Artykuły

Wielkość i upadek kardynała Wolseya

Tytułowym bohaterem jest Hen­ryk VIII, krótkonogi i kochliwy król angielski, władca energiczny i bynajmniej niegłupi, w Polsce - dzięki filmom i telewizyjnemu seria­lowi - znany przede wszystkim ze skłonności do rozwiązywania małżeń­skich problemów jednym cięciem ka­towskiego miecza. W rzeczywistości sztuka opowiada raczej o wielkości i upadku kardynała Wolseya, przez długie lata faktycznego sternika kró­lestwa.

Autor: William Szekspir. Przynajmniej częściowo Szekspir, sztukę przypisywano również Johnowi Fletcherowi, bądź twier­dzono, że mistrz napisał akt I i II oraz parę scen następnych, zaś Fletcher dopełnił całości widowiska. Jakkolwiek by było, Szekspir nie jest tu już dawnym Szekspi­rem - kończąc "Burzę" złamał przecież pałeczkę Prospera, wyrzekł się siły wznie­cania teatralnych czarów, za jaj interesa­mi, wrócił do Stratfordu. I może właśnie dlatego "Henryk VIII" musiał czekać na polską prapremierę aż do 10 stycznia 1975?

W prapremierze - wszystko niemal jest szare. Szara kurtyna malowana w re­gularne kostki cegieł, takież same - imitujące mur - kurtyny w dalekiej głębi sceny, przy wejściach Henryka będą się odsłaniać i odsłaniać, dając perspekty­wę pałacowych korytarzy. Cały dwór - książęta, lordowie i urzędnicy - w szarawych wdziankach o frakowym kroju, niby armia czynowników ze sztuk Suchowo-Kobylina. Król nosi białą koszulę i złocony medalion na piersi, a w te szarości i biele wedrze się nagle krwistoczerwone pasmo materii niesione nad kardynałem i wleczone za nim po ziemi.

Bardzo to piękne, przyznaję, choć o po­zostałych rozwiązaniach młodego scenogra­fa, URSZULI KENAR, powiedziałbym już raczej że tylko kokietują nowoczesnością. Czarna skrzynia mogąca przeobrażać się w tron lub ołtarz - dla królowej. Będący przecięciem klatki i konfesjonału tron Hen­ryka z wymodelowanymi złotymi rączynami poza oparciem i cholewkami czarnych wy­sokich butów przyczepionymi do wejścio­wych drzwiczek. Wreszcie - gigantyczny dmuchany materac, na którym odbędzie się "różowy balet", przyjęcie dla zaufanych lordów i dam dworu królowej, wydane przez kardynała.

Tam, zabawnie podskakując, Henryk po­zna Annę Boylen; w konsekwencji wniesie sprawę rozwodową przeciwko Katarzynie Aragońskiej, wda się w spór z papieżem i stworzy kościół anglikański. Przy okazji, lekkomyślnie wszedłszy pomiędzy ostrza po­tężnych szermierzy, wszechwładny dotąd kardynał zostanie zmiażdżony.

Jednak genialne wyczucie mechanizmów historii zawodzi tym razem Szekspira, bądź też wydarzenia są zbyt bliskie i woli z nich brać to tylko, co może być pretekstem do widowiska. Ślizga się po powierzchni, mno­ży sceny bez wewnętrznych napięć, ukazuje ludzi bez twarzy, właśnie - jak w odczyta­niu scenografa - szarych i jednakich. Dwakroć tylko półmrok rozedrze błyskawica. Będą to dwa upadki: otwierający sztukę upadek księcia Buckinghama i zamykający ją upadek kardynała Wolseya. Dwie błys­kawice, dwa monologi, szereg scen teatral­nie ciekawych, lecz dramaturgicznie - pa­miętając, kto jest ich twórcą - raczej miał­kich. Czy to nie za mało?

Widziałem szereg pięknych spektakli JERZEGO GOLIŃSKIEGO, pamiętam choćby szlachetny upór z jakim wprowadzał na scenę opracowanego przez siebie dramaturgicznie "Zawiszę Czar­nego" Słowackiego. I tym razem chciał z pewnością przetrzeć nowe drogi, gra tekst we własnym układzie, niekiedy odczytuje go przekornie, przesuwa akcenty - jednak mimo całej teatralnej magii wspartej fra­pującą muzyką MARKA WILCZYŃSKIEGO i ogromnego wysiłku zespołu, przerąbana prapremierą ścieżka nie prowadzi chyba zbyt daleko.

Część widzów przyjmie zresztą najpew­niej spektakl TEATRU NOWEGO z poważ­nymi oporami, co do mnie, będę oględniejszy i generalnie zakwestionuję jedynie rolę MIROSŁAWY MARCHELUK. Po co to wy­raźne wysilenie, manieryczne wybijanie nie­mal każdego słowa, przesada? Rozumiem, że Anna Boylen ma być obłudnicą, dlacze­go jednak aż wiedźmą - jak by aktorka za­wierzyła przyszłemu scenariuszowi krwa­wych wydarzeń.

Prosto, z dużą siłą, zwłaszcza w scenie sądu, poprowadziła rolę królowej Katarzyny BARBARA HORAWIANKA, soczystą, z krwi i mięsa rolę starej damy dała JANINA JA­BŁONOWSKA. Główny ciężar spektaklu spo­czywał jednak na panach, którzy zgodnie pokazali dobrą robotę: w drugim planie, epizodach, mniejszych i większych rotach. Wzruszał ZBIGNIEW JÓZEFOWICZ w przed­śmiertnym monologu księcia Buckingham, wybuchowego króla Henryka bardzo pięk­nie zagrał BOGUSŁAW SOCHNACKI. Naj­głębiej zapada wszelako w pamięć rola WOJCIECHA PILARSKIEGO - jego kardy­nał Wolsey jest nieprzenikniony i prący siłą burzącego taranu, póki sam nie roz­padnie się w drzazgi, odsłaniając równocze­śnie zmęczoną, ludzką twarz.

Zaś resztę, wszystko, co musiałem pomi­nąć - proszę, zobaczcie sami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji