Artykuły

Wstań, kuzynie!

Spotkało się kiedyś, w XVIII wieku, trzech polskich szlachciców, aby pogawędzić o zacności i starożytności swych rodów. Gdy jeden tedy przyznał się do Piasta Kołodzieja, drugi zaś wśród ante­natów wymienił rzymskich Ceza­rów, to trzeci uraczył braci szlach­tę taką oto opowieścią. "Podczas przechadzki wśród mych włości ukazała mi się nagle Matka Bos­ka. Kiedy z czcią wielką padłem na kolana, rzekła: "Wstań, kuzy­nie!".

W minioną sobotę, podczas trze­ciego aktu "Betlejem polskiego", odliczyło się w sali Teatru Pow­szechnego dobrych kilka setek kuzynów. Nim jednak przejdziemy do opisu jak do tego doszło, zacz­nijmy od początku. A na początku przybyli na premierę do teatru mogli z nadzieją zobaczyć, iż oto w pierwszym rzędzie uformował się z dawna oczekiwany Front Po­rozumienia Narodowego. Główne jego filary objawiły się w osobach członka Biura Politycznego i księ­dza biskupa sufragana. Między ni­mi puste krzesło świadczące o ot­wartości koncepcji i gotowości do poszerzenia dialogu. Nacieszywszy się tym, publiczność mogła już spo­kojnie obserwować co dzieje się na scenie.

A przez dwa akty działo się dużo i nieźle. Czesław Przybyła - inscenizator i reżyser przedstawienia - wykorzystał materię rydlowskiego utworu do stworzenia bardzo barwnego widowiska scenicz­nego. Widowiska pełnego swojskości, rozmachu, rubaszności. Osiąg­nął to dzięki stylizacji łączącej w sobie nie tylko pieczołowitość w zachowaniu autentycznych wartości kultury ludowej (świetny krako­wiak w układzie Barbary Fijewskiej), jak i daleko posuniętą umowność w podejściu i prezentacji form i treści dla tej kultury cha­rakterystycznych (akt II rozgrywający się na dworze króla Hero­da). Z wielką więc przyjemnością ogląda się te dwa akty, znajdując w nich zarówno okazję do radości i zabawy, jak i niezłą dawkę wie­dzy praktycznej o tradycjach pol­skiego teatru.

Taki właśnie kształt spektaklu, i płynące zeń korzyści, są w wiel­kiej mierze także zasługą aktorów. Trudno ich tu, niestety, wymienić, jako że w przedstawieniu mamy dziesiątki ról epizodycznych, za które cały zespół aktorski Teatru Powszechnego zasługuje na słowa najwyższego uznania. Dawno już na łódzkich scenach nie miałem okazji oglądać tak zgranie i wyś­mienicie warsztatowo śpiewającego i tańczącego zespołu teatru dra­matycznego.

Sztuka ma jednak trzy akty. I właśnie w tym ostatnim skoń­czyła się zabawa (w najlepszym tego słowa znaczeniu), a zaczęły się schody (w zamyśle prowadzące chyba wprost do Nieba). Stało się to w momencie, gdy skromne ak­cesoria betlejemskiej szopki za­mienione zostały w monumentalny przepych jasnogórskiej lub też, jak powiadają niektórzy, ostrobramskiej (spory - wśród mniej biegłych w materii ateistów - trwają do tej pory) fasady ideologicznej. Wtedy Bóg, honor i ojczyzna przemówiły do widowni oleodrukowym plaka­tem, wyciskając łzę z oka. Sądzę, że wielu z siedzących na widowni przeżyło wielki zawód, iż grająca Matkę Boską Alicja Knast nie pod­niosła - jak przed wiekami - z kolan któregoś z dzielnych Polo­nusów składających jej na scenie pokłony.

Świetnie się stało, że Teatr Pow­szechny sięgnął po "Betlejem pol­skie" Lucjana Rydla. Jest to ut­wór, którego obecność lub nieobec­ność (nie tylko z powodów arty­stycznych), świadczy dobrze lub źle o tolerancji w polityce kultu­ralnej państwa, jak i o wrażliwości samego teatru polskiego na swe różnorakie tradycje. Gorzej trochę, gdy realizatorzy w pewnym mo­mencie nad te niewątpliwe ko­rzyści przedłożyli samą radość z możliwości zadęcia w instrumenty od pewnego czasu oficjalnie nie używane. Wprawdzie to nie moja sprawa, ale myślę, że i samym treściom ów plakatowy stereotyp nie zrobił najlepiej.

Nim to jednak nastąpiło ogląda­liśmy spektakl, którego obejrzenie polecam gorąco wszystkim. Wart jest tego. Zarówno za swoje wa­lory artystyczne, jak i fakt wy­pełniania niczym nie uzasadnionych wyrw w tradycjach polskiej sceny. Oglądając go jednak, nie bierzmy zbyt na serio deklaracji wypisa­nych w programie: "Niewiele jest sztuk w naszym repertuarze tea­tralnym, które zawsze, z jednako­wą siła przemawiają do każdego polskiego widza. Nie mają tej wła­dzy nawet najwybitniejsze dzieła narodowej literatury dramatycznej: "Dziady", "Kordian", "Nie-Boska Komedia", "Wesele", które aczkol­wiek będąc utworami arcypolskimi i kanonicznymi, nie dotarły jak dotąd pod strzechy". Dramat taki przemawiający do wszystkich polskich serc i umysłów - bez względu na poziom inteligencji - dał scenie młodopolski poeta Luc­jan Rydel, autor "Betlejem pol­skiego". Oj, coś nam się tu "kuzyn" kłania...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji