Artykuły

W świecie pozorów

"Wielebni" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Agata Niebudek w "Kieleckim Echu Dnia".

Pewien młody Żyd tak bardzo nie chciał być Żydem, że przechrzcił się i został protestanckim księdzem. Dziwne? Może, ale na tym jeszcze nie koniec. Rada parafialna pewnej małej parafii okazała się bandą zwyrodnialców, mordujących ot, tak, dla przyjemności. Przerażające? Tak, ale to jeszcze nie wszystko... Świat zwariował, stanął do góry nogami, czarne okazało się białym i na odwrót. Powiemy - absurd niczym z Mrożka. I tak rzeczywiście jest.

Polskie teatry szerokim łukiem omijają sztukę Sławomira Mrożka "Wielebni". Napisana na konkurs, pod presją czasu, na dodatek w języku angielskim, jakoś nigdy nie miała szczęścia do sceny. Najpierw sam pisarz nie chciał, by grano ją w Polsce, a potem, gdy w końcu trafiła na deski krakowskiego Teatru Starego, jakoś niespecjalnie zaistniała.

Jak będzie z kielecką inscenizacją w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza, której premiera odbyła się w minioną sobotę?

"Wielebni" to historia pewnej pomyłki, na skutek której do protestanckiej parafii w małym, amerykańskim miasteczku trafia naraz dwóch księży. Pierwszy - z pochodzenia jest Żydem, drugi - to kobieta. Gorzej już być nie może. Rada parafialna ma zadecydować, którego z wielebnych wybrać. Tę niedorzeczną i zwariowaną, niczym w angielskiej farsie, sytuację Mrożek wykorzystuje, by porozmawiać o całkiem poważnych sprawach, takich jak choćby antysemityzm czy równouprawnienie. Nie boi się zakpić z takiej świętości jak idea politycznej poprawności, pokazuje do czego prowadzi przymykanie oczu i pobłażliwe traktowanie wszelkiej maści sekt. Pokazuje wreszcie jak łatwo religijność może zamienić się w zwykłą grę i stać się przykrywką dla niecnych zamiarów.

Tworząc skrajnie absurdalne sytuacje, pisarz pokazuje świat pozorów, zniekształcony i wynaturzony.

W kieleckim spektaklu w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza ten świat zostaje zbesztany i ośmieszony. Ale najpierw jest mocne uderzenie - oto mamy rzuconą na scenę filmową projekcję, w której atakuje nas wirtualny świat, jakieś przerażające wizje z brutalnych gier komputerowych. A wszystko to dzieje się na tle agresywnej, głośnej muzyki. Po chwili świat wraca jednak do normy - strzelaniny i pogonie zastępuje sielskie amerykańskie przedmieście z równo przystrzyżonymi trawnikami przed uroczymi domkami. Nie łudźmy się jednak - to tylko pozory, bo mieszkający w nich ludzie mogą być równie niebezpieczni jak ci, którzy zabijają i terroryzują.

Kieleckiej inscenizacji, choć bardzo sprawnej, momentami brakuje spójności. Spektakl rozchodzi się, ucieka gdzieś jego idea. Pewien stary teatroman mawiał, że pomysły w teatrze dzielą się na dobre, złe oraz zbyt liczne. W "Wielebnych" Chrapkiewicza owych pomysłów jest chyba zbyt wiele, stąd wrażenie załamań dramaturgicznych.

A aktorzy? Niestety, część była najwyraźniej stremowana obecnością Sławomira Mrożka na widowni. Nie mam jednak wątpliwości, że grający parę tytułowych bohaterów - Justyna Sieniawska i Krzysztof Mateusiak rozkręcą się i głębiej wejdą w swoje role. Świetna jest Teresa Bielińska w roli ciotki Róży - rezolutnej Żydówki biadolącej z właściwą sobie swadą nad losem nieszczęsnego Rysia, który przechrzcił się i został protestanckim księdzem. A jej końcowe pojawienie się niczym deus ex machina to prawdziwy majstersztyk. Małgorzata Andrzejak w roli pani Simpson - do szpiku kości zepsutej przewodniczącej rady parafialnej - budzi grozę i wręcz obrzydzenie.

Twórcy kieleckiego spektaklu przed premierą wyrażali nadzieję, że będzie o nim głośno w całej Polsce. Mamy nadzieję, że tak się stanie. Fakt, że mieli odwagę i podjęli się przeniesienia na scenę dramatu, nad którym wisi jakieś fatum, zasługuje na uznanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji