Artykuły

Wokół Różewicza

Z prasy: "Sztuka zamiast zaj­mować się życiem onanizuje się. Artyści malują obrazy o obrazach, piszą powieści o powieś­ciach. Tak jakby można było dwa razy odgryźć ten sam ogon. Nic dziwnego, że popyt na sztukę, tę istniejąca poza masowymi środkami przekazu, spada..."

Byłem na przedstawieniu Tadeu­sza Różewicza "Stara kobieta wy­siaduje". Od razu powiem, że i sztuka (taka mozaika utkana z tego co donoszą gazety, mówią ludzie na ulicy i lęgnie się w głowie poety, któremu spać przeszkadzają latają­ce samoloty), i przedstawienie po­dobają mi się bardzo. Teatr powi­nien budzić refleksje i śmiech. Tu jest jedno i drugie. A więc, jak mó­wimy od momentu wprowadzenia do sprzedaży coca-coli - to jest to!

Stara kobieta wysiaduje i wyga­duje różne takie głupstwa i rzeczy pozornie nieistotne. Stara kobieta naśladuje w partiach poetyckich wcześniejszego Różewicza - poetę. Jest komentarzem Różewicza dramaturga do Różewicza poety. Stara ko­bieta zwierza się ze swoich prag­nień, apetytów, chceń i niemocy. A to szklanka pobrudzona szminką dziwki, kawa mało słodka, dziecko by chciała urodzić, kelnera popieścić, zjeść porcję bitej śmietany i talerz flaków. Obok niej toczy się i przewala, z hukiem i wizgiem, zwy­czajny ludzki świat. Pełno w nim okrucieństwa, obojętności, łakom­stwa, seksu, obsesji i niepotrzeb­nych nikomu i do niczego wiado­mości. Stara kobieta dochodzi do wniosku (gra ją Wojciech Siemion), a z nią i my, że ten świat to jeden wielki śmietnik, i można tylko nad nim i dla niego zagrać pogrzebo­wego marsza na trąbach jerychoń­skich. Przedstawienie kończy orkie­stra dęta takim właśnie marszem.

Siedząc na tym przedstawieniu, obserwując scenę i widownię - a niekiedy to co dzieje się na widow­ni jest ciekawsze od tego, co na scenie - przypomniałem sobie cy­towane na wstępie zdania. Zapew­ne przyczyniła się do tego głównie publiczność, która wierciła się i coś sobie stale szeptała. Czy raził ją Wojciech Siemion przebrany za sta­rą kobietę, czy też Tadeusz Róże­wicz, nie owijający wełny w baweł­nę i posługujący się dosadnym sło­wem? A może Helmut Kajzar, pokazujący także po prostu i brutal­nie sposób odnoszenia się młodych do starych? A może i jeszcze to, że jest w tej sztuce jakaś nieprawda, bo w życie też można wchodzić na niby. Tak jak na niby tworzą sztu­kę artyści, kopiując i powielając, cytując i poprawiając cudze dzieło. Zamiast tworzyć własne, zachwycają się i zachłystują znajomością dawnych, dobrze znanych i pow­szechnie opatrzonych.

Publiczność po godzinie chyłkiem opuszczała salę obojętna na los starej kobiety, nie poruszona rykiem dyskoteki (jest w sztuce taka scena) i nie przejęta dźwiękami pogrzebo­wego marsza odegranego na autentycznych trąbach przez żywą i prawdziwą orkiestrę. I kiedy zapadła nad losem starej kobiety żelazna kurtyna, niby wieko trumny, pomy­ślałem sobie: czy nie jest to, aby udawanie i naśladowanie? Czy nie jest to coś koło tego, co być po­winno i co jest naprawdę, chociaż w tej chwili poza nami? Ale prze­cież cały teatr jest udawaniem i na­śladowaniem życia. Jest do pewne­go stopnia praniem serca, mózgu i wyobraźni. A sztuki inne? Na pewno nie powinny zachwycać się sobą i karmić się sobą. Powinny w nieustający sposób zachwycać się życiem i z niego czerpać wciąż no­we treści, formy i barwy. Inaczej będziemy czytać takie grymasy, pod­lane octem znużenia i zwątpienia, jak te zaczynające ten felieton.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji