Artykuły

Baletowe zabawy lalek i ludzi

"Coppélia" w chor. Giorgia Madii w Operze Wrocławskiej. Pisze Magda Podsiadły w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Stary rok widzowie w Operze Wrocławskiej żegnali wtonacji komediowej. W ostatnich trzech dniach 2013 roku bawili się na premierze baletu Leo Delibes'a "Coppelia".

To trafne artystyczne wejście w nowy rok naszej coraz bardziej stechnicyzowanej współczesności, bo wszak tytułowa Coppelia to lalka, którą próbuje ożywić ekscentryczny wynalazca i która wzbudza miłosną zazdrość w ludziach. Twórca wrocławskiego spektaklu Wioch Giorgio Madia, niegdyś przez rok solista w słynnym lozańskim zespole baletowym Maurice'a Bejarta, dziś przede wszystkim utytułowany choreograf, przenosi nas kilkoma pomysłami w nowoczesność, choć jego "Coppelia" nie do końca żegna się stylistycznie z klasyczną wersją.

Nim podniesie się kurtyna, już mamy zapowiedź poetyki bliższej modern niż liryzmowi z epoki. Kurtyna jest elementem scenografii (Fabrice Serafino) - patrzymy na obraz wypełniony tajemniczymi kolami zębatymi i przenika nas lekki dreszcz, jakbyśmy mieli zaraz wejść w świat "Terminatora". Ale co tu dużo mówić, już w chwili narodzin dzieło Delibes'a było nowoczesne, bo nawiązywało do modnych wówczas nurtów spirytystycznych, do zjawiska hipnozy czy magnetyzmu.

W spektaklu Madii nie będziemy podziwiać klasycznego wchodzenia na puenty, więcej jest kroków naturalnych, na piętach. Nowoczesne choreograficznie są sceny zbiorowe, między innymi dla mnie najciekawsza w całym spektaklu scena uczty ślubnej Swanildy (Paulina Woś) i huzara Franza (Łukasz Ozga) w finale. Przy długim biesiadnym stole weselnicy widoczni tylko od czubka głowy po łokcie, podobni marionetkom, wykonują zsynchronizowany układ oddający w prostych i wyrazistych ruchach szaleństwo i charakter biesiadowania.

Ciekawa scenograficznie i choreograficznie i dość upiorna - dodatkowo podświetlona na zielono! -jest scena w atelier wynalazcy Coppeliusa (Michał Halena). Ruch odbywa się na pionowej ścianie ustawionej na wprost widza. Uwięzione na półkach tańczą ruchome fragmenty części ciała lalek. Brr!

Za stylem modern w tym spektaklu przemawia prostota scenografii, kolorystyka i użycie światła. W oryginale akcja rozgrywa się w XIX-wiecznym galicyjskim miasteczku. Madia podkreśla w tekście, że to wieś polska. Ale tonacja zimnego błękitu, srebra oraz ciepła barwa ludzkiej skóry zastosowana w kostiumach (bardzo minimalistyczne, choć nawiązują stylistycznie do ubiorów z epoki, choćby mundury żołnierzy nasuwają skojarzenia, że to CK Galicja) oraz rozświetlona, bardzo jasna scena sprawiają, że czujemy się dość swojsko tu i teraz, czyli dziś.

Co do motywów polskich, istnieją one wyraźnie także wbalecie Delibes'a, który był ożeniony z Polką, a ETA. Hoffmann, którego nowela leży u podstaw libretta, pracował w Polsce jako urzędnik.

Trzy akty radosnej, pełnej humoru zabawy scenicznej opowiadającej o miłości, o lalkach i o ludziach pozostawiają jednak niedosyt, bo spektaklowi brak wyrazistego stylu. Madia nie może do końca rozstać się z klasyką dzieła Delibes'a, w którym sam niegdyś tańczył postać Franza, ukochanego Swanildy. Ale wówczas w tych pięknych lirycznych momentach -jak w scenie w atelier Coppeliusa, gdy Swanilda udaje lalkę Coppelię (Anna Abesadze) - widzowi bardzo tęskno do cudownych baletowych "puent".

Drugi zarzut dotyczy warsztatu tancerzy. Giorgio Madia świetnie układa ruch w zbiorowych scenach, ale nie można do końca docenić choreografii, gdy tancerze nie wykonują układów w idealnym zgraniu. I nie można usprawiedliwić owych niedoróbek krótkim czasem realizacji, bo spektakl w takich chwilach traci to, co najważniejsze - wyraz artystyczny i napięcie dramaturgiczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji