Artykuły

Szekspirowski fin de siecle

Teatr Dramatyczny m.st. War­szawy nie miał chyba równie udanej premiery od blisko ośmiu lat dyrekcji Piotra Cieślaka. On to właśnie jest reżyserem wido­wiska "Wszystko dobre, co dobrze się kończy" Williama Szekspira, w no­wym, specjalnie dla tej sceny opra­cowanym przekładzie Stanisława Barańczaka. Co ciekawe, insceniza­cja Cieślaka - w umownej scenogra­fii, z zastosowaniem technik multi­medialnych - przenosi akcję sztuki w czasy fin de siecle'u. Na szczęście, w niczym nie osłabia to wymowy dzieła.

"Wszystko dobre, co dobrze się koń­czy" jest pouczającą komedią, w której spryt niewieści walczy o swoje z mę­skim poczuciem honoru, a raczej ura­żonej dumy. Oto Helena (Anna Gajew­ska), stosując recepturę ojca, niedawno zmarłego genialnego medyka, wyleczy­ła Króla Francji (Zdzisław Wardejn) z beznadziejnej choroby. W nagrodę za uzdrowienie władca przyrzekł spełnić każde życzenie dziewczyny. Dotrzymuje słowa - łączy Helenę węzłem mał­żeńskim z hrabią Rossillion Bertramem (Mariusz Bonaszewski).

Młodemu arystokracie nie do przyjęcia wydaje się sytuacja, w której to nie on dyktuje warunki, lecz - o zgrozo! - kobieta. Bertram porzuca ją więc przed nocą poślubną i wyrusza na wyprawę wojenną. W ślad za nim udaje się odtrącona żona.

Akcja główna komedii posiada wiele wątków pobocznych. Dają one sporo możliwości aktorom obu pla­nów. Jarosław Gajewski w roli Parollesa skupiał na sobie uwagę już od pierwszych scen, "konkurując" z Hele­ną w zabiegach o względy Bertrama. Vis comica aktora sprawia nawet, że widz obdarzywszy go sympatią na wy­rost, przeżywa spore zaskoczenie, od­krywając w nim później pospolitego tchórza. Wiele uciechy zapewnia Sła­womir Orzechowski jako Lavache, bezczelnie prawdomówny błazen na służbie u Hrabiny Rossillion. W tę złożoną postać matki Bertrama wcie­liła się Jadwiga Jankowska-Cieślak, subtelnie cieniując drgnienia swej du­szy, gdy nie znajduje powodów, by ak­ceptować postępki syna.

Ostatnie słowo należało jednak do młodszego pokolenia pań: Anna Ga­jewska znakomicie wywiązała się z ro­li przedsiębiorczej Heleny, a Maja Hirsch pokazała nieposkromiony temperament jako Diana, obiekt nie­spełnionych westchnień Bertrama. Najważniejsze, że nie są to indywidu­alne popisy - przedstawieniem rządzi duch zespołowości. Szlachetna, bez udziwnień reżyseria, sprawia, że ten udany spektakl ogląda się z prawdzi­wą przyjemnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji