Artykuły

Prawda o Poznańskim Czerwcu na deskach teatru

"Gorączka czerwcowej nocy" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Nowym w Poznaniu. Dla e-teatru pisze historyk Łukasz Jastrząb.

"Są odważni" - taka była moja pierwsza myśl, gdy 16 listopada 2013 r. w Teatrze Nowym im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu, zakończyła się premiera spektaklu "Gorączka czerwcowej nocy". Owa moja myśl dotyczyła twórców spektaklu - autora dramaturgii, Tomasza Śpiewaka i reżysera, Remigiusza Brzyka, którzy mieli odwagę pokazać prawdziwe oblicze Poznańskiego Czerwca 1956 r., jakże odmienne od wersji przyjętych w dogmatycznych opracowaniach, które nie wytrzymują zderzenia z faktami historycznymi i źródłami. Tym razem do teatru poszedłem jako historyk, który Poznańskim Czerwcem 1956 r. zajmuje się od ponad 20 lat. Czym były zatem wydarzenia Poznańskiego Czerwca 1956 r., wokół których wciąż jest tyle emocji?

W powojennej historii Poznania dzień 28 czerwca 1956 roku należy do szczególnie wyjątkowych i przełomowych, o wielkim znaczeniu historycznym. Miał wtedy miejsce strajk ekonomiczny poznańskich robotników, którzy zaprotestowali przeciwko złym warunkom pracy, niskim wynagrodzeniom, fatalnym warunkom socjalnym i mieszkaniowym, zawyżaniu norm, złemu naliczaniu tzw. podatku akordowego. Od początku 1956 r. robotnicy coraz głośniej domagali się zaprzestania zawyżania norm produkcyjnych i zwrotu niesłusznie naliczonego podatku akordowego, w wyniku czego 5000 pracowników straciło łącznie 11 mln ówczesnych złotych, co oznacza, że każdej z tych osób nie wypłacono średnio dwóch pensji. Żądano poprawy warunków pracy, rytmiczności dostaw, sprawniejszej organizacji. Jak wspominał jeden z robotników - "organizacja była tak wadliwa, że do piętnastego każdego miesiąca chodziliśmy bez pracy, a po piętnastym, kiedy znalazł się materiał i inne potrzebne rzeczy, trzeba było po 16 godzin pracować". Od wiosny 1956 r. do Warszawy jeździły delegacje z poznańskich zakładów pracy, by w ministerstwach, centralnych urzędach, próbować przeforsować swoje postulaty dotyczące poprawy warunków pracy, podwyższenia płac. Fiasko rozmów delegacji robotników w Warszawie było impulsem do strajku. 28 czerwca 1956 r. O godzinie 6.00 rano poznańscy robotnicy wyszli na ulicę. Tłum zgromadzony na placu Józefa Stalina domagał się przyjazdu premiera Józefa Cyrankiewicza i rozmów z władzami. Lokalni przywódcy partyjni nie byli w stanie opanować sytuacji. Wznoszono okrzyki, początkowo o charakterze ekonomiczno-socjalnym ("Chcemy chleba", "Jesteśmy głodni"), później zaś polityczne - jak np. "Precz z Ruskimi", "Żądamy wolnych wyborów pod kontrolą ONZ".

W tłumie padła plotka o rzekomym aresztowaniu delegatów - część demonstrantów ruszyła pod więzienie przy ul. Młyńskiej, inna grupa udała się na ul. Jana Kochanowskiego, gdzie była siedziba Wojewódzkiego Urzędu d/s Bezpieczeństwa Publicznego. Tam też rozpoczęła się wymiana strzałów (demonstranci, którzy przybyli pod gmach, byli już w posiadaniu broni). Wtedy to demonstracja na tle ekonomicznym przerodziła się w zamieszki zbrojne, stłumione w ciągu kilku godzin przez wojsko i milicję. W wyniku starć zginęło lub zmarło z ran 57 osób, w tym 49 cywilów, czterech żołnierzy, trzech funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i jeden milicjant. Zdecydowana większość ofiar śmiertelnych była przypadkowa i nie brała czynnego udziału w wydarzeniach. Liczba rannych nie była prawdopodobnie większa niż 650 osób. Po stłumieniu rozruchów natychmiast rozpoczęły się aresztowania. W wyniku zajść zatrzymano przeszło 800 osób, część z nich wypuszczono zaraz po przesłuchaniu. Wobec 323 osób zastosowano areszt i wszczęto śledztwo. Ostatecznie przygotowano 51 aktów oskarżenia dla 134 osób. W wyniku przemian październikowych zdążyły się odbyć tylko trzy procesy, które od liczby zasiadających na ławie oskarżonych otrzymały nazwy - "proces trzech", "dziewięciu" i "dziesięciu". Wyroki skazujące (dwa po 4,5 roku, jeden na 4 lata) zapadły tylko w "procesie trzech", oskarżonych o morderstwo 26-letniego funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa, kaprala Zygmunta Izdebnego.

Badania naukowe nad Poznańskim Czerwcem 1956 r. najeżone są wieloma trudnościami, przeciwnościami, wymagają ciężkich niekiedy zmagań i walki z zakorzenionymi głęboko legendami, wersjami dawno już zweryfikowanymi, a które osiągnęły status dogmatu. Poznański Czerwiec 1956 r. to najważniejsze wydarzenie w powojennej historii naszego miasta. Nikt i nic nie odbierze mu tej rangi i znaczenia. Wszelkie publikacje pogłębiają i poszerzają wiedzę o tym wydarzeniu, wiedzę, którą należy przyjmować ze spokojem i zrozumieniem dla faktów.

W czerwcu 1957 r. Władysław Gomułka zaapelował w Poznaniu o spuszczenie "żałobnej kurtyny milczenia" nad tym, co stało się w 1956 r. Poznańscy artyści symbolicznie podnieśli kurtynę teatralną wystawiając w czerwcu 1981 r. na deskach Teatru Nowego spektakl "Oskarżony: Czerwiec '56" w reżyserii Izabeli Cywińskiej. Wówczas spektakl odniósł wielki sukces: ponad 30.000 widzów, prawie 100 spektakli (źródła różnie podają - 93 lub 99), ponad 40 recenzji, wywiadów i informacji prasowych w prasie i czasopismach branżowych. Był szeroko komentowany, wpisywał się doskonale w nurt karnawału "Solidarności", był wielkim uzupełnieniem obchodów 25 rocznicy Poznańskiego Czerwca. Mit i legendę tamtego spektaklu pogłębia fakt, że dotychczas nie odnaleziono zapisu filmowego przedstawienia, choć to wręcz niemożliwe, by ówczesna Służba Bezpieczeństwa nie nagrała przedstawienia o tak politycznym wydźwięku.

Po 32 latach na scenę wrócił "spektakl o tamtym spektaklu" - "Gorączka czerwcowej nocy" - ale jakoś bez fajerwerków, towarzyszących przedstawieniu z 1981 r., o bardzo słabym zainteresowaniu mediów. Odnoszę wrażenie, że przemknął niezauważony w Poznaniu. A szkoda... Nie opiszę warstwy aktorskiej, scenicznej, przenośni literackich, odwołań do "Wesela" czy rymów częstochowskich, o których pisano już w kilku recenzjach. Jako historyk ocenię wartość historyczną i odniesienie do faktów. W spektaklu pada często informacja, że nie ma nagrania filmowego spektaklu z 1981 r. (m.in. w rozmowie Włodzimierza Branieckiego z Portierką). Jest to faktycznie zadziwiające - że tak ważnego przedstawienia nie zarejestrowały - ani Służba Bezpieczeństwa (w co trudno uwierzyć), ani zagraniczni goście (z czego szydzą aktorzy w "Gorączce..."), ani również "Solidarność", która jako związek miała odpowiedni sprzęt, np. poligraficzny i na pewno dysponowała sprzętem nagraniowym (chociażby do nagrania dźwięku). Nie ma dostępnych również wielu zdjęć z przedstawienia. A może znów Służba Bezpieczeństwa zaśmieje się chichotem historii i po latach w jej byłych archiwach odnajdą się taśmy z nagranym przedstawieniem? Po raz kolejny może się okazać, że tajne służby wytworzyły i były w posiadaniu często jedynych materiałów archiwalnych, opracowań, dzięki którym możemy poznawać najnowszą historię z materiałów zgromadzonych dzisiaj w Instytucie Pamięci Narodowej.

Bardzo dobrze oddane zostały kłopoty z konkursem na projekt i budową Pomnika Poznańskiego Czerwca. Społeczeństwo nie zgadzało się na nagrodzone projekty, które "by zasypał w zimie śnieg" i pomnika by nie było widać (w przypadku projektów poziomej płyty). Nie znalazło się, niestety, w spektaklu żadne słowo, które by wskazywało, że pomnik powstał jednak przy akceptacji i również - o czym mało kto wie - pomocy ówczesnych władz miejskich i wojewódzkich. Również rola pierwszej książki o Poznańskim Czerwcu, napisanej pod redakcją Zofii Trojanowiczowej i Jarosława Maciejewskiego, została dobrze wyeksponowana, - bo była to książka pisana w wielkim pośpiechu, ale z ogromną pasją i poświęceniem. Dobrym przytykiem dla różnej maści tzw. "kombatantów" były słowa Kory, który powiedziała ze sceny: "A w wolnej Polsce drugie wydanie się jeszcze ukazało. I co się stało? To się stało, że te wspomnienia przeczytali ci, co w czerwcu wcale nie walczyli. I co zrobili? Oni sobie te wspomnienia po prostu wzięli i je sobie przywłaszczyli (...) Nie wszyscy walczyli, nie. Ja wiem, słyszę, że mówią teraz, że uprawnienia im się należą". Jeżeli uprawnienia kombatanckie otrzymała osoba za namalowanie transparentu w Poznańskim Czerwcu, a inna paraduje na obchodach rocznicowych w mundurze majora rezerwy (!), obwieszona ponad 40 medalami tylko za "Czerwiec", to świadczy to o spatologizowaniu pamięci o prawdziwych uczestnikach wydarzeń. Zabrakło tylko omówienia dalszych losów książki - mianowicie pierwsze wydanie w 1981 r. rozeszło się błyskawiczne, cena za egzemplarz na "czarnym rynku" była bardzo wysoka. Kiedy nastała "wolność", ukazało się II wydanie, które długie lata zalegało na wyprzedażach taniej książki -niestety, nie budziło już zainteresowań czytelniczych. Pozostały nakład miał zostać przeznaczony do zmielenia w młynie papierniczym, jednak z inicjatywy Marka Lenartowskiego, szefa "Solidarności" w Zakładach Cegielskiego, książki zostały wykupione za przysłowiową "złotówkę". Ta sytuacja nie przeszkodziła władzom Poznania sfinansowania III nakładu (!), który ukazał się w 2006 r. w związku z obchodami 50 rocznicy wydarzeń Poznańskiego Czerwca.

Osobny akapit poświęcę na omówienie postaci Romana Strzałkowskiego w spektaklu. Autorzy poszli w słusznym kierunku demitologizacji postaci, która obrosła wielkim mitem. Historycy dowiedli, że Roman Strzałkowski nie został zamordowany z premedytacją przez funkcjonariuszy UB, nie biegł też ze sztandarem narodowym pod gmachem UB. Wszystko to legenda, która przekazywana potajemnie z ust do ust żyła długo w Poznaniu i żyje w sumie do dziś, wbrew ustaleniom. Śmierć chłopca była przypadkowa, nie było to morderstwo z zimną krwią, jak chcieli to przyjąć rodzice i tak jak to przyjęło społeczeństwo. "Chłopiec - bohater" napisane jest na tablicy pamiątkowej, ale nie wiadomo do końca, jakich to "bohaterskich" czynów miał dokonać. Zginął - to fakt, był najmłodszą spośród ofiar, ale w Czerwcu 1956 r. 30% ofiar to dzieci i młodzież do 18 roku życia. Daniela Popławska w roli Anny Strzałkowskiej wypadła mistrzowsko, przedstawiła ją dokładnie tak, jak wspominają Annę Strzałkowską sąsiedzi, znajomi, osoby, które się z nią zetknęły - wyniosła, dumna aż do przesady, wywyższająca się w kontaktach międzyludzkich. Jej słowa padające co jakiś czas ze sceny - "bez mojego syna, czerwca nie ma" - są przerażająco pyszne. Wiadomym jest powszechnie, że Strzałkowscy "wychodzi" tę pamięć o swoim synu, która przerodziła się w jeden z największych mitów Poznańskiego Czerwca do tego stopnia, że wzywano do beatyfikacji chłopca i pochowania go na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan. Takich rodzin jak Strzałkowskich i takich tragedii było 56 w Poznańskim Czerwcu! Chłopiec znalazł się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze i został przypadkowo postrzelony. Sama Anna Strzałkowska w jednym z wywiadów powiedziała: "po co go wysłałam po zakupy?" Wyraża to w spektaklu jeden z chłopców, rozerwanych przez niewybuch (chodzi o wypadek na Cytadeli Poznańskiej, kiedy niewypał zabił kilku bawiących się tam chłopców, na marginesie - jest to epizod mało znany, lepiej by było, gdyby reżyser umieścił w tych rolach inne dziecięce ofiary Poznańskiego Czerwca), który zarzuca Annie Strzałkowskiej: "Nas pani z pamięci okradła. Wychodziła se pani tę pamięć, O tym pani Romku. Co w patriotycznej tradycji wychowany. Z drzewcem w ręce padł. A to gówno prawda. A nie było tak".

W spektaklu pada też jedno z ważniejszych zdań, dotyczących Poznańskiego Czerwca 1956 r., wypowiedziane przez mecenasa Stanisława Hejmowskiego. Podczas "procesu dziesięciu" 18 października 1956 r. powiedział: "Mówmy o wszystkich najbardziej bolesnych, najbardziej drastycznych faktach, które w czerwcu miały miejsce, i nie bójmy się prawdzie tragicznej, gorzkiej spojrzeć w oczy". I o to właśnie chodzi, nie bójmy się, bo to niczego nie zmieni, nie zdezawuuje roli i znaczenia Poznańskiego Czerwca. Nie bójmy się powiedzieć, że Roman Strzałkowski zginął przypadkowo, że jego matka zawładnęła pamięć o Poznańskim Czerwcu 1956 r. personalizując ją z przypadkowej jednak śmierci swego dziecka, nie bójmy się powiedzieć, że Pomnik Poznańskiego Czerwca rdzewieje, że tylko idealiści "zostali pod pomnikiem", jak mówiła w spektaklu Kora, że książka rozchwytywana w 1981 r., po 1990 r. miała zostać zmielona. To wszytko udało się powiedzieć Remigiuszowi Brzykowi i Tomaszowi Śpiewakowi i stąd moje wrażenie o ich odwadze, bo pisanie i mówienie o Poznańskim Czerwcu z punktu widzenia czystych faktów odbierane jest jako zamach na świętość.

Jaki to spektakl "Gorączka czerwcowej nocy"? Myślę, że widzom mało zorientowanym trudno będzie wychwycić wszystkie smaczki i aluzje, często wręcz drobiazgowe, ale dla uważnego widza będzie to dobra lekcja wiedzy o Poznańskim Czerwcu, pozbawiona "polityki histerycznej", lekcja zmuszająca do poszukiwać i zastanowienia. U Izabeli Cywińskiej w 1981 r. wszystko była na tamten czas jasne - oni źli, my dobrzy, u Remigiusza Brzyka i Tomasza Śpiewaka w 2013 r. trzeba się zastanowić, pomyśleć, że nie do końca jest tak, jak chcą zwolennicy idei "Powstania Poznańskiego Czerwca", czy tzw. "powstańcy Czerwca 1956 r." Autorzy spektaklu nie narzucili swojej wizji, pokazali coś innego, wykorzystali perfekcyjnie rolę teatru - widz wychodzi i dyskutuje. Ja, który Poznańskim Czerwcem zajmuję się ponad 20 lat, po wyjściu z Teatru Nowego również zacząłem zadawać sobie pytania, ale jednocześnie byłem pełen uznania za poprawne zrozumienie twórców przedstawienia, czym był Czerwiec 1956 i jaki był przebieg i charakter wydarzeń. I tu widzę sukces i wielkość spektaklu "Gorączka czerwcowej nocy".

* email: lukas7712@wp.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji