Poznań. Zmarł Wojciech Deneka
Wojciech Deneka, aktor Teatru Nowego nie żyje. Miał grać Borysa Simeonowa w "Wiśniowym sadzie" w reżyserii Izabelli Cywińskiej. W sobotę po premierze Piotr Kruszczyński, dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu, mówił: "Pan Wojciech jest chory. Mam nadzieję, że wkrótce dołączy do nas". Niestety, już nie zagra ani tej, ani innej roli.
Wojciech Deneka urodził się 9 stycznia 1946 roku. Był aktorem wędrownym. Do Poznania przyjechał w 1997 roku i natychmiast stał się ulubieńcem publiczności.
Swoje życie w teatrze zaczął w 1964 roku w rzeszowskim Teatrze im. Wandy Siemaszkowej. Szybko zmienił adres i na krótko zatrudnił się w Teatrze Lalki i Aktora Kacperek, również w Rzeszowie. Potem były teatry dla dzieci w Bielsku-Białej, Opolu, Słupsku, Szczecinie i znowu w Opolu.
W 1984 roku porzucił teatr dla dzieci i został aktorem Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim. Pięć lat później przeniósł się do Lubuskiego Teatru im. Leona Kruczkowskiego w Zielonej Górze, potem był Elbląg i znów Gorzów Wielkopolski.
Poznań był dla niego nową przystanią, w której się zadomowił. Grał dużo ról charakterystycznych, czasami drobnych, drugoplanowych lub epizodycznych, które zapadły nam w pamięć ("Romeo i Julia", "Burza", "Udając ofiarę", "Don Juan", "Lobotomobil", "Bestia", "Dwunastu gniewnych ludzi"). Ostatni raz widzieliśmy go w "Lokatorach", gdzie stworzył przejmującą postać Pana Juliana.
Współpracował z Teatrem Usta Usta Republika ("Driver", "Alicja 0700"), Teatrem Muzycznym ("Wesele Figlary", "Człowiek z La Manchy"), a wolne chwile poświęcał ludziom niepełnosprawnym, tworząc z nimi piękne przedstawienia.
Wojciech Deneka nie żyje. Co mówią o nich koledzy i koleżanki z Teatru Nowego w Poznaniu?
Bożena Borowska-Kropielnicka: Trudno w to uwierzyć. Jeszcze niedawno był z nami na próbach "Wiśniowego sadu". Miałam problem, jak rozwiązać sytuację ze znikającym portfelem. I wtedy podszedł do mnie Wojtek, mający lata doświadczeń w teatrach lalkowych i zaproponował pewne rozwiązanie. Spróbowałam i poszło. W tej anegdocie zamyka się cała prawda o Wojtku, skromnym artyście i życzliwym człowieku. Był aktorem wielkiego talentu, chociaż niskiego wzrostu, co nie ułatwiało mu życia.
Zbigniew Grochal: Wrósł w Poznań nie tylko jako aktor. Tu znalazł swoje miejsce na ziemi, tu znalazł dla siebie niszę. Pracował z ludźmi niepełnosprawnymi tworząc z nimi teatr. Ol lubił się kimś opiekować. Był bardzo ciepłym człowiekiem, koleżeńskim. Był urokliwy na scenie i w życiu. Momentami traktował siebie krotochwilnie, zwłaszcza kiedy mówił o swoim wzroście.
Mariusz Puchalski: Uśmiechał się, ale pod tym uśmiechem skrywał się dystans do siebie, do tego, co się wokół niego działo. Był fantastycznym kolegą. Będzie mi go brakowało...