Artykuły

Pasja, nadzieje i... trufle

- Teatr Bez Sceny jest dla tych wszystkich, którzy cenią sobie na scenie pasję i zawodowstwo, którzy lubią słuchać historii opowiadanych z zaangażowaniem, nie boją się trudnych i bolesnych tematów podanych w atrakcyjnej, profesjonalnej formie. Przed nami długa i żmudna droga do przyzwyczajania widzów, aby przychodzili na 3-go Maja 11, bo tam dzieją się interesujące rzeczy. Kiedy powstanie siedziba, łatwiej będzie nas znaleźć - mówi aktor i reżyser ANDRZEJ DOPIERAŁA.

Rozmowa z Andrzejem Dopierałą [na zdjęciu w spektaklu "Diabelski młyn"], twórcą katowickiego Teatru Bez Sceny, reżyserem i aktorem:

Izabela Mikrut: Teatr Bez Sceny doczekał się swojej stałej siedziby. Jakie masz plany, nadzieje, marzenia związane z salą na 3 Maja 11?

Andrzej Dopierała: Siedziby doczekało się Stowarzyszenie FAMI.LOCK, które założyliśmy z żoną między innymi po to, żeby zajmowało się sprawami mojego Teatru Bez Sceny. Zadaniem Stowarzyszenia jest teraz stworzenie sali teatralnej - "Siedziby 3-go Maja 11", w której Teatr będzie miał salę prób i miejsce na prezentację spektakli.

Jeżeli się uda, to planów i marzeń jest mnóstwo. Oprócz stałego miejsca prezentacji naszych spektakli planuję stworzenie Sceny Poezji, Sceny Czytań Teatralnych, Sceny Dla Performerów i Tancerzy, Sceny Gości, Sceny dla Najmłodszych i sceny, którą roboczo nazywam "Sceną Hyde Park", a na której właściwie występować będą mogli prawie wszyscy. Powstanie również Mała Galeria Artystów Plastyków. I klubokawiarnia teatralna.

Osobną sprawą będą statutowe działania Stowarzyszenia FAMI.LOCK ukierunkowane na działania prozdrowotne, aktywizujące osoby starsze i wspierające rodziny dzieci chorych na choroby genetyczne ze szczególnym uwzględnieniem fenyloketonurii.

Na razie wszystko jest jeszcze w sferze planów i projektów. Zadanie polega na zamienieniu dawnego sklepu z butami w miejsce użyteczności publicznej - kameralny teatr, miejsce spotkań i integracji środowisk artystycznych z różnych dziedzin.

Zakres prac i wydatków jest ogromny. Przepisy wymagają od nas zamontowania wentylacji, całej infrastruktury sanitarnej (toalety dla personelu, kobiet, mężczyzn, dla osób niepełnosprawnych) do tego nowa instalacja elektryczna, przeciwpożarowa... jeżeli dodać do tego niezbędne przeróbki konstrukcyjne i wyposażenie, to całość będzie kosztować kilkaset tysięcy złotych.

Te fundusze musimy sami zorganizować. Tak stanowi umowa najmu z Miastem. Czynsz to ponad trzy tysiące złotych miesięcznie plus koszt energii elektrycznej. Nie jest i nie będzie łatwo.

Będziemy oczywiście próbować zainteresować Radę Miasta i Urząd Marszałkowski partycypacją w tym projekcie, ale co z tego wyniknie, to dopiero zobaczymy. Te informacje podaję dla tych, którym wydaje się, że Teatr, na piękne oczy Pani Prezes, dostał od Miasta jakiś kosztowny prezent.

Co w przygotowywaniu siedziby sprawia Ci największą trudność?

- Na razie przedzieranie się przez gąszcz przepisów. Urzędnicy, wydaje się, są po naszej stronie, ale powstrzymują (ich i nas) przepisy oraz procedury - iście kafkowska sytuacja - skutkuje to tym, że od czerwca nie udało nam się jeszcze nawet uzyskać zgody na zmianę sposobu użytkowania lokalu, nie mówiąc o pozwoleniu na remont. To bardzo frustrujące.

Póki co, idąc tropem poety, który budowę domu zaczynał od dymu z komina, skupiłem się na stworzeniu w tym miejscu dość realistycznej makiety przyszłego teatru w skali 1:1, rodzaju teatralnej scenografii, która imituje przyszłe Miejsce.

Zamierzam je pokazywać ludziom w trakcie comiesięcznych Dni Otwartych i powoli zarażać ich ideą zbudowania prawdziwej Siedziby. Miejsce ma bardzo dobrą energię, odwiedzający dobrze się tam czują...

Coraz więcej osób jest zaangażowanych i chcą pomagać. Już teraz pomaga nam Alfa-Elektro, pszczyński Kometal, PBO Śląsk i BNS PROJEKT, którego właściciele, Ania i Andrzej Nigborowie, przygotowują wyliczenia konstrukcyjne i projekty.

Działają wolontariusze: Adam Ender, Wojtek Boruszka, Michał Rolnicki i Monika Szomko.

Następna sprawa, pewnie ważniejsza i trudniejsza, to finanse. Czeka nas trudna droga do pozyskiwania Mecenasów, Sponsorów i Opiekunów. Tak mały teatr (50 teraz i 80 miejsc po remoncie) nie ma właściwie szans na samofinansowanie - pomoc będzie konieczna. Jak mówiłem, na początek potrzeba kilkaset tysięcy, a potem, pewnie 4 tysiące miesięcznie na utrzymanie.

Czy w związku z ("geograficznym") pojawieniem się nowej sceny na kulturalnej mapie Katowic przewidujesz nowe spektakle, przygotowywane specjalnie do tej kameralnej przestrzeni?

- Rozumiem, że mówiąc o "geograficznym" pojawieniu się, nawiązujesz do repliki z "Diabelskiego młyna" Assousa; - "()geograficznie jestem sam, ale matrymonialnie nie!". Miło, że zapamiętałaś. A mówiąc serio... Planuję wznowienie dawnych spektakli, które zeszły z afisza z powodu braku miejsca do grania. Zależy mi na stworzeniu kameralnej wersji "Noży w kurach" Dawida Harrowera, których premiera miała miejsce w chorzowskim Planetarium w tym roku, w reżyserii Joanny Zdrady. Na pewno wrócimy do mojej sztuki "Ciemno.Jasno.Cień" , myślę o "Dla Julii" Margarety Garpe i "Przy drzwiach zamkniętych" Sartre'a. To na początek. Oczywiście grać będziemy poetycką komedię Ingmara Villqista "Oskar i Ruth" (od lat w stałym repertuarze) i "Diabelski młyn" Erica Assousa w mojej reżyserii- nasz komediowy przebój. Do stałego repertuaru zamierzam włączyć "Nikolaitę", monodram wyprodukowany przez Mikołowski Dom Kultury a napisany przez Mariana Sworznia. Planujemy też oczywiście nowe rzeczy, ale to jak zakończymy budowę.

Dla kogo właściwie jest Teatr Bez Sceny? O jakiej publiczności marzysz?

- Przedstawienia w moim teatrze skierowane są do widza dorosłego, ale i też do starszej młodzieży. Teatr Bez Sceny jest dla tych wszystkich, którzy cenią sobie na scenie pasję i zawodowstwo, którzy lubią słuchać historii opowiadanych z zaangażowaniem, nie boją się trudnych i bolesnych tematów podanych w atrakcyjnej, profesjonalnej formie. Wystarczy przyjrzeć się nazwiskom wystawianych autorów: Strindberg, Kafka, Schulz, Garpe, Villqist, Fosse, Sartre, Assous, Harrower. To repertuar oparty na dobrych tekstach.

O jakiej publiczności marzę? O licznej i zadowolonej. Takiej która poleci nas swoim znajomym i wróci znowu.

Jak wygląda funkcjonowanie małego, prywatnego teatru w mieście, które aspirowało do miana Europejskiej Stolicy Kultury?

- Gramy najczęściej w Teatrze Korez (któremu chwała za to), czasem w Teatrze Śląskim. No cóż... uprawiamy nasz teatralny ogródek trochę dla honoru domu. Nasze ambitne przedstawienia nie zawsze przynoszą zysk. Są za to zawsze źródłem artystycznej satysfakcji, dają możliwość rozwoju, zaspokajania ambicji. Zrobiliśmy przez 17 lat trzynaście spektakli. Dziewięciokrotnie byliśmy nominowani do Nagrody Złota Maska i otrzymaliśmy ją 5 razy.

To chyba nieźle.

Dwukrotnie byliśmy zapraszani na Festiwal "Rzeczywistość przedstawiona" w Zabrzu. Byliśmy w Essen na Festiwalu Światła, graliśmy w Warszawie, Wrocławiu, Szczecinie na "Kontrapunkcie".

Wiem też, że ci, którzy widzieli nasze przedstawienia, bardzo często głęboko je przeżyli i cenią to co im dajemy.

Nasze przedstawienia powstały i są prezentowane w Katowicach, zatem są jakąś małą częścią tej Europejskiej Stolicy Kultury, choć nie wiem, czy ESK o tym wiedziało. (śmiech z taśmy) [wprowadzony przez Andrzeja - IM]

W tym roku Instytucja Kultury Miasto Ogrodów Katowice (która jest, jak mi się wydaje, przedłużeniem działalności Biura ESK), zadeklarowała swoją pomoc przy organizacji Dni Otwartych w I kwartale 2014 roku.

W jaki sposób Teatr Bez Sceny może przyciągać widzów?

- Tylko robiąc dobre przedstawienia! Jesteśmy formacją tak niewielką, że prawdziwa, wielkogabarytowa reklama jest poza zasięgiem naszych możliwości finansowych. Pozostaje zatem szeptana propaganda zadowolonych widzów. Oczywiście działa strona internetowa www.teatrbezsceny.pl, mamy profil na Facebooku, jest Radio Katowice, które zaprasza nas na antenę i Katowicki Ośrodek Telewizji.

Swoich kanałów informacyjnych użycza nam też Teatr Korez i Teatr Śląski w którym pracuję na co dzień od 32 lat.

Przed nami długa i żmudna droga do przyzwyczajania widzów, aby przychodzili na 3-go Maja 11, bo tam dzieją się interesujące rzeczy. Kiedy powstanie siedziba, łatwiej będzie nas znaleźć.

Jaki rodzaj teatru najbardziej lubi Andrzej Dopierała?

- Kontakt ze sztuką teatru jest mi potrzebny. W ogóle lubię teatr. Nie lubię tylko tandety i galanterii - chały robionej pod publiczkę. Wszędzie tam, gdzie spotykam człowieka z jego problemami i pasjami, potrzebą piękna, jestem otwartym, chłonnym i życzliwym widzem. Lubię odczytywać zamysły twórców. Śledzić tok ich myślenia. Cieszy mnie na równi teatr dramatyczny jak i ruchowy czy plastyczny. Nudzi mnie za to teatr zbyt doskonały. Czasem wolę energetyczny spektakl dyplomowy studentów PWST od mistrzowskiego pokazu warsztatu, za którym kryje się tylko samouwielbienie. Aha, i nie lubię teatru, który musi wrzeszczeć, żeby coś powiedzieć. Mnie to męczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji