Artykuły

Odlotowa opowieść o wyjątkowym Ryszardzie Riedlu

"Skazany na bluesa" w reż. Arkadiusza Jakubika w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Skazany na bluesa" ze świetnym Tomaszem Kowalskim ma ogromną siłę integrującą śląską widownię.

Objawieniem w spektaklu Arkadiusza Jakubika w katowickim Teatrze Śląskim jest właśnie Tomasz Kowalski. Laureat "Must Be The Music" gra bezpretensjonalnie, śpiewa fenomenalnie z bluesowym feelingiem, a dzięki akcentowi kreuje barwnego i wiarygodnego Ryszarda Riedla, jakby był jego bratem bliźniakiem.

W finałowej scenie przedstawienia opartego na scenariuszu filmu Janusza Kidawy-Błońskiego Kowalski śpiewa "List do M" - o tęsknocie za szczęściem, jakie dawała matka, oraz o samotności uzależnionego człowieka. Prostymi, a mocnymi środkami pokazuje dramat jednego z największych polskich rockmanów i przypomina wielkość jego piosenek. Jest w tej roli kwintesencja życia wokalisty Dżemu, zwłaszcza w przejmujących sekwencjach z synem Bastkiem. Intrygująco wieloznacznych, gdy Rysiek udaje rannego Indianina, który śni o wolności, a może jest trafiony narkotykowym strzałem.

Arkadiusz Jakubik wykreował śląsko-hipisowską formę spektaklu, inspirując się obrazami prymitywistów z Szopienic. Dał zespołowi swobodę, której celem nie jest perfekcja detali, tylko siła emocji i zbiorowej kreacji. Odnajdują się w niej naturszczycy, w tym karzeł w kostiumie cyrkowca, nieme postaci powstańców śląskich, ormowca, bab i świętych, a także niebieskiego Buddy.

Tajemnicza, psychodeliczna muzyka towarzysząca wizyjnym, pantomimicznym scenom, wprowadza w świat marzeń który trudno byłoby pokazać poprzez tradycyjną narrację. Szkoda tylko, że ruch sceniczny opracowany przez Jarosława Stańka często jest statyczny i naiwny.

Mankamentem adaptacji jest to, że może być zrozumiała dla tych, którzy znają biografię Riedla albo film Kidawy-Błońskiego. Jednocześnie da się odbierać spektakl jako narkotyczny sen Riedla, a urwane nagle dialogi, przenikanie się planów realistycznego i nadrealistycznego tłumaczą tę konwencję. W podobny sposób wyjaśnia się początkowy brak psychologicznego tła dramatu Riedla. Ostry konflikt z tatą i toksyczność ojca wynikająca z rodzinnych doświadczeń przywołane zostają dopiero w drugim akcie.

Jakubik pokazuje niełatwy żywot muzyka od końca - tak jak ogląda się podobno kalejdoskop życia w chwili śmierci. Udało się uciec od klimatu beznadziei, która wykończyła samego Riedla. Dialogi buzują pieprznym śląskim humorem. W życiu po życiu Rysiek rozmawia z Indianerem, przyjacielem-ćpunem albo duchowym alter ego. Mówią, że gdyby dostali od Boga jeszcze jedną szansę, nie tknęliby narkotyków, bo zamiast dawać wolność, niszczą ją bezpowrotnie.

W żywiołowych koncertowych scenach z udziałem świetnej grupy grającej hity Dżemu, Niemena i Nalepy Tomasz Kowalski pokazuje, jak wielką energię mógłby nam dawać Riedel, gdyby żył. Służą temu też sekwencje, w których widownia teatralna staje się publicznością koncertową, może wejść na scenę, powiewając transparentami i flagami. Wspólnota, jaka tworzy się wtedy w Teatrze Śląskim, jest zdecydowanie ważniejsza niż mankamenty spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji