje części uczniów jej liceum, którzy uczestniczyli w premierze - byli zaskoczeni, że klasykę można traktować w tak świeży, nowoczesny sposób. Okazało się jednak, że lektura "Dziadów" we współczesnej szkole jest rozbita na trudne do zsumowania raty - z drugą częścią uczniowie mają do czynienia w drugiej klasie gimnazjum, z trzecią - trzy lata później, w drugiej liceum.

Pod koniec spotkania głos zabrała publiczność przysłuchująca się debacie. - Nam, młodym widzom, zarzuca się brak odpowiednich narzędzi, które pozwalałyby zrozumieć, czym są Mickiewiczowskie "Dziady" - mówiła młoda dziewczyna, odwołując się do listu wrocławskiego polonisty Grzegorza Dębicza nadesłanego do naszej redakcji. - A tymczasem my dysponujemy narzędziami, tylko innymi. Cała część druga jest w spektaklu zrealizowana metodą stylizowaną na found footage, która jest teraz niesłychanie modna, zwłaszcza wiele horrorów realizuje się w tej konwencji. My świetnie czytamy ten klucz i właśnie zbitka tego narzędzia z opowiedzianym przez Mickiewicza obrzędem jest przykładem romantycznej ironii.

A ubiegłoroczna maturzystka dodała: - My na lekcjach polskiego jesteśmy do klasyki zniechęcani. To nie jest wina nauczycieli, raczej szkolnych programów, które muszą realizować, żeby przygotować nas skutecznie do matury. Nie uczymy się czytać, a raczej interpretować te dzieła ściśle według maturalnych kluczy. Dlatego dla mnie i dla większości moich kolegów te przerabiane na lekcjach polskiego "Dziady" były straszną nudą. A dzięki spektaklowi Michała Zadary myśmy ten utwór w jakiś sposób odzyskali. Przekonaliśmy się, że jest to naprawdę wybitne dzieło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji