Artykuły

Jak przegadać Moliera

"Mizantrop" w reż. Kuby Kowalskiego w Teatrze Polskim z Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

- Ciągle coś mówię, chociaż nie mam nic do powiedzenia - wyznaje aktorka i celebrytka Celimena, jedna z bohaterek spektaklu "Mizantrop". To najnowsza propozycja Teatru Polskiego.

Współczesny dwór twórcy przedstawienia umieścili tam, gdzie błyskają flesze aparatów paparazzich i pokazują, że nawet wtedy, gdy toczy się nieustająca impreza, bardzo łatwo znaleźć pustkę i samotność. Tylko czy kogokolwiek trzeba dziś do tego przekonywać?

- Teatr to po prostu zakład pracy, a towar jest tu z założenia deficytowy - to zdanie z przedstawienia Kuby Kowalskiego (reżyser) i Julii Holewińskiej (dramaturg) dobrze streszcza przesłanie spektaklu. Cała galeria postaci - od dyrektora, lawirującego zgrabnie między urzędnikami finansującymi działalność sceny, przez tancerza-lansera, zakochanego w sobie autora, który w bezwzględny sposób adaptuje na potrzeby swojego spektaklu prawdziwą historię małej Magdy z Sosnowca, aż po znaną projektantkę mody - pod pozorem dobrej zabawy i artystycznej misji podejmuje desperackie próby utrzymania się na powierzchni popularności. A ta - jak wiadomo - chodzi krętymi ścieżkami.

Z pląsającego orszaku wyłamuje się tylko tytułowy Mizantrop (Piotr Kaźmierczak), który brzydzi się sławą i stroni od ludzi. Chociaż i on wpatrzony jest, niczym w tęczę, w brylującą na salonach aktorkę - Celimenę (Barbara Prokopowicz), która kolekcjonuje kolejnych znajomych niczym zmieniające się sukienki. Gdzie szukać prawdy o nich? W kolorowej plotkarskiej gazetce? W pijackim bełkocie po kolejnej nocnej imprezie? Bo na pewno nie w teatrze, który dla wszystkich zdaje się być jedynie narzędziem w grze o znacznie więcej.

Niestety, o świecie celebrytów, robiących z siebie małpy, nie dowiadujemy się z przedstawienia niczego, czego byśmy już nie wiedzieli. Fakty są okrutne: występ w telewizji śniadaniowej to okno na świat o znacznie większej sile rażenia niż najlepsza nawet sztuka. A w ślad za sławą idą pieniądze - tak było w czasach Ludwika XIV, kiedy powstał "Mizantrop" Moliera, i tak jest do dziś.

Oczywistości, których niestety na scenie nie brakuje, bardzo spłycają współczesną wersję dramatu. Ginie gdzieś postać tytułowego bohatera, rozmywają się jego motywy. Przez kilka nieznośnie długich minut swoje morały prawi minister kultury, pojawiający się nagle w salonie pełnym kolorowych drinków. Całość jest przegadana i nie ratują tej sytuacji nawet potencjalnie niezłe sceny: Celimena i jej "dwór" śpiewający piosenkę "Paparazzi" Lady Gagi, czy przytyki do twórców, którzy - zamiast szukać w teatrze poruszających środków wyrazu i opowiadać ludzkie historie - próbują w nim uprawiać uniwersyteckie wykłady.

Co nam chcą powiedzieć Kuba Kowalski i Julia Holewińska? Że teatr umarł? Chyba nie, bo portretują przecież tylko jedną z jego wielu twarzy. I z pewnością doskonale wiedzą, że nawet dziś - w erze cięcia środków na kulturę i walki o kolejne dofinansowania - nie brakuje ludzi z pasją, którzy teatralny kurz po prostu kochają.

Premiera spektaklu odbyła się w piątek na Dużej Scenie. Kolejne spektakle - we wtorek (przedstawienie tłumaczone na język migowy) i w środę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji