Artykuły

Prawda o Mizantropie

WSZECHWŁADNY dwór z łaskawym, lecz niezbyt dobrze zorientowanym w sprawach swo­ich poddanych monarchą na czele, dwór rozdzielają­cy zaszczyty i kary; po­chlebstwa i fałsze ułatwia­jące kariery; słowa kryty­ki i prawdy łamiące karie­rę; obłuda, dwulicowość, grafomania, przekupstwo, donosicielstwo... Gdzież to jest? Oczywiście we Fran­cji Ludwika XIV. W "Mi­zantropie" Moliera.

Trzeba być człowiekiem doprawdy bez serca dla wi­dzów, dla teatru i dla spo­łeczeństwa, by mieć taką sztukę w reku i zrobić z niej to, co zrobił Teatr Na­rodowy wystawiając "Mi­zantropa" w reżyserii Hen­ryka Szletyńskiego.

Rolę Alcesta (czyli tytu­łowego mizantropa) objął Gustaw Holoubek, grając ją silnie dramatycznie, z pełnym ludzkim zaangażo­waniem w sprawy kreowa­nej postaci. Można i tak, i chyba nawet trzeba, bo "Mizantrop" to wśród tak zwanych "komedii" Molie­ra najmniej komiczna sztu­ka, a Alcest w galerii mo­lierowskich bohaterów jest wyjątkowym typem, cał­kiem pozbawionym cech karykaturalnych (jeśli szla­chetna zasada mówienia wszystkim prawdy w oczy nie jest mimo wszystko nieco groteskowa). Holou­bek grał mocno, grał czło­wieka prawdziwego. Se­kundował mu Stanisław Zaczyk na taką miarę, na jaką pozwala tekst postaci konwencjonalnego przyja­ciela Filinta.

Wysiłki Gustawa Holoubka tonęły jednak w dziwa­cznym chichocie, wydawa­nymi przez pozostałych ak­torów spektaklu. Wśród nich jeszcze Ewa Krasnodębska w roli Celimeny wyróżniała się pewnym opanowaniem, kulturą i wdziękiem. Ale i to nic zmienia proporcji, bo mi­mo wszystko w tym przed­stawieniu Celimeny zabra­kło. Komediowe usiłowania tego zespołu pod kierun­kiem bezradnego reżysera, sprawiały przykre wraże­nie. Nieporadność insceni­zacji widać było także w chaotycznym operowaniu ruchomą dekoracją, w bez­celowym zabawianiu publi­czności przy pomocy potrząsania kapeluszami i za­wieszania latarni na gwoź­dziach, i tak dalej, i tak dalej... Marnowanie ludz­kiej pracy.

"Mizantropa" gra Teatr Narodowy w przekładzie Boya (z poprawkami Ga­briela Karskiego). Dziś już widać wyraźnie, że nie jest to przekład szczęśliwy. Zwłaszcza, że dysponujemy "Mizantropem" w wolnym przekładzie Jana Kotta, który słyszeliśmy ze sceny w znakomitym przedsta­wieniu Starego Teatru z Krakowa. Ba, ale to jest adaptacja, powie ktoś. Otóż każdy przekład jest adap­tacją, oprócz przekładów cybernetycznych, dokona­nych przez maszyny - a takie przekłady dopiero nie zdają egzaminu jako dzieła sztuki. Przekład Kotta jest mimo wszystko najbliższy Molierowi - bo zbliża Mo­liera do dzisiejszego wi­dza. Kto miałby jeszcze na ten temat wątpliwości, po­winien przeczytać błyskot­liwe uwagi Andrzeja Ki­jowskiego w ostatnim, 12 numerze "Dialogu".

W każdym razie przekład Boya wprowadził jeszcze dodatkowe zamieszanie do spektaklu Teatru Narodo­wego, i nie pomógł w zna­lezieniu zdrowego, współ­czesnego sensu "Mizantro­pa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji