Jak trudno myśleć aktorem
W strukturze dramaturgicznej "Henryka VIII" W. Szekspira jest coś wyjątkowego i wyróżniającego tę kronikę dramatyczną spośród innych szekspirowskich kronik. Żadna z pozycji nie zbiera w sobie tak wielu zróżnicowanych wątków. Rzec by można, że jest to jedyny "syntetyzujący" dramat Szekspira, któremu nie udało się utrzymać do końca założonej kompozycji strukturalnej. "Henryk VIII" jest bowiem dramatem wieloistych postaw: Katarzyna, Wolsey, Anna Boleyn, Buckingham itd.. itd.
Reżyser przedstawienia w Teatrze Nowym, Jerzy Goliński, dokonał zabiegu adaptacyjnego (w spektaklu wykorzystał tylko trzy pierwsze akty), dokonując jednoczesnie wyboru idei. W centrum swego spektaklu postawił kardynała Wolseya, aby zająć się problemem władzy w świecie hierarchii feudalnej. Stąd ów wyeksponowany podtytuł "Henryka VIII" "wszystko to prawda". Oto prawdziwa historia, w której biorą udział wszyscy powołani przez Szekspira i reżysera do przedstawiania dziejów kardynała Wolseya i walczących z nim o władzę dworzan Henryka VIII.
Aby podkreślić tę koncepcję Urszula Kenar zaprojektowała scenografię prostą architektonicznie i niezmiernie sugestywną w barwie. Szara materia, która zagospodarowuje scenę, szare kostiumy aktorów, zielonkawy labirynt strzyżonych ogrodów rozpisanych na podłodze sceny i amarantowe insygnia władzy łączą się z bachanaliami na, równie intensywnym w barwie, ogromnym dmuchanym materacu, gdzie rodzi się intryga; to w dół, to w górę idą ludzkie losy. Gdzie damy dworu w sukniach koloru władzy, mają chwilową (?) władzę nad Królem i jego dworską kamarylą. Scenografia wnosi tym razem metaforyczny akcent budując labirynt, którym z trudem brną aktorzy, a barwie nadając nowe wartości językowe. Urszula Kenar i Jerzy Goliński związali aktora, ograniczyli jego możliwości ruchu scenicznego, wybrali tylko to, co było im potrzebne do spektaklu. Ale pełna konsekwencja, niemal matematyczna dokładność przedstawienia rekompensuje tę konwencję. Można dyskutować z nią, nie akceptować całej kompozycji, ale precyzji w wykonaniu reżyserowi odmówić nie można.
Po tym spektaklu, jakże trudno myśleć o aktorze, o jego twórczości. I jak łatwo oddzielić tegoż aktora od całości spektaklu, osadzając go we własnym widzeniu "Henryka VIII". Nie można przecież grać Szekspira bez aktorów. Precyzja bowiem przedstawienia Jerzego Golińskiego odnosi się także i do aktorów.
Król Henryk VIII (Bogusław Sochnacki) nie jest bohaterem sztuki ani spektaklu; jest poza mechanizmami, jest demiurgiczny, ale nie kieruje losem, ponieważ sam nim jest. Bogusław Sochnacki rozumie to i dlatego przyjmuje "rolę" bawiącego się demiurga. Żongluje ludźmi, ustawia ich, jak pionki na szachownicy życia czy w labiryncie życie. Aktor obrazuje to przede wszystkim za pomocą nadmiernie i pozornie nie skoordynowanego ruchu i gestyki. Manieryczny krok na lekko zgiętych nogach, szeroko zarysowany gest ręki itp.
Bardziej tonowane są pozostałe dramatis personae. Kardynał Wolsey (Wojciech Pilarski) konsekwentnie stara się wpływać na "kaprysy" demiurga, jest napuszenie śmieszny i groźny zarazem, jest człowiekiem walczącym o władzę, jak inni równie mało wyrazisty, jakby szary od środka, zimny i matematycznie dokładny. Ta dokładność wreszcie go zgubi. Wojciech Pilarski stosuje gest ściągnięty, oszczędny, podporządkowany topografii świata kreowanego, jest sterowany przez "los".
W tym przedstawieniu nie ma jawnych protagonistów. Wszyscy mają jeden cel, władzę. Wszyscy są pionkami i Król - demiurug - los i Wolsey, łudzący się władzą, i kardynał Kampejusz (Mieczysław Voit), i książę Buckingham (Zbigniew Józefowicz), i królowa Katarzyna (Barbara Horawianka), i Anna Boleyn (Mirosława Marcheluk) itd. Wszyscy wreszcie są pionkami w ręku reżysera i scenografa, których precyzja koncepcji jest uchwytna i przejrzysta. A aktor? Ileż w nim niespełnionej i podporządkowanej aktywności twórczej, ileż niezawinionej niemożności. Jakże trudno myśleć aktorem.