Artykuły

Cyrwus gra Bolesława Śmiałego

- My, zespół teatru, jesteśmy grupą Polaków, tu wyrośliśmy, operujemy pewną estetyką. Zapytamy o Polskę, o to, kim jesteśmy - mówi Piotr Cyrwus przed jutrzejszą premierą "Bolesława Śmiałego" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Bartosza Zaczykiewicza w Teatrze Polskim, na zakończenie obchodów stulecia warszawskiej sceny.

Anna Szawiel: To będzie najważniejsza pana rola teatralna?

Piotr Cyrwus, aktor: Jak dotąd - tak. Kiedy reżyser Bartosz Zaczykiewicz pierwszy raz zaprosił mnie na spotkanie w sprawie tej sztuki, powiedziałem, że jeśli mam tu grać, to tylko Bolesława. Nigdy w dotychczasowej karierze nie zdarzyło mi się, żeby być tak szczerym, otwartym i... bezczelnym. Po prostu poczułem, że ten tekst to ja. Jest mi bardzo bliski.

O konflikcie Bolesława Śmiałego z biskupem Stanisławem krąży wiele hipotez. Historycy spierają się o to, co miał na myśli Gall Anonim, określając biskupa słowem "traditor", co można tłumaczyć jako buntownik lub zdrajca. Dla wierzących biskup Stanisław jest świętym. Jaką prawdę dostaną widzowie?

- Wyspiański jako pierwszy w swojej sztuce nie wskazał winnego, my idziemy za nim. Ani ten święty nie jest aż tak święty, ani ten król nie był aż takim strasznym mordercą.

Jaki jest król, którego pan gra?

- Bolesław bez przerwy rozmawia ze sobą i z Bogiem. To był człowiek, który kierował połową Europy, potrafił dogadać się z papieżem przeciwko cesarzowi. Dla mnie to niesamowite, że był tak potężny. Niesamowity też jest jego koniec: odszedł w cień, prawdopodobnie zmarł w klasztorze jako najmniejszy braciszek. Szukam w nim człowieka. Będę pokazywał jego rozbuchanie seksualne, ale też ogromną samotność. To jest dramat Bolesława. To też Wyspiański punktuje, że król o kilka kroków wyprzedza całą swoją społeczność. Jedynym, który dotrzymuje mu kroku, jest właśnie biskup Stanisław. Ci dwaj herosi stoją u źródeł naszej historii, mentalności, pragnień. Jest taka piękna rzeźba "Pochód na Wawel" Wacława Szymanowskiego, gdzie Polaków prowadzi los, a pochód zamykają właśnie Bolesław Śmiały i święty Stanisław. Gdyby nasza historia nie była naznaczona ich pychą, być może dziś mielibyśmy inną mentalność.

U Wyspiańskiego dramat rozpoczyna dość pikantna scena Króla z Krasawicą. Panu partneruje Lidia Sadowa.

- Chcemy, żeby ta scena była kipiąca seksem. Myślę, że Krasawica była jedyną prawdziwą miłością Bolesława. Choć z tej starej wiary, z korzeni, z podskałkowych ziem. Namiętność między nimi jest olbrzymia.

Biskupa gra trzydziestotrzyletni Krystian Modzelewski, w obsadzie jest wielu młodych aktorów.

- Tak, to celowe. Chcieliśmy też, żeby spektakl mówił o walce młodych i starych. Ale takiej szlachetnej walce.

Czy dzisiejsi młodzi zrozumieją tekst Wyspiańskiego? Helmut Kajzar, który też reżyserował tę sztukę, mówił o jej "dziwolągach językowych".

- Tutaj z pomocą przyszedł też Jacek Popiel, autor adaptacji do spektaklu, który m.in. poszukał zamienników dla niektórych słów. Nam się zarzuca, że robimy w Teatrze Polskim sztuki pisane językiem, którego dziś już nikt nie zrozumie. Czujemy się, jakbyśmy byli sprzedawcami w sklepie: towar musi być atrakcyjny, łatwy. Ja nie chcę być sklepikarzem. Nie twierdzę, że to będzie sztuka dla , ale dla widzów teatru - tak. Chcemy z widzem rozmawiać.

O czym?

- Co to znaczy mieć władzę dziś? Co to znaczy, że władza była od Boga? Są przecież tacy, którzy w Polsce uważają, że mają władzę od Boga. Wydaje mi się, że te podwaliny, które stworzył konflikt między Bolesławem a Stanisławem, skazują nas na Polskę czarno-białą, na konflikt na przykład między władzą świecką a kościelną. My, zespół teatru, jesteśmy grupą Polaków, tu wyrośliśmy, operujemy pewną estetyką. Zapytamy o Polskę, o to, kim jesteśmy.

Czytałam gdzieś, że pana przodkowie byli Tatarami i walczyli pod Grunwaldem...

- Właśnie. Polska historia jest niesamowita, lubimy się mienić tymi prawdziwymi Polakami. Ale czym my jesteśmy? Jest jakiś zapis w kronikach, że był Cyrwus, który walczył pod Grunwaldem, podobno w nagrodę dostał ziemię w górach. Jest cała połać lasu zwana Cyrwusówką obok miejscowości, z której pochodzę. Nie chcę się tym chwalić, zasługi moich przodków nie są moimi.

Często w wywiadach podkreśla pan, że jest wierzący, współpracuje pan z konkursem Verba Sacra, w jednym z show mówił pan, że na bezludną wyspę zabrałby pan Biblię. Czy to ma wpływ na aktorstwo?

- Jest taka łatka, że jak katolik, to wzór cnoty. Nie jestem ideałem, wiem, że robię rzeczy, których nie powinienem. Mam kolegów, którzy zrezygnowali z zawodu, bo uważali, że nie zostaną przez to zbawieni.

To diabelski zawód?

- Nie bez powodu chowano aktorów poza murami cmentarza.

Czym aktorstwo pana uwiodło?

- Dzięki niemu spotkałem ciekawych ludzi. Patrząc z tego mojego Waksmunda, zawsze marzyłem, żeby przejść przez tę symboliczną górkę, zobaczyć, co jest dalej. Chciałem być obywatelem świata - jestem. Chciałem być Polakiem - jestem. Mieszkam w Warszawie, lubię ten pęd w moim życiu. Może moja rodzina na tym cierpi, ale mnie to odpowiada.

A popularność, którą przyniósł serial "Klan"?

- Nie znoszę popularności. Zagrałem w serialu, zagrałem w reklamie, wszystkiego spróbowałem, dlatego że jestem tym ciekawskim góralem, który ten swój palec we wszystkie paleniska chce włożyć.

Mnóstwo osób wciąż kojarzy pana jednak głównie z serialu. Żałuje pan, że przez piętnaście lat grał Rysia?

- Czasem żałuję, czasem nie. Dzwoni do mnie dziennikarka i mówi, że ma zalecenie od redakcji, by zrobić wywiad z "Ryszardem z Klanu ", bo to się będzie klikać. A ja mówię, że już nie gram trzy lata w serialu i nie zależy mi na kliknięciach. Dzięki serialowi mogłem wykształcić , wyremontować dom, być w paru krajach. Przed chwilą odrzuciłem propozycję występu w bardzo popularnym show, w którym występują gwiazdy, dlatego że teraz gram Bolesława Śmiałego. Ale doceniam to, że to dzięki serialowi mogę zagrać w każdym miasteczku, w każdej wiosce nawet ambitny spektakl czy mój monodram "Zapiski oficera Armii Czerwonej". Ludzie i tak na to przyjdą, bo mnie kojarzą z telewizji.

Na plakacie do "Bolesława Śmiałego" mogliby pana nie rozpoznać. Trenuje pan do roli na siłowni?

- Nie, ale gram w tenisa, jeżdżę na nartach.

No i włosy pan zapuścił.

- Zawsze się śmieję, że serial rzuciłem ze względu na włosy, żeby móc zmienić fryzurę, zapuścić włosy... dopóki mi rosną.

Czy Bolesław Śmiały wystąpi w pełnym historycznym kostiumie?

- Nie, wyrzuciliśmy rekwizyty, historyczne kostiumy, te wszystkie zbroje. Jesteśmy uzbrojeni w nasze ciała i nasze dykcje. Nie mogę zdradzić, co, ale coś będzie się bardzo mieniło. Czasem się boję, że to, co chcemy zrobić, jest niemożliwe: ze statycznej sztuki zbudować świat wirujący jak na obrazach Malczewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji