Artykuły

Dzielny pajacyk na rufie

Krakowski Salpn Poezji pt"Młodzi poeci w Starym Krakowie". Wiersze czytali: Anna Antoniewicz, Juliusz Chrząstowski i Michał Majnicz.Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku POlskim.

Kropka kreska kreska kropka kreska kropka kropka kreska... Powiedziałem coś przez to? W tej sekwencji kropek i kresek tkwi jakieś głębsze znaczenie, albo w ogóle jakiekolwiek?

Ten mój popis analfabety w świecie alfabetu Morse'a jest tajemnicą poważną, do rozkodowania przez fachowców, czy jedynie bełkotem, tajemniczością pustą, dla wzmożenia mglistej malowniczości skleconą na chybił-trafił, do wiwatu, ku chwale jałowego prestidigitatorstwa? A sekwencje kresek i kropek, na układanie których Mateusz Witkowski przechodzi nagle w jednym ze swoich wierszy, opuszczając tereny polskiego alfabetu - co z nimi? Znaczą coś? Nie znaczą?

Przypuszczam, a właściwie pewność mam, że Witkowski opanował prawidła tańcowania kropek z kreskami i jego liryczny Morse nie jest pusty. Lecz w istocie nie w tym rzecz - nie o to szło na ostatnim Salonie Poezji. Nosił on tytuł "Młodzi poeci w Starym Krakowie" i młodzi przybyli osobiście, młodzi, a nawet bardzo młodzi.

Monika Brągiel, Dawid Mateusz, Szymon Słomczyński, Krzysztof Szeremeta oraz Witkowski. Ich utwory czytali: Anna Antoniewicz, Juliusz Chrząstowski i Michał Majnicz.

Otóż, sedno niedzielnego Salonu na tym polegało, że nawet jak młodzi nie przechodzili w swych wierszach na kropki i kreski, a przecież, poza Witkowskim, nie przechodzili - brzmienie ich polszczyzny i tak przypominało łopot chorągiewek w dłoniach marynarza na rufie, który do kapitana okrętu płynącego z tyłu wymachuje Morsem, niczym jakiś pajacyk ożywiany sznurkami, szalenie ważny komunikat.

Z grubsza tak brzmiały ich na głos czytane frazy. Czyli inaczej, niestety - kompletnie inaczej, niż małe arcydzieła, co je Sławomir Berny na instrumentach perkusyjnych i Leszek Szczerba na saksofonie lekko wygrywali, kiedy łopot Morse'a młodej polszczyzny lirycznej cichł na chwilę.

Problem tkwi w zbyt wybujałej ezoteryczności metafor, a trochę inaczej, prościej mówiąc - w takim połączeniu słów, że się przed sekundą wysłuchane zdanie gwałtownie rozpada w uchu widza i nic nie zostaje, że żaden obraz w pamięci nie trwa dłużej niż żyje Łątka, że nie ma powietrza - jest duchota w literach, że w sumie tyleż z wierszem do czynienia mamy, co z zestawem dzielnych, lecz nielotnych sentencji.

Po prostu - poezja ta jest niczym słowo lub zdanie z kropek i kresek, ten dzielny pajacyk na rufie, od którego szumu ramion zacząłem. To szalenie ważny komunikat. Wprawdzie nie wiem, co ściśle znaczy, ale wiem, że chodzi w nim o czułość dla młodości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji