Artykuły

Alkohol to tylko pretekst to rozmowy

- Mam już dosyć rozmów o tym, ile musieliśmy wypić, żeby przygotować się do roli. Zresztą dla mnie "Pod Mocnym Aniołem" nie jest wcale filmem tylko o alkoholizmie - mówi ARKADIUSZ JAKUBIK.

Jeden z ulubionych aktorów Wojtka Smarzowskiego W filmie wciela się w uzależnionego od alkoholu kierowcę TIR-a [na zdjęciu], który znalazł przewrotny sposób na oszukanie alkomatu

Nowy film twórcy "Drogówki" powstał na podstawie głośnej powieści Jerzego Pilcha. Jego struktura narracyjna przypomina pijacki sen, w którym nie wiadomo do końca, co jest realne, a co nie. Główny bohater "Pod Mocnym Aniołem" to alter ego Pilcha - czyli walczący z nałogiem pisarz grany przez Roberta Więckiewicza. Na odwyku spotyka galerię barwnych charakterów. Podczas spotkań grupowych z terapeutką wszyscy snują swoje chwilami zabawne, choć tak naprawdę wstrząsające historie. Wśród nich jest Jakubik, który wciela się w rolę kierowcy jeżdżącego na wschód z ładunkiem owoców, który musi pić ze wszystkimi: od celników po magazynierów.

***

Z Arkadiuszem Jakubikiem rozmawia Piotr Guszkowski

Wszystkie rozmowy o "Pod Mocnym Aniołem" zaczynają się lub kończą na piciu. Czy sprowadzenie tego filmu wyłącznie do alkoholu nie jest przypadkiem odchodzeniem od sedna?

- No nareszcie. Przyznam, że mam już dosyć rozmów o tym, ile musieliśmy wypić, żeby przygotować się do roli. Zresztą dla mnie "Pod Mocnym Aniołem" nie jest wcale filmem tylko o alkoholizmie. Jezus, Maria, przecież to tylko pretekst, żeby rozmawiać o człowieku! A w polskim kinie nikt nie potrafi tak głęboko jak Smarzowski penetrować ludzkiej natury, stawiać eschatologicznych pytań. Pytań o to, dlaczego jesteśmy tacy samotni, czego się boimy, co nas boli, uwiera. Choroba alkoholowa wydaje się być jedynie atrakcyjnym filmowo światem, przez który odbywamy podróż do naszego jądra ciemności.

Wcześniej towarzyszyła jej pewna aura czarnego humoru. Tu jest inaczej.

- Historia Jerzego, który na oczach widzów coraz bardziej się stacza, ale też historie innych deliryków, skłaniają do refleksji nad tym, gdzie znajdują się granice człowieczeństwa. Jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się w zezwierzęceniu, w autodestrukcji, w dekonstrukcji ciała i umysłu. I dlaczego tak się dzieje A alkohol? W filmach Wojtka jest i pewnie zawsze będzie stałym elementem krajobrazu. Tak jak jest obecny w naszej tradycji i kulturze. Tak jak jest nieodzownym składnikiem naszego codziennego życia.

Gdy obserwujemy bohaterów "Pod Mocnym Aniołem", na usta cisną się słowa piosenki Twojego zespołu Dr Misio: "Zmruż oczy i popatrz, jak znakomicie rozpierdoliłeś sobie życie".

- Dlaczego ludzie piją? Każdy ma własne wytłumaczenie. Charles Bukowski mawiał: "Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć. Kiedy zdarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić. A jeśli nie dzieje się nic szczególnego, pijesz po to, żeby coś się wydarzyło". W "Pod Mocnym Aniołem" przyglądamy się toczącemu nas od środka robakowi, którego próbujemy utopić. Na płycie Dr Misio w tytułowej piosence "Młodzi" można usłyszeć: "teraz już tylko, już tylko się boimy/choroby, zdrady, debetu na koncie/ale najbardziej boimy się strachu/boimy się strachu przychodzącego nocą". To są powody, dla których ludzie sięgają po alkohol. Próbują zapić lęki, traumy, samotność

W tym kontekście to chyba strasznie smutny film?

- Strasznie. Na krakowskiej premierze widziałem go po raz trzeci i na razie ostatni. Każda kolejna projekcja, każdy powrót do tego werystycznego, do bólu naturalistycznego świata, który już dawno zostawiłem za sobą na planie filmowym, bardzo boli. I muszę zrobić sobie przerwę. Pamiętam, gdy pierwszy raz Wojtek zaprosił mnie na zamkniętą projekcję. Po obejrzeniu filmu nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa. Wstrząsnął mną do głębi, centralny cios w splot słoneczny. Paliłem papierosa za papierosem. To było małe trzęsienie ziemi, ale moje prywatne. Wszyscy, którzy zobaczą "Pod Mocnym Aniołem", z tym tsunami będą musieli poradzić sobie sami. Z drugiej strony, pewnie wrzucę ten film do kanonu lektur obowiązkowych obok wspomnień Krzyśka Jaryczewskiego. Nikt do tej pory nie potrafił opisać choroby alkoholowej w sposób tak porażająco szczery jak "Jary". Książka "Zerostan" należy do "świętej trójcy", którą pokazałem najstarszemu synowi. Oprócz niej są tam dwa filmy: "Dzieciaki" Larry'ego Clarka oraz "Requiem dla snu" Darrena Aronofsky'ego.

Kiedy jest pora na tę mocną lekcję?

- Około piętnastego roku życia, kiedy młodzi powinni skonfrontować się z rzeczami, które ich czekają. I muszą to wziąć na klatę, bo zbliżają się do tego magicznego momentu, kiedy będą chcieli wszystkiego spróbować.

Słyszałem, że synowie dość sceptycznie podeszli do kariery muzycznej taty.

- (śmiech) Z początku nikt do tego nie podchodził poważnie. To był rodzaj zabawy, wygłupu, później wentylu bezpieczeństwa. I w zupełnie nieoczekiwany sposób ta cała akcja pod tytułem Dr Misio zamieniła się w coś poważnego. Nagle płyta, kontrakt z Universalem na kolejne albumy, trasy koncertowe - to przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Ale w końcu moi synowie polubili tego Misia. Starszy przychodzi na wszystkie koncerty. Został administratorem na Facebooku, bo ja się zupełnie nie orientuję w tych współczesnych narzędziach komunikacji społecznej w internecie.

Muzyka nie pojawiła się tak zupełnie znikąd, graliście już z kolegami na studiach. Zresztą stwierdził pan w jednym z wywiadów, że aktorem bywa, a zawsze marzył o zostaniu rockmanem.

- Gdy czasami próbuję spojrzeć na siebie z boku, dochodzę do wniosku, że aktorem to ja rzeczywiście bywam: gram od czasu do czasu w filmach, czasem w telewizji, rzadziej w teatrze. Wybieram jedynie te propozycje, które czuję, w których mam coś do powiedzenia. Z całym szacunkiem dla aktorskiego rzemiosła, po prostu nie mam czasu ani ochoty na "podawanie tekstu". Stąd próby sprawdzenia się po drugiej stronie barykady w roli reżysera. Ale wracając do muzyki: dopiero kiedy wziąłem się do niej na poważnie, zrozumiałem, że nie ma drugiej przestrzeni aktywności twórczej, która dawałaby taką wolność. Jako aktor, scenarzysta czy nawet reżyser zawsze jest się mniejszym lub większym trybikiem w skomplikowanej machinie. A z muzyką jest tak, że zamykamy się w pięciu w salce prób i nikt nam nie mówi, jak ani o czym mamy śpiewać. Możemy robić, co chcemy. Totalna wolność. I o to chodzi, prawda?

***

Arkadiusz Jakubik. Aktor, reżyser, a także lider grającej ostrego rock'n'rolla kapeli Dr Misio. Jego współpraca ze Smarzowskim rozpoczęła się dekadę temu od "Wesela". Znany wtedy z "13. posterunku" aktor zagrał notariusza Janochę, którego ojciec panny młodej próbuje przekupić do fałszerstwa. Potem dostał główną rolę - oskarżonego o brutalną zbrodnię zootechnika Edwarda Środonia - w "Domu złym". Ostatnio mogliśmy oglądać Jakubika na ekranach w roli menedżera Paktofoniki ("Jesteś Bogiem"), ojca niepełnosprawnego Mateusza ("Chce się żyć"), a także ponownie u Smarzowskiego jako sierżanta Petryckiego, czyli wulgarnego psa na baby z "Drogówki". W międzyczasie z powodzeniem spróbował swoich sił jako reżyser, czego efektem była obsypana nagrodami "Prosta historii o miłości".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji