Artykuły

Rewia dietetyczna, czyli niech żyje cholesterol!

"Bierzcie i jedzcie" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wybrczej.

Czy przeraża was szerząca się epidemia wegetarianizmu? Wybierzcie czerwoną pigułkę i poznajcie prawdę o żywieniowym matriksie. W Chorzowie duet Strzępka i Demirski bierze na siebie rolę pogromców dietetycznych mitów.

Scenerią walki o człowieka jest tu jelito grube. Pamiętacie "Było sobie życie"? Spektakl przypomina tę popularną niegdyś edukacyjną kreskówkę znad Sekwany. Jej bohaterami były krwinki i przeciwciała, a czarnymi charakterami - czyhające na organizm wirusy i bakterie. U Strzępki poznajemy między innymi Blaszkę Miażdżycową albo gromadę enzymów.

Klimat panującego w ludzkim ciele powszechnego poruszenia przypomina z kolei finał "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać" Woody'ego Allena. Tam neurotyczny nowojorczyk w okularach grał rolę Plemnika wyruszającego w strategiczną misję. Tu Alona Szostak - w futrze i z rewolwerem rewolucjonistki - gra Cholesterol, postać pozytywną. W piosence snuje opowieść o historycznej pomyłce z czasów caratu, która na lata popsuła reputację diety opartej na kurzych jajach. Widać po czyjej stronie żywieniowej bitwy jest sympatia twórców. A dieta - jak mówią Strzępka i Demirski, jeden z podstawowych tematów rozmów nowej klasy średniej - potrafi antagonizować. Zobaczymy to w scenie rodzinnej kolacji, na którą każdy przyjdzie z własnym pożywieniem w pojemniczku.

Między to wszystko wrzucony jest - niestety pobocznie, mimochodem i dlatego nieprzekonująco - wątek pewnego naukowca (Dariusz Niebudek). To w jego trzewiach siedzimy. Biolog pracował dla Monsanto - amerykańskiego giganta żywności GMO. Trafił jednak na ślad nieprawidłowości na linii władza - korporacja - i został zwolniony. Zesłany na nauczycielską posadę, wpada w depresję i podejmuje próbę samobójczą. Spory o żywność genetycznie modyfikowaną rozpalają emocje i redakcyjne polemiki - muśnięcie ich to trochę za mało na krytyczny przekaz.

Strzępka i Demirski mówią: nic, co słyszycie o zdrowym żywieniu, nie jest prawdą. W ogóle większość rzeczy, które słyszycie w mediach, nie jest prawdą. Po czym sprzedają nam swoją własną dietetyczną ewangelię. Niczym piewcy wspólnoty pierwotnej przywołują dawne ludowe obyczaje, kult mięsa i tłuszczu jako symboli zdrowia i dobrobytu. Wyśpiewana przez królową śląskiej estrady Elżbietę Okupską pochwała tej tradycji to jeden z najjaśniejszych muzycznych punktów spektaklu. Ale dlaczego mielibyśmy wierzyć akurat Strzępce i Demirskiemu - bo otrzymujemy przekaz wyśpiewany ze sceny?

Ktoś powie - przecież to nie problem, spektakl to nie podręcznik zdrowego żywienia. Cała zabawa mogłaby być po prostu wspaniałą teatralną zgrywą, na złość dietetycznej politycznej poprawności, zgodnie z najlepszymi wzorcami z "South Parku" rodem. Jej obietnicą jest pierwsza scena: z odbytnicy, spomiędzy gigantycznych, zajmujących całą scenę pośladków, w bólach wydobywa się aktor. Przypominają się odległe o zaledwie parę lat heroiczne czasy, kiedy teatralni recenzenci z niesmakiem kręcili nosem na reżyserię Strzępki. "Skatologia", "wulgarne", "prymitywne" - wydelikacali się choćby nad sceną obżerania się (no właśnie) jajkami i wymiotowania nimi z wałbrzyskiego spektaklu "Niech żyje wojna!!!". Później szybko okazało się, że ta wariacja na temat "Czterech pancernych i psa" to jeden z najważniejszych spektakli o polskiej polityce historycznej ostatnich 20 lat.

W przypadku tej dietetycznej rewii podobnej rewizji, niestety, raczej nie będzie. Owszem, w spektaklu nie brak paru błyskotliwych drobiazgów, np. postaci Muchy Plujki, która zwiedziona samobójczą próbą bohatera liczy na żer, a sama zostaje połknięta i strawiona, albo piosenki nostalgicznej - o smakach z dzieciństwa, "szynce jak za Gierka" itd.

Jest jednak kilka mocnych "ale", które nie pozwalają mi cieszyć się z drugiego podejścia duetu do chorzowskiego Teatru Rozrywki. Dotyczą przede wszystkim jakości teatralnego dania. Pozorny czasem chaos spektakli duetu z reguły komponował się w wielowarstwowy przekaz gęsty od znaczeń. Tu tak się nie dzieje.

Trzygodzinne "Bierzcie i jedzcie" to bardziej spektakl z piosenkami niż musical. Nie ma w nim tej obscenicznej werwy i scenicznej energii, których pełna była poprzednia muzyczna próba duetu - "Położnice szpitala św. Zofii". Wtedy Strzępka i Demirski rzucali oskarżenia pod adresem służby zdrowia i losu, który gotuje ona rodzącym w III RP kobietom. Nowe przedstawienie raz po raz traci tempo i rytm, a żadnego z numerów skomponowanych przez Jana Suświłłę nie zanucicie pod nosem po wyjściu z teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji