Artykuły

Ku chwale nieuchronnego kaszlu

Krakowski Salon Poezji. Wiersze z okazji Dnia Babci i Dziadka czytali Anna Tomaszewska, Tomasz Międzik i Feliks Szajnert. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Jako że w dobrym tonie jest dziś nie pamiętać i z młodymi naprzód iść, po życie sięgać nowe, w złym tonie przypominam uwiędłych laurów liść. Pan Jan Nowicki rzekł do mnie ongiś znad szkła: "Cóż chcesz, Pawka! Czas leci! Kobiety nasze już kaszlą!".

Rzecz jasna - zmilczałem. Nie godzi się pyskować Mistrzowi, zwłaszcza gdy Mistrz ma świętą rację. No bo rzeczywiście - leci czas. Leci i nie ma sensu cudować w tej kwestii, nie ma po co szat szarpać, trzeba się zwyczajnie pogodzić z kaszlem kobiet, kochanek i swoim własnym, z kaszlem i całą resztą atrakcji, co ich chyba nie muszę skandować. Właśnie to - łagodne pogodzenie się - było sednem ostatniego, 436. Krakowskiego Salonu Poezji "Pochwała wieku dojrzałego".

Z okazji Dnia Babci i Dziadka - Anna Tomaszewska, Tomasz Międzik i Feliks Szajnert czytali wiersze, by tak rzec majestatycznie, o mądrej komitywie z piachem klepsydr. Babcia Halina Jarczyk na skrzypcach, siwiuteńki Jacek Bylica przy fortepianie i na kontrabasie Tomasz Kupiec, przed którym, jak i przed śpiewającym Przemysławem Brannym, jeszcze wiele przygód z klepsydrowym piachem - serwowali melodie, z których żadna nie była polką-galopką. I czyjekolwiek strofy wybrzmiewały - Gałczyńskiego, Miłosza, Szymborskiej, Przybory, Boya, Waligórskiego, Pawlikowskiej-Jasnorzew-skiej, Kraszewskiego lub Kochanowskiego - i obojętne, czy były to intonacje serio czy buffo - zawsze brzęczało to samo mądre pogodzenie się z kaszlem nieuchronnym i całą resztą.

Tak. Czy mówili o łupaniu w krzyżu, czy o sennych nogach, niedowidzeniu, uchu tępiejącym, dłoniach jak motyle, ostatnich włosach, garbie, zgadze, zasypianiu przy pipi, nocniku pod łóżkiem i zębach w szklance, która gdzieś tutaj, cholera jasna, musi być - w mówieniu tym nie było cienia protestu, śladu żalu, rozpaczy, rezygnacji oraz innych zasmarkań.

Było ciepło. Ciepło i falowanie nastrojów. Jak między Brannym nucącym: "Chciałbym twoje serce ocalić od zapomnienia...", a Brannym świetnie w finale Salonu skrzeczącym: "Wesołe jest życie staruszka...". Jeśli mnie pamięć nie myli - wieki temu pieśń tę nucił pan Wiesław Michnikowski.

O czym, jak o panu Janie, przypominam teatralnej młodzieży, której jeszcze daleko do zapominania o szklance z trzecimi zębami, ale która już teraz nie chce wiedzieć, gdzie leży sedno sztuki wielkiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji