Artykuły

Incydent w pałacu

Autor "Ferdydurke" jest, i chyba długo jeszcze po zostanie pisarzem eli­tarnym, znanym szer­szym kręgom czytelni­ków raczej z nazwiska niż z lektury jego dzieł, notabene trudno dostępnych nawet w dużych bibliotekach. Należy więc przyjąć, że mało kto z widzów ogląda opolski spektakl "Iwony, księżniczki Bur­gunda" przez pryzmat utworów Gombrowicza, w których wyłożył on tezy, będące podstawą stworzonej przez niego konstrukcji filozoficznej. Dla nie zaznajomionej z jego twórczością widowni pewną pomoc w dotarciu do głębszych warstw zna­czeniowych tej sztuki mogą stano­wić zamieszczone w programie te­atralnym fragmenty wypowiedzi Gombrowicza o "Iwonie" oraz traf­nie wybrane cytaty z jego "Dzien­nika", będące kwintesencją myśli filozoficznych pisarza, jego lapidar­nie sformułowanym credo pisarskim.

"Iwona, księżniczka Burgunda" jest udramatyzowanym wykładni­kiem tezy autora, że człowieka for­muje drugi człowiek, narzucając mu jakąś maskę, czyli "robiąc mu gę­bę". Milcząca, a jednak natarczywa obecność na królewskim dworze apatycznej, nie reagującej na żadne próby nawiązania z nią kontaktu dziewczyny sprawia, ze wszyscy się jakoś dziwnie zmieniają, że zaczy­nają się zachowywać nienormalnie. Stając się czynnikiem rozkładowym, robiąc każdemu "gębę", Iwona sa­ma skutecznie opiera się próbom przyprawienia jej stosownej do sy­tuacji, w jakiej się znalazła, maski. Tylko ona jedna jest autentyczna, uparcie broniąc - biernym oporem swojego prawa do inności. Sądzę, że jest to dość istotny, a nie dostrze­żony przez krytyków, analizujących zawartość treściową tej sztuki Gombrowicza, problem. Iwona nie­pokoi, drażni i denerwuje wszy­stkich, bo jest inna i pragnie tę swoją cudaczną inność zachować,

"Ona wcale nie jest taka nieła­dna - zauważa Książę Filip. - Ani taka głupia... W ogóle wydaje się nie gorsza od wielu panien, które znamy. Dlaczego nikt nie szykanuje tamtych. Dlaczego pani jest taka? - pyta Książę uparcie milczącą Iwo­nę. - Dlaczego pani jest kozłem, a raczej kozą ofiarną? Czy to się tak utarło?". A na to Iwona cicho: "To tak w kółko każdy zawsze, wszystko zawsze... To tak zawsze."

Filip tłumaczy sobie te zagadkowe słowa na swój sposób, ale mogą one oznaczyć skargę Iwony, że nikt nie chce jej zostawić w spokoju, że cią­gle ktoś domaga się od niej, by tłu­maczyła się ze swojej inności, z któ­rą może jej dobrze, lub na którą nic nie jest w stanie poradzić. Wśród bardzo niewielu słów, jakie wypowiada tytułowa bohaterka, wszystkie muszą chyba coś znaczyć, mieć jakiś sens, mówić coś o niej. Także te, jakimi odpowiada na przy­puszczenie Cyryla, że milczy, bo jest obrażona. Iwona mówi: "Ja wcale nie jestem obrażona. Proszę mnie zostawić." Czy słowa te nie mogą znaczyć: Pozwólcie mi być taką, jaką jestem?

W pierwszej polskiej inscenizacji "Iwony, księżniczki Burgunda" w Teatrze Dramatycznym w Warsza­wie wielki sukces odniosła jako ty­tułowa bohaterka Barbara Krafftówna. Jej znakomicie zagraną rolą stał cały spektakl, mający doboro­wą obsadę aktorską. Jest to duża, ważna i bardzo trudna rola, z której można jak dowiodła Krafftówna, zrobić popisową kreację.

W Opolu mamy "Iwonę" bez Iwony. Uznano bo­wiem widać, że w tej prawie niemej roli nie­wiele jest do grania i aktorkę z powodzeniem może zastąpić odpowiednio dobra­na statystka. To duże nieporozumie­nie. Można się domyślać, jakie były intencje reżysera, czego oczekiwał, decydując się pokazać w tytułowej roli na zmianę kilka "jakichś dzie­wczyn". Ryzykowny pomysł nie sprawdził się jednak.

Wbrew pozorom tragikomediowa "Iwona" jest sztuką trudną do re­alizacji, zwłaszcza, gdy reżyser chce - jak Jerzy Goliński - iść za wskazaniami autora. Gombrowicz bowiem w swoich "Uwagach o grze i reżyserii", załączonych do tekstu utworu, stawia inscenizatorowi i ak­torom skomplikowane wymagania. Życzy sobie m. in., by "jak najsil­niej uwydatnić wszystkie elementy groteski i humoru, neutralizujące przykrą osnowę sztuki, nie zatraca­jąc jednak trzeźwości i naturalności w psychologii osób i w akcji". A przecież groteska, będąca formą ostrej deformacji, wyklucza natural­ność i psychologizm. Jak pogodzić te przeciwstawne elementy?

W efekcie zastosowanych przez reżysera rozwiązań (włącznie z inter­pretacją poszczególnych postaci) powstał spektakl niejednorodny styli­stycznie, najbliższy farsy, choć oscy­lujący w niektórych scenach w kie­runku groteski, a nawet tragigroteski (np. tragigroteskowa, jak z Becketta, jest scena z żebrakiem-inwalidą, tkwiącym po szyją w otworze wózka, jakiego używają lo­dziarze).

Opolska "Iwona" jest, w moim odczuciu, przeinscenizowana. Trochę za dużo w tym przedstawieniu po­mysłów, które ani go specjalnie nie uatrakcyjniają, ani nie uczytelniają treści sztuki, jak np. owe za szybko opadające baloniki, czy stojące na scenie lub wożone po niej manekiny. W nadmiarze czysto zewnętrznych efektów gubi się niekiedy to, co najcenniejsze - tekst znakomitego pi­sarza. Jak wiele zależy od sposobu, w jaki się go podaje, pokazała Bro­nisława Gerson-Dobrowolska, grają­ca z warsztatową finezją rolę Kró­lowej Małgorzaty. Ile dowcipu potra­fiła ona wydobyć z tekstu w swojej dużej scenie, w drugiej części przed­stawienia.

Gerson-Dobrowolska, Adolf Chronicki (Szambelan) i Bronisław Kassowski (Król Ignacy) grają w kon­wencji komediowej, osiągając - mo­im zdaniem - lepsze wyniki od wykonawców, których grę cechuje farsowa ostrość i jaskrawość. Ta trójka spośród odtwórców pierwszo­planowych postaci chyba najtrudniej uchwyciła ton, o jaki chodziło autorowi "Iwony", gdy zalecał grę nie zanadto serio, ale z zachowaniem naturalności nawet w najbardziej dziwacznych scenach.

Z młodzieńczą pasją wy­konuje rolę Filipa, roz­poczynający dopiero pracę w teatrze, Jacek Romanowski. To jego pierwsza duża rola, pierwszy sprawdzian sił i możliwo­ści. Są one duże. To na pewno zdol­ny aktor. Jego grze brakuje jeszcze - co zrozumiałe - precyzji techni­cznej, ale braki warsztatowe re­kompensuje świeżość środków idąca w parze ze sprawnością fizyczną. Jako Książę byłby bardzo dobry, gdyby nie ponosił go, nie ujęty dość mocno w cugle przez reżysera, ży­wiołowy temperament aktorski, roz­sadzający chwilami szczupłe, acz niewidoczne ramy Małej Sceny. Grający Cyryla Kazimierz Zaklukiewicz, zbyt rozrzutnie szafuje swoimi, moc­no charakterystycznymi, środkami aktorstwa komediowego. Co będzie, gdy szybko wyczerpie cały ich za­sób, gdy stosowane bez umiaru opatrzą się publiczności?

Z tego, że Filip w chwili rozdraż­nienia mówi o damach dworu "te lafiryndy" nie wynika, że powinny one wyglądać i zachowywać się, jak damy z półświatka. Tymczasem tak zostały ustawione role Małgo­rzaty Ząbkowskiej (Iza), Teresy Li­powskiej (Dama I) i Anny Drożdżówny (Dama II). Uwaga ta w mniejszym stopniu dotyczy ostatniej z wymienionych aktorek, która za­chowała pewną delikatność i wdzięk.

Obsada "Iwony" jest liczna. Trud­no wymienić wszystkich, dobrych przeważnie wykonawców ról epizo­dycznych. Zwraca wśród nich uwa­gę Ryszard Kotys, który stworzył zabawną sylwetkę starego kamerdy­nera Walentego, zbyt jednak cele­brując jego starczy chód. Sporo za­strzeżeń budzi też scenografia, nie dostosowana do warunków Małej Sceny, stwarzająca wrażenie prze­ładowania.

Spektakl sztuki Gombrowicza jest jednak - mimo tych wielu, kryty­cznych uwag - kolejną, ambitną propozycją repertuarową opolskiego teatru, zaakceptowaną przez pu­bliczność, o czym świadczą stupro­centowa frekwencja i dobry odbiór "Iwony".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji