Artykuły

Szczęściarz

- Aktor, jeśli chce zagrać dobrze, nie powinien tego robić po alkoholu. Wyjątkiem była sztuka "Audiencja" według Vaclava Havla. Grałem w niej browarnika, który w ciągu 55-minutowego przedstawienia wypija osiem butelek piwa - wspomina KAZIMIERZ KACZOR, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie.

Znakomity aktor, skromny człowiek. Zdradza nam receptę na udane małżeństwo, wyznaje też, dlaczego czuje się nieswojo, gdy próbuje razem z żoną jeździć na nartach.

Nie każdy może pochwalić się tyloma ciekawymi historiami co on. Żyje z pasją: podróżuje, żegluje, jest szczęśliwym mężem i ojcem. Ma za sobą również działalność w opozycji. O tym wszystkim opowiedział Pawłowi Piotrowiczowi w książce pt. "Kazimierz Kaczor. Nie tylko polskie drogi", która ukazała się pod koniec minionego roku. Zdradził w niej też kulisy powstawania swoich znakomitych ról. Zagrał ich sporo, lecz dla wielu i tak zostanie Janem Serce i Leonem Kurasiem z "Polskich dróg". To od tego filmu zaczęła się jego popularność. - Do dziś pamiętam, jak dzień po emisji pierwszego odcinka wszyscy w tramwaju na mnie patrzyli, zdziwieni, że jedzie z nimi Kuraś - opowiada. - Po drugim musiałem przesiąść się na rower. Zapewnia, że nie przywiązuje wagi do noworocznych postanowień, gdyż codziennie stawia sobie jakieś cele. - Niektóre realizuję, ale tych jest zdecydowanie mniej - przyznaje. - Większość pozostaje niezrealizowana, w związku z czym zamieniają się w następne.

NAJ: Niedawno ukazała się pańska biografia w formie wywiadu-rzeki. Czy to znaczy, że w pańskim życiu przyszedł czas podsumowań?

- Niech mnie ręka boska broni! Autor wziął mnie trochę z zaskoczenia. Namawiał mnie, był przekonujący, więc się zgodziłem. Ale to nie oznacza, że cokolwiek podsumowuję. Ciągle jestem głodny grania, nowych ról i ciekaw życia. I mam nadzieję... jeszcze długo będę.

NAJ: Skoro tak, to ciekaw jestem jak pan spędził tegorocznego sylwestra.

- Najpierw graliśmy przedstawienie sylwestrowe w Teatrze Powszechnym - tym razem "Romea i Julię". Około godz. 22.00 wróciłem do domu i spędziłem resztę wieczoru z żoną, z lampką szampana w ręce.

NAJ: Są państwo razem przeszło 30 lat. Jaka jest recepta na tak udany związek?

- Z czasem musi rosnąć tolerancja dla drobnych wad drugiej strony. Na początku wydają się one zabawne, czy nawet rozkoszne, ale potem zaczynają doskwierać. Zamiast próbować je na siłę eliminować, lepiej powiedzieć sobie: "Ja też nie jestem doskonały i na pewno mam w sobie coś, na co żona przymyka oko". Poza tym, oprócz miłości podstawowym uczuciem w związku jest bezgraniczna i pełna oddania przyjaźń, związana z chęcią poświęcenia się dla drugiej osoby oraz całą gamą rozmaitych uczuć i ciepłych zachowań.

NAJ: Żona nigdy nie była o pana zazdrosna?

- Nigdy, sama zresztą pracowała jako drugi reżyser przy wielu filmach i to raczej ja musiałem się martwić. Moja żona Bożena jest nie tylko bardzo mądrą, ale i piękną kobietą. Jestem szczęściarzem.

NAJ: Wiem, że małżonka świetnie jeździ na nartach. Pan też?

- Muszę pana rozczarować: nie uprawiam sportów zimowych. Mimo że udało mi się kiedyś nawet zjechać z Kasprowego, za bardzo się do tego nie nadaję. Powód jest prosty - kiepsko jeżdżę na nartach i gdy je zakładam, staję się przedmiotem obserwacji całego stoku. Często słyszę wtedy komentarze w rodzaju: "Popatrz, żeby taki dobry aktor, tak słabo jeździł".

Po dziesięciu takich uwagach zaczynam się czuć nieswojo, a przy dwunastej - idę na spacer.

NAJ: Lubi pan zimę?

- Jako kierowca nie przepadam, zwłaszcza w mieście, bo zwykle wiąże się z korkami czy trudnymi do przebrnięcia zwałami śniegu, który na dodatek bardzo szybko przestaje mieć cokolwiek wspólnego z bielą. Poza tym, jako osoba ciepłolubna, nie znoszę zimna.

NAJ: Czym się więc pan rozgrzewa?

- Właśnie spacerem, który dobrze robi dla ciała i ducha, szczególnie tuż po opadach śniegu, gdy miasto jest w nieskalanej bieli. Oczy mi się wtedy nasycają pięknem, spokojem i ciszą. Mogę się potem zamknąć w domu, wziąć do ręki książkę, czy spędzić czas przed telewizorem, komputerem lub na przykład, przygotowując się do roli.

NAJ: A co ze sławetnymi rozgrzewaczami w rodzaju herbatki z prądem?

- W moim przypadku takie cuda odpadają. Zawsze stawiam sobie pytanie: "Jak ja sobie po tym prądzie dam radę wieczorem w teatrze?" (śmiech). Aktor, jeśli chce zagrać dobrze, nie powinien tego robić po alkoholu. Wyjątkiem była sztuka "Audiencja" według Vaclava Havla. Grałem w niej browarnika, który w ciągu 55-minutowego przedstawienia wypija osiem butelek piwa.

NAJ: Telewizja Polska właśnie powtarza serial "Alternatywy 4", w którym gra pan dźwigowego Kotka. Zastanawia mnie, czy dziś poradziłby pan sobie z obsługą dźwigu, którym operował pan na planie?

- Tego nie wiem, ale uprawnienia mam. Otrzymałem je w połowie lat osiemdziesiątych, po spotkaniu z załogą fabryki w Stalowej Woli. Dyrektor tego zakładu nie za bardzo wierzył, że jestem w stanie sobie poradzić z dźwigiem, więc poprosił mnie o przeniesienie tą maszyną półtonowego ciężaru. Zadanie wykonałem poprawnie, więc dostałem dyplom operatora i kierowcy dźwigu marki Coles30.

NAJ: Podobno jest pan dobrym kucharzem. Czym pan potrafi zachwycić w kuchni?

- Kotletami schabowymi oraz mielonymi według przepisu mojej mamy. Do tego plackami ziemniaczanymi - odpowiednio cienkimi, pozbawionymi jakichkolwiek dodatków, może poza zwykłą solą. Chyba, że się znudzą, to wtedy polewam je śmietaną, czy dodaję gulasz po węgiersku lub inne dodatki. Od lat rozsmakowuję się w polędwicy wołowej, którą może i niełatwo zdobyć, ale dobrze przyrządzona, swoim smakiem wynagradza wszelki trud.

***

To ciekawe!

Najważniejsze zdarzenia w życiu i karierze naszego gościa

Przed aktorstwem studiował... rolnictwo. W latach 70. i 80. był aktywnym członkiem antykomunistycznego podziemia.

Urodził się 9 lutego 1941 r. w Krakowie.

W 1959 r. zadebiutował jako aktor na scenie Krakowskiego Teatru Lalek Groteska.

W 1965 r. ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie.

W 1980 r. poznał swoją przyszłą żonę, Bożenę Michalską, w 1995 r. urodziła im się Kasia. Aktor ma też córkę Agnieszkę z poprzedniego małżeństwa.

W latach 1996-2002 był prezesem Związku Artystów Scen Polskich.

W 2013 r. ukazała się poświęcona mu książka "Kazimierz Kaczor. Nie tylko polskie drogi".

Jest człowiekiem wielu pasji. Łowi ryby, żegluje - odbył nawet podróż z Tonym Halikiem na Karaiby - i godzinami może grać w strategiczne gry komputerowe. - Znakomicie rozwijają intelekt i wyobraźnię - zapewnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji