Artykuły

Teatralny esej na temat religii/ideologii

Przedstawienie Bogmołowa jest przedstawieniem niezwykle wymagającym, tak jak - dajmy na to proza Lowry'go, Prousta czy eseje Audena. I dobrze! Teatr Narodowy nie powinien w kółko schlebiać tanim gustom i wystawiać na scenie tylko amerykańskie samograje z telewizyjnymi gwiazdami. O przedstawieniu "Lód" w Teatrze Narodowym w Warszawie pisze Tomasz Domagała.

Pozornie Bogomołow poszedł na łatwiznę. Kontrowersyjny język Sorokina, kalejdoskopowa sekwencja zdarzeń, mięsistość postaci i fabuły gwarantowała sukces. Wystarczyło dodać "wielką dupę" z której wychodzą aktorzy, trzy piosenki Lady Gagi, Błażeja Peszka, odkrywczo parodiującego Robbiego Williamsa i, przyzwyczajona do tandety, publiczność Narodowego klaskałaby na stojąco. Ale Bogomołow postanowił sobie utrudnić: postawił jednolitą scenografię - kilkanaście rozkładanych foteli (przywodziły na myśl sanatorium Berghof), krzyż, stół i kilka trumien; posadził na tych fotelach aktorów, którzy nie opuścili ich przez całą pierwszą część, odgrywając na nich cały "Stary testament" (taki tytuł miała I część); z drugiej części zrobił statyczny monolog Danuty Stenki, która - w tej samej dekoracji - symbolicznie dokonała żywota i zmartwychwstała, jak na to wskazywał tytuł drugiej części - "Nowy testament". Wniosek: Bogomołow jest szaleńcem! Zrezygnował z gwarantowanego sukcesu, wybierając pary znudzonych i zniesmaczonych widzów, wychodzące ukradkiem z teatru po mniej więcej połowie spektaklu. I bardzo dobrze!

W teatrze nie ma sprawiedliwości. Nie wszystko jest dla wszystkich . Chciałbym jednak zaznaczyć, że reżyser nie zlekceważył widzów - ci, którzy nie doszukali się w spektaklu głębszych sensów, mieli do dyspozycji fabułę powieści Sorokina. Za mało? To już nie jest sprawa reżysera. Nazwiska autora nikt nie ukrywał. Tym co zostali, zostało zadane niezwykle trudne i wymagające zadanie - teatralny esej na temat religii/ideologii. Przedstawienie w niezwykle interesujący sposób każe przyjrzeć się narodzinom, okrzepnięciu, kodyfikacji religii/ideologii oraz narodzinom proroka, który staje się męczennikiem i swym męczeństwem sankcjonuje daną religię/ideologię. Do tego Bogomołow analizuje wpływ idei/religii na ukonstytuowanie się i konsolidację grupy ludzi. Przedstawienie jest swoistą modelową Biblią każdej ideologii/religii. (dwie części - "Stary testament" pokazuje proces konsolidacji grupy, proces tworzenia mitów spajających społeczność, a "Nowy Testament" pokazuje nam proroka, jego męczeńską śmierć i zakończenie procesu konstytuowania się wiary i społeczności; w pierwszej części, słowa pojawiają się na tablicy, jak przykazania, jak objawiona wola.

W drugiej, młody adept czyta nam hagiograficzne fragmenty o życiu proroka ). Nie należy się tu jednak dać zwieść katolickiej symbolice. Jakakolwiek ideologia podłożona pod sorokinowską metaforę pasuje - może to być sekta Rydzyka, może Putinowska Rosja. "As you like it" zdaje się powtarzać za Szekspirem reżyser. Tak na marginesie, sorokinowska metafora przemawia cudownym językiem Agnieszka Lubomira Piotrowska. Mało kto w Polsce czuje tekst teatralny tak, jak ona. To wielkie studium o "wierze" pokazane jest tu wnikliwie, obiektywnie i z namysłem. Na przykład, jeśli mówi się nam, że wiara pomaga przetrwać i daje radość życia, to zaraz się nas ostrzega, że często nasza przyjemność w takiej sytuacji jest budowana na trupach innych. Powaga, głębokość myśli i stopień intelektualny tego teatralnego eseju sprawia, że jego forma teatralna - performatywne słuchowisko - była jedyną możliwą. Szybszy rytm przedstawienia zagubiłby wiele wątków i spłycił - tym samym - rozważania. Zabrałby też widzowi czas na zastanowienie się nad tym, co słyszy ze sceny. Z tego też powodu uważam formę tego przedstawienia za wyjątkowo adekwatną, a sam spektakl za bardzo dobry. Aktorstwo jest tu wyborne. Artyści Narodowego dostali zadanie najtrudniejsze. Wszystko opiera się na nich, nie mają się za czym schować. Nawet trumny są ciągle otwarte.

Stenka, Radziwiłowicz, Bonaszewski zachwycają. Ich aktorstwo jest lekkie, dowcipne, zniuansowane, pełne podtekstów - najwyższa klasa. Z młodzieży wyróżnia się Dobromir Dymecki i Wiktoria Gorodeckaja, której rola jest dla mnie dużym zaskoczeniem po bardzo średnim występie w roli tytułowej, w "Królowej Margot". Nie podobały mi się - jak zwykle - mikroporty oraz - nie jak zwykle - scenografia. Była zbyt grafomańska i przewidywalna, ale może to dobrze? W końcu w takim świecie żyjemy Podsumowując, jeśli ktoś szuka teatru w teatrze, polecam. Jeśli szuka kawalkady poprzebieranych celebrytów, celebrujących rocznicę 11 września, lepiej udać się na Plac Zbawiciela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji