Artykuły

Nie tylko dla dorosłych

"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Reżyser Krzysztof Babicki kuszenie publiczności wymyślił znakomicie: wystawił sztukę tylko dla dorosłych w momencie, kiedy Polska wkroczyła w okres megarządów prawicy, za którą wielu dostrzega widmo kruchty, moherowych beretów ojca Rydzyka oraz krucjaty przeciw wolności sztuki i artystów

Krzysztof Babicki wprowadził do sztuki akcent lubelski w postaci projekcji kroniki filmowej z odsłaniania monumentalnego pomnika Bolesława Bieruta, czym zasugerował, że spektakl jest także o naszej leniwej prowincji, gdzie ostatnio reprezentanci katolickiego ludu wybrali na szefa sejmiku samorządowego profesora, który występuje przeciw swojemu arcybiskupowi o otwartej głowie. Cóż nie podbija bardziej ciekawości publiczności jak oczekiwanie niepoprawności politycznej i obyczajowej? Lecz albo reżyser przestraszył się własnej odwagi, albo też złapać chciał za ogon wszystkie sroki tekstu tragifarsy Petera Zelenki. Wyszła całość fastrygowana, rozdygotana i rozwałkowana, jakby zabrakło czasu i pomysłów, aby wszystko na fest w złożyć i sprasować dynamicznie.

Wprawdzie jest śmiesznie, ale za często nudnie. Chciałoby się, żeby było, a nie ma tego bicia w mordę ciemnoty, biczowania chamstwa i wyrywania flaków głupocie, co tylko sztuka potrafi, a na dodatek przy salwach śmiechu. Cząstka tej nudności obciąża scenografa Marka Brauna, który na scenie zbudował wielką, przytłaczającą czarną konstrukcję klatek (katolicki wieżowiec?), lecz z rzadka wykorzystywaną, nieograną - więc po co? Podobnie wcale nie gra zgrzytliwa muzyka Marka Kuczyńskiego, a kostiumy dla młodych bohaterów spektaklu zaprojektowane przez Barbarę Wołosiuk, jeżeli szkicują charakterystykę postaci - to poprzez banał.

"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" to krzyżujące się historie o ludziach młodych i starych, którym nie wychodzi w miłości: są odrzucani, zdradzani, niezdecydowani albo też posługują się nieobyczajnymi chwytami, aby miłość udawać. Młodym lepiej niż miłość wychodzi oddawanie się w objęcia Onana, erotyczne harce z... odkurzaczem, częsty płodozmian pościelowy, a starym - ekshibicjonizm i życie sukcesami przeszłości. Dzieje się tak, bo więzi w podstawowej komórce społecznej nie opierają się na miłości, lecz na zakłamaniu: to rodzina generuje i zaszczepia samotność i poczucie ciągłego niespełnienia. Co więcej, wzajemne izolacje pogłębia przestrzeń życia tworzona z zamkniętych klatek - mieszkań wielkiego blokowiska oraz instytucje życie społecznego wrogie jednostce i jej pragnieniom.

Jak wiadomo, cierpliwych spotyka nagroda, a dla publiczności jest nią drugi akt i popis doskonałej gry Jadwigi Jarmuł w roli Matki. O tej roli, prawdziwej aktorskiej perełce spektaklu, wypada mówić w kategoriach kreacji. W grze dotychczas niedocenianej Jadwigi Jarmuł jest pełnia aktorstwa, synteza zdawałoby się niemożliwa - farsy, dramatu, komedii, ironii i absurdu. To ona sprawia, że w końcu publiczność pęka od gromkiego i szczerego śmiechu. Są to te cudowne chwile, dla których ludzie chodzą do teatru. Dobrze partneruje jej Szymon Sędrowski jako syn Piotr oraz wiekowy Ojciec, czyli Andrzej Redosz. Kiedy Ojciec w towarzystwie Kobiet Życia recytuje w natchnieniu tekst ze starej kroniki filmowej o odsłonięciu pomnika Bieruta w Lublinie, a na ekranie wysoko nad sceną pojawia się Pierwszy Sekretarz Edward Gierek, czysty humor konkuruje w głowie z apokaliptyczną wizją, od której przechodzą ciarki po plecach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji