Artykuły

Pepsie na upał

Debiut dramaturgiczny Pierrette Bruno, francuskiej aktorki, która napisała "Pepsie" z myślą o sobie w roli tytułowej, dzieli od scenicznego trzynaście lat. Akurat tyle, by wróżyć sztuce jak najgorsze. Tym­czasem szła ona kompleta­mi w Paryżu i poza nim. Miejsce premierowego suk­cesu jest tym bardziej ważne, iż paryżanie znają się na komedii bulwaro­wej. I potrafią głosować nogami. Jak już wiemy, wynik głosowania okazał się nad Sekwaną korzystny dla "Pepsie".

W związku z czym może­my powrócić nad Wisłę.

Dawno, dawno temu istniały w Warszawie teatry i teatrzyki, stałe i sezono­we, których jedynym celem było zabawić widza. Grano w nich sztuki i sztuczki, głównie francus­kie lub przeróbki z fran­cuskiego. Występowali w nich najwybitniejsi aktorzy, bo komedia bulwaro­wa aktorem stoi. Publika waliła drzwiami i okna­mi, płaciła i śmiała się do łez. Dziś śmiech w teatrze stał się jakby czymś wstyd­liwym, sztuka bulwarowa - uboga krewna wielkiej sztuki - rzadko trafia na afisz. Bo też mało kto po­trafi ją wystawić.

Edward Dziewoński umie. Dał tego dowody w teatrze i TV jako aktor i reżyser. Również jako dyrektor "Kwadratu" stara się do­bierać właściwy repertuar i trafnie w nim obsadzać aktorów.

Przez dwie bite godziny nie schodzi prawie ze sce­ny Gabriela Kownacka, w rok po dyplomie (przypom­nijmy: niedawny sukces w telewizyjnym "Po upadku" A. Millera). Gra tytułową postać Pepsie; co więcej - jest nią. Piękna, pełna tem­peramentu i prawdziwie francuskiej pikanterii; łat­wo wierzymy, że "zostawia świeżość na ustach". Prze­bojem zdobywa naszą sym­patię, cieszymy się razem z nią i nie mamy jej za złe frywolnej lekkomyślności.

Wnosi do solidnego mieszczańskiego domu ożywczy przeciąg. Jest nie­znośna i w gruncie rzeczy bardzo sentymentalna, choć przecież wyzbyta złudzeń. Nie może jej się oprzeć ani safandułowaty geniusz-architekt (Włodzimierz Press), ani biznesmen o po­ziomie umysłowym spóź­nionego w rozwoju młode­go aligatora (Andrzej Fedo­rowicz). Nawet władcza żo­na architekta (Wanda Koczeska) okazuje coś w ro­dzaju podziwu dla rywalki, a może nawet w skrytości ducha jej zazdrości. Tylko Cyprian, najwspanialszy z kamerdynerów, okazuje się nieczuły na wdzięki Pepsie, co mu przychodzi tym łat­wiej, że z woli autorki te dwie postacie nie spotykają się ze sobą.

Doświadczenie reżysera i wznoszące się na poziom bulwarowej komedii aktor­stwo wspiera funkcjonalna scenografia Małgorzaty Spychalskiej, a zwłaszcza piękne kostiumy. Z jednym wyjątkiem: strój podróżny żony architekta, uszyty z kiepskiego materiału, wy­gląda jakby trafił ze stoja­ka w sklepie MHD. Nie wiadomo, co to znaczy - ewentualnie związek sztu­ki z życiem, dla wzmocnienia innych: oto architekt wraca pod pantofel żony, biznesmen do intere­sów, kopciuszek - Pepsie do kabaretu albo i ambit­nego teatru.

Bo komedie bulwarowe muszą się dobrze kończyć; to należy do prawideł ga­tunku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji