Torturowisko w teatrze
Miast siedzisk, Autorski Ośrodek Sztuki Teatru GuGalander oferuje torturowisko. Sklecone dla widzów podium nie liczy się zupełnie z anatomią człowieka. Nogi wiszą w powietrzu, kręgosłup w kabłąku, nos dotyka kolan. Z góry kopią w kark, co łatwo można oddać z nawiązką sąsiadom niższej kondygnacji. W sali duszno i oczywiście ciemno. A na scenie dżuma, czyli spektakl Teatru Provisorium z Lublina, nawiązujący do znanej powieści Alberta Camusa. Dano mu tytuł "Koniec wieku". Wyje przeraźliwie wicher, muzyka napędza z dziesięć amerykańskich tajfunów naraz. Aktorzy walą w kotły, w blaszane beczki, kapie woda z rozwieszonych szmat. Apokalipsa, tortura nie tylko dla kręgosłupa i oczu, ale i uszu.
W nieustannej wichurze snują się korowody śmierci, ludzkie cienie przytłoczone beczkami, jakby współcześni ukrzyżowani, poczwary oflagowane szmatami. Pojawia się na szczudłach złowrogie ptaszysko, postrzępiony biały kruk.
Raz po raz przebija się poprzez wicher słowo - statystyka zadżumionych, sentencje moralne, modlitwa wyjęta z powieści i skarga. Widowisko ma momenty przejmujące, szybko jednak staje się monotonne. Trzy, cztery pomysły inscenizacyjne ogrywane są w nieskończoność.
Bardziej pogodny i finezyjnie przygotowany spektakl pokazali w Cogitaturze Włosi - zespół L'ARPA z Sycylii. (Ławy były tym razem wygodniejsze, ale duchota równie nieznośna). Jest to love story z najniższego piętra społecznego, opowiedziana lirycznie i z ogromnym poczuciem humoru. Dwoje łachmaniarzy spotyka się we śnie i na jawie. Sen idealizuje pragnienia, rzeczywistość konkretyzuje je najczęściej w brutalnym lub ośmieszającym geście, odbierając zaczarowaną moc. Choć spektakl prowadzi dwoje tylko aktorów, obfituje on w coraz nowe zdarzenia, nieobliczalnie pointowane i ucinane szybkim kadrem. Było to czarujące spotkanie.