Artykuły

Kupon cięty na sztuki

Takiego spektaklu jak "Kobieta z morza" na co dzień w polskim teatrze się nie uświadczy. Z nóg nie ścina, ale budzi najwyższy szacunek.

Dla Roberta Wilsona to robota według jednej sztancy: we Włoszech, Francji, Korei, Turcji. Wybiera aktorów, oddaje próby w ręce zaufanych asystentów, a potem przez kilka dni przed premierą szlifuje ich przedstawienie. W ten sposób w Teatrze Dramatycznym powstała kolejna wersja "Kobiety z morza" Susan Sontag na podstawie dramatu Henryka Ibsena. Niby to odcięty kupon od raz obmyślonego projektu, ale sztuka wysokich lotów.

Przedstawienie jest w typowy dla Wilsona sposób sformalizowane, a przedstawiony w nim świat precyzyjnie wykreowany - nieludzko piękny i obcy. I choć wydaje się, że Wilson stosuje szereg zabiegów, by stworzyć wielki, piękny obraz niezmącony emocjami, to mimo chirurgicznej precyzji i klinicznej czystości rysunku dochodzi do głosu namiętność, gniew i rozpacz, jaką noszą w sobie bohaterowie spektaklu. "Kobieta z morza" to historia nieszczęśliwej w małżeństwie kobiety, która w chwili możliwości wyboru wolnej drogi, zostaje z niekochanym mężem.

Danuta Stenka [na zdjęciu] grająca główną bohaterkę, Ellidę jest w swej roli znakomita, jednak na szczególną uwagę zasługuje dwójka aktorów, którzy nie tylko poddali się stylowi Wilsona, ale nie zatracili przy tym swojego ducha. To Dominika Kluźniak, przykuwająca uwagę w roli niesfornej pasierbicy Hilde oraz najlepiej odnajdujący się w świecie Roberta Wilsona, jakby w lot chwytający jego myśl, Miłogost Reczek (Arnholm). Całość to ważna, choć niełatwa lekcja teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji