Artykuły

Gombrowicz w Kaliszu

(...) Z lektury "Iwony, księżniczki Burgunda" wyniosłem, na dobrą sprawę, jedno: kłopoty i żal młodego, częściowo już doświadczonego chło­paka-mężczyzny, któremu na pew­nym etapie żywota zaimponowała brzydota i potencjonalne bogactwo, związane z jej syndromem, co musiało się skończyć jak musiało, czyli tragicz­nie ... na szczęście!

Wszelkie próby krytyków doszuku­jących się w tym dramacie rozmaitych uogólnień, bogatszej interpretacji i podtekstów włączając w to najprost­szą sugestię samego Autora: refleksje bohaterów - dzięki Iwonie - nad włas­nymi wadami, są już mocno naciąga­ne. Nie wątpię, że sam Gombrowicz przewraca się ze śmiechu w grobie, kiedy duża część krytyków interpretu­jąc "Iwonę" rozprawia o ładzie, for­mie, bezformiu, Absolucie, gębach itp.

Starał się Pan Witold być apolitycz­nym, szydził z krytyków i krytyki ko­munizmu: "budujecie zjawisko tak potężne i tak wyjątkowe, iż niewiele brakuje, abyście padli przed nim na kolana" - pisał w "Dziennikach". Był ponad tym - może dlatego, że nie docenił wyjątkowej potworności, perfidii, kameleonowej perwersji i niezniszczalności tego Imperium Zła? Genialność i uniwersalność całej Jego twórczości polegała m.in. na tym, że bawił się nią sam i że praktycz­nie bawi ona i uczy każdego, kto tylko ma na to ochotę.

Znajdę coś dla siebie? - zastanawia­łem się idąc na premierę bez więk­szego - nie licząc miłości do Autora - entuzjazmu. Na "dzień dobry" male­ńki szok. Kopulująca w tańcu jako żywo odzwierciedlająca główne zain­teresowanie rodzimej inteligencji: wczorajszej - wiadomej i dzisiejszej - powiedzmy, przekupionej. Dobry warsztat, taka sobie zabawa, sennie. Nuda przerywana chichotami i sal­wami śmiechu publiczności (premie­rowej!) w miejscach "tradycyjnych", acz śmiesznych... mało (wstyd się przyznać, że to pomimo pewnego za­żenowania, świetna zabawa).

I Kolacjofinał. Bomba! - kto nie widział ten trąba. To młodziutka reży­ser - Ania Augustynowicz wymyśliła? Motyw "przebanalny": klasyczna, od­wieczna narodowa niemożność uni­cestwienia zła. Nie bije - wbrew sło­wom i akcji Dramatu!!! - Iwony (PRL-u) "Książę - Kordian", nie zabi­ją elegancko, uroczyście, z błogosła­wieństwem i w majestacie wielcy do­stojnicy, czy aktualnie rządzący, ba! - odzieją cudownie - bynajmniej, nie na śmierć, zamówią krawca od stroju żałobnego (Żyda) i Pietraszka: żałobnika-grabarza.

Podziwiam pesymizm wynikający z poczucia realności i z przeświad­czenia o braku Ducha w narodzie, cóż cieszmy się tymczasem z faktu, że chociaż minął "sezon na karasie".

I choć taka interpretacja jest antygombrowiczowska, to anty-Gombrowicz to... Gombrowicz właśnie. Z krwi i kości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji