Artykuły

Wyrąbany sad

"Wiśniowy sad" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Czemu Agnieszka Glińska zmasakrowała najwspanialszą sztukę swego ukochanego pisarza? Dlaczego jej "Wiśniowy sad" zamienił się w galerię ludzi bez właściwości? Kiedy patrzyło się na jej "Mewę" w Narodowym, na spore fragmenty "Płatonowa" z Borysem Szycem we Współczesnym, zdawało się, że Glińska znalazła patent na własnego Czechowa. Czechowa współczesnego, ale nie na siłę aktualizowanego, niepoprzebieranego w dżinsy i mini. Za to gorzkiego jak nasze czasy.

Od świetnej "Mewy" minęły trzy lata. W tym czasie Glińska Czechowa nie realizowała, przygotowała za to wiele przedstawień według innych autorów - znakomitych ("Iluzje" i "Amazonia" w Teatrze na Woli, "Moralność pani Dulskiej" we Współczesnym) i słabszych. Zwyczajna sprawa. Niepokoi jedynie to, że ostatnio - biorę pod uwagę czas dyrekcji w Teatrze Studio - reżyseruje jej się chyba niepokojąco łatwo. Zbyt często zatrzymuje się na poziomie gagu, zbyt często sztukuje przedstawienia wokalnymi i choreograficznymi wstawkami, cytuje samą siebie, za bardzo chyba chce się wszystkim podobać. "Sąd ostateczny" Horwatha bardzo jej się nie udał, "Dwoje biednych Rumunów..." zostało zaprojektowane na przebój i nim jest (ale o wydarzeniu artystycznym nie może być moim zdaniem mowy). Na "Wiśniowy sad" czekałem jak na powrót Glińskiej w formie choćby z "Mewy". Nie doczekałem się. Aktorzy chodzą, biegają, czasem zatańczą, czasem zaśpiewają, ktoś wejdzie pod stół, ktoś wleje w siebie kieliszek wódki. Nad wszystkim unoszą się kaskady śmiechu Moniki Krzywkowskiej - najbardziej bezbarwnej z winy reżyserki Raniewskiej, jaką widziałem dotąd na polskich scenach. Mogę zrozumieć, że Glińska chciała obniżyć rangę "Wiśniowego sadu", pokazać ludzi marnych, wydrążonych. Tyle że ludzie ci nie powinni jednocześnie być tak jak w Studio nieciekawi, a czasem w swych zachowaniach głupawi. To unieważnia ich dramat, skutkuje obojętnością na widowni. Sprawia, że ten "Wiśniowy sad" łatwo skwitować wzruszeniem ramion. Powstrzymują przed tym nowy ostry przekład Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej i Łukasz Lewandowski jako Łopachin. On jeden wyłamał się z kabaretowej tonacji całości, pokazując przejmująco dramat człowieka, którego przerosła jego nowa rola. Jak na "Wiśniowy sad" i Agnieszkę Glińską to zawstydzająco mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji