Artykuły

Staroświecki wdzięk

Czym w gruncie rzeczy Jest "Giselle", balet Adolphe'a Adama? Piękną legendą, w której świat real­ny splata się z nadprzyrodzonym, noc przesłania dzień, a liryczną miłość brutalnie przerywa śmierć. Najno­wsza premiera Teatru Wielkiego chce być pożyteczna dla zespołu i przyjemna dla widzów.

"Gisell" powróciła do poznańskiej Ope­ry po ponad 20 latach przerwy. To przy­kład klasyki baletowej, jakby kanon sztu­ki choreograficznej - jest bowiem zbudo­wana z najbardziej typowych układów, kroków i gestów tancerzy. Z tego powo­du to dzieło - powstałe w 1841 r. - jest sprawdzianem aktualnych umiejętności corps de ballet, a od solistów wymaga mi­strzowskiej techniki, przekonującego ak­torstwa i wdzięku. Tego wdzięku i czaru, którego oczekuje się od postaci z bajek.

Historia, którą znacie

A to właśnie bajka, romantyczna le­genda, w której ludzie ustępują miejsca willidom - zjawom z krainy romantycz­nej fantazji. Sielski pejzaż ubogiej wio­ski, utrzymany w pastelowych odcie­niach zieleni, zmienia się podczas przedstawienia w szarosiną scenerię spowitego w mgły, odrealnionego cmentarza. Te kontrasty kolorystyczne podkreślają też kostiumy. W pierwszym akcie kolorowe, pyszniące się bogac­twem kroju i materiału stroje dworskie - w drugim akcie stroje białe. Takie jest tło tej historii. Historii miłoś­ci, zdrady i zemsty.

"Strażacka" orkiestra

Ilustracją tej fabuły jest muzyka Adolphe'a Adama z I poł. XIX wieku. Mu­zyka nie najwyższych lotów. Miałkość i płytkość pomysłów melodycznych, przerodzonych i "ślicznych", nachalność motywów rytmicznych i banalną instrumentację - można zminimalizować, o ile orkiestra zagra idealnie. Niestety, orkie­stra operowa, pod batutą Macieja Niesio­łowskiego grała podczas premiery cięż­ko, bez wdzięku i stanowczo za głośno - z nieznośną, iście "strażacką" barwą.

Kreująca Giselle Beata Wrzosek to tancerka technicznie bardzo dobra, ambit­na, zdolna aktorka - świetnie pokazała np. scenę obłędu. Nie miała jednak owego zniewalającego czaru, który pozwoliłby uwierzyć, że to bohaterka z romantycznej legendy. Rolę Alberta tańczył gościnnie Igor Markow, solista petersburskiego Te­atru Baletu Borisa Ejfmana. Miał dużą swobodę ruchową, dobrze rozumiał się z tancerzami, ale na kolana nie rzucił.

Następny krok baletu

"Giselle" to atrakcyjna propozycja dla widzów lubiących prostą muzyczkę i ta­niec w ładnej scenerii. Zarazem, jako "lektura obowiązkowa" dla młodych tancerzy corps de ballet, premiera "Giselle" to następny konsekwentny krok Teatru Wielkiego ku zespołowi baleto­wemu na wysokim poziomie. Wierzę, że kolejne inscenizacje zasłużą na coś więcej niż określenie: "poprawne" i bę­dą tańczone z prawdziwym artyzmem. Zwłaszcza że w planach szefowej bale­tu, Liliany Kowalskiej, jest m.in. "Cór­ka strzeżona" i "Śpiąca Królewna", póź­niej może ,,Pan Twardowski" i "Szeherezada".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji