Artykuły

Hotel "Mono-pol"

Adaptacja "Popiołu i diamentu" Jerzego Andrzejewskiego, którą przygotował teatr olsztyński, to kolejna próba teatralizacji, jednej z najgłośniejszych książek 40-lecia.

Na ogół jednak teatralne wersje "Popiołu i diamentu" grzeszą nadmierną ilustracyjnością, pozostając w najlepszym razie ożywioną lekturą szkolną. Od tej reguły bywają wyjątki, a spektakl Romana Kordzińskiego można do nich zaliczyć.

Kordziński zdecydował się bowiem na zbudowanie metafory - po części dyskusyjnej - rodowodu polskiej współczesności, poszukując w powieści materiału dla przeprowadzenia swej tezy o "chocholim" tańcu społecznym w obliczu odzyskanej wolności, splątanych ścieżkach politycznych, moralnych, klasowych, wśród których niejeden się zabłąkał.

Teatralnym ekwiwalentem, pozwalającym ukazać chwilę przełomową w jej stawaniu się i przemianach, stała się scena obrotowa, której jądro stanowią wielkie obrotowe drzwi hotelu "Mono-pol". Nazwa tak właśnie jest pisana: "Mono-pol", a nawet wymawiana dla podkreślenia jej dwuznaczności. Może to nazbyt proste skojarzenie, nieco naciągane (skojarzenie: jedna Polska), a z drugiej strony nazbyt natrętne w motywie zbiorowego pijaństwa (alkohol - nieszczęście numer jeden). To drugie zwłaszcza skojarzenie, uprawnione wobec powszechnego niemal upojenia alkoholowego, budzi wątpliwości, choć psychologicznie i sytuacyjnie da się wyjaśnić. Dzień zakończenia wojny zachęca do bankietu.

Tak czy inaczej Kordziński dość konsekwentnie, posługując się dyskretnie postacią narratora - właściciela hotelu, komponuje widowisko, rozwijające się symultanicznie i z dramatycznym nerwem. Na pewno osiągnięciem reżysera (mimo że wbrew finałowi powieści) jest scena śmierci obu bohaterów: zabójcy i ofiary, którzy padają sobie bezwiednie w ramiona. Koncepcja inscenizacyjna nawiązuje do "Godziny szczytu" Stawińskiego w Teatrze na Tagance (nie wiem, czy świadomie) i siłą rzeczy do "Wesela".

Strona wykonawcza przedstawia się rozmaicie. Przekonująco wypadły postacie młodych bohaterów: Podgórskiego (Krzysztof Bień), Andrzeja Kosseckiego (Zbigniew Borek), Marka Chełmickiego (Dariusz Darewicz), Jerzego (Jerzy Lenczar), a także Szczuki (Władysław Jeżewski) i Wagi (Tadeusz Madeja). Szansę stracił na zbudowanie postaci tragicznej Stanisław Siekierski (sędzia Kossecki), stosując nadmiernie ekspresję. Skłonność do nadmiaru ekspresji dała o sobie znać także w scenie z udziałem Hanki Lewickiej, wykorzystującej słowa pieśni partyzanckiej. Nie powiodła się także scena miłosna - zbyt blada i obca wobec tonacji spektaklu.

Niezależnie jednak od tych słabości przedstawienie Kordzińskiego zwraca uwagę myślą reżyserską i oryginalnym ujęciem głównych wątków powieści o naszych powojennych początkach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji