Dżuma w Gdyni
Monika Brand: Dlaczego zdecydowała się Pani na wystawienie "Dżumy"?
Julia Wernio: Jako dyrektor teatru zawsze zastanawiam się, jakie teksty należy wystawiać, żeby móc rozmawiać z widownią i żeby trafiały w naszą teraźniejszość. "Dżuma" przyszła do mnie razem z naszą rzeczywistością. Pomyślałam o niej podczas ubiegłego lata, kiedy graliśmy na plaży w Orłowie. Słońce, morze, "Sen nocy letniej" Szekspira. W trakcie lata, tu pełnego niewinności, twórczości i radości, doszło do powodzi. To było nieszczęście, które toczyło się jednocześnie blisko i daleko.
Sama jestem z tych dwóch światów. W Gdyni pracuję i mieszkam, we Wrocławiu jest mój dom, który był w tym momencie zagrożony. To była chwila, w której pomyślałam, że trzeba by zbliżyć się do człowieka i do samego siebie. Poszukać istoty człowieczeństwa.
Nie chciałam się posłużyć "Dżumą" po to, by wybrać z niej złote myśli czy interesujące mnie teatralnie obrazy. "Dżuma" zainteresowała mnie dlatego, że mogłam coś opowiedzieć o pojedynczym człowieku. Uświadomiliśmy sobie wtedy, że zagrożenie jest nieustające, że rozbija nam naszą codzienność, to, co próbujemy wytworzyć wokół siebie, żeby czuć się bezpiecznie. Zabieganie o zarobki, dom, karierę, z tej perspektywy okazuje się tylko ułudą, fikcją.
Czy łatwo było zaadaptować powieść Camusa?
- Muszę przyznać, że z dużym lękiem przystępowałam do prób. Miałam świadomość, że przekładam na scenę literaturę i że ta próba może być z góry skazana na przegraną. Obawiałam się, że nie pokonam ani "literackości", ani fabularności tekstu. Okazało się jednak, że scena nie odrzuciła tych postaci i dialogów. Z pewnością dlatego, że postaci narysowane przez Camusa są nieprawdopodobnie wyraziste. Każda z nich ma w sobie albo jakieś przekleństwo, albo swoją pasję, albo swoje pytania.
Czy akcja przedstawienia będzie dziać się, tak jak u Camusa, w upalnym Oranie?
- Nie inscenizuję powieściowego życia. Potraktowałam to miejsce umownie. Nie ma szczurów, nie ma upalnego krajobrazu, nie ma ludności arabskiej. Nie ma epatowania chorobą. Chodzi o to, aby ten dramat przeszedł przez człowieka, aby jego obszedł. Większa część dramatu wydarza się przez niego, a nie przez otoczenie. Szukam tu ludzi. Zaryzykowałam małą ilość atrakcji teatralnych. Chcę się oprzeć na aktorze.
Ale pozostała Pani wierna dramaturgii wydarzeń?
- Przebieg akcji "Dżumy" został zachowany. Jest czas przed wybuchem epidemii, kiedy już istnieje zagrożenie, ale jesteśmy go nieświadomi. Jest moment największego lęku o siebie, aż po ten dziwny czas, kiedy dżuma odchodzi nie wiadomo dlaczego i zostajemy w zawieszeniu, nadziei i nieufności po tych doświadczeniach. Nie dokonywałam w adaptacji żadnych ruchów wbrew autorowi.
Kto będzie bohaterem przedstawienia?
- Grupa ludzi w odizolowanym świecie. Oni są bardzo różni, nie ma dwóch podobnych historii.
Kogo zobaczymy w głównych rolach?
- Dariusza Siastacza, Andrzeja Pieczyńskiego, Piotra Michalskiego, Bogdana Smagackiego, Rafała Kowala.