Artykuły

Doskonale znasz ich z telewizji. Poznajesz?

To oni są dziś mistrzami polskiej rozrywki: królują w telewizji, wywołują skandale żartami o papieżu i nie tylko. We wtorek, 17 grudnia, będzie ich można zobaczyć na żywo (w gdańskim klubie Parlament). Wojciech Tremiszewski, jeden z liderów trójmiejskiej sceny impro, opowiada o tym, co się dziś dzieje w tym środowisku.

Przemysław Gulda: Grupa W Gorącej Wodzie Kompani przestała istnieć. Dlaczego?

Wojciech Tremiszewski: I pomyśleć, że to samo pytanie tylko z inną nazwą własną, media zadają od lat Pink Floydom. Może się przewrócić w głowie. Tylko, że Flojdzi mają więcej lajków na fejsie. I w ogóle... W skrócie - cała nasza kompanowa dwunastka mocno szła do przodu w krainie impro, szybko się ucząc, tworząc i świetnie się przy tym bawiąc. Po paru latach takiego lotu, dzikie paliwo wewnątrz grupy trochę się wyczerpało i zapragnęliśmy poszukać tego ognia w innych miejscach. Prosta potrzeba zmiany, bo coś nie teges. Stąd decyzja o rozwiązaniu z takim założeniem, że tworzymy się na nowo w innych, nowych konfiguracjach.

Odeszliście w glorii i chwale - w sytuacji, kiedy po latach aktywnej działalności zbudowaliście sobie duże grono wiernej publiczności i sporą popularność. Jak dziś oceniasz te lata pracy? Co się udało, a co zupełnie nie wyszło?

- To takie pytanie typu bujany fotel, fajka, szklaneczka whisky i sentymenty. Hmmm... Kompani... Lata 2007-2013... Eksplorowaliśmy zupełnie nowy w kraju gatunek - impro. Podglądaliśmy w internecie program "Whose Line Is It Anyway", trochę impro liznęliśmy też bezpośrednio od Amerykanów poprzez wymiany studenckie, które przeprowadzał Teatr Wybrzeżak, ale tak naprawdę budowaliśmy coś z niczego. Nasze doświadczenia tak teatralne, jak i kabaretowe dały wspaniałą mieszankę sceniczną - naszą ukochaną konwencją było granie poważnych konfliktów obyczajowych i sensacyjnych na śmiesznie. Coś, co według mnie najbardziej nam wyszło, takim pomysłem trącającym o geniusz, było stworzenie Kompanowego Laboratorium (chociaż wcale tak tego nie nazywaliśmy, ale właściwie tym to było). Mianowicie - przez około rok, z małymi przerwami, raz w tygodniu, w sali 41 Akademickiego Centrum Kultury Uniwersytetu Gdańskiego "Alternator" graliśmy spektakle eksperymentalne. Eksperymentalne, bo sprawdzaliśmy długie formy, poprawialiśmy, udoskonaliśmy, odrzucaliśmy. Przez tą cykliczność mieliśmy stałych widzów (graliśmy wtedy bez biletów, za darmo), którzy razem z nami uczyli się impro, którzy śledzili nasze sceniczne sukcesiki i potyczki. I którzy w dużej mierze do tej pory przychodzą na nasze różne występy. Zwykle podczas występu czuje się lekką, choćby podświadomą, odpowiedzialność za widzów, którzy zapłacili, by obejrzeć. A tu, w sytuacji niekomercyjnej, to obciążenie znikało, więc pozwalaliśmy sobie na wszystkie potknięcia, odpały, najdziwaczniejsze pomysły. Ten czas uważam za nasz największy skarb. Wielką frajdą były dla nas też wszystkie wyjazdy na festiwale kabaretowe i improwizacyjne. Każdy taki wyjazd, taka konfrontacja z kolegami po fachu, pokazywał nam, jak jesteśmy fajnie inni i dobrzy. Jak świetnie procentuje teatralne, dramatyczne doświadczenie, które pozdobywaliśmy w Wybrzeżaku. A z rzeczy, które nie wyszły... Zawsze chciałem zrobić spektakl w konwencji horrorowo-komicznej, tak, żeby na serio się bać, a zaraz potem na serio się śmiać. Zagraliśmy więc całe dwa razy "Grę Półszatana, czyli 333". Natomiast ani razu nie udała się ta część horrorowa - nasze umizgi w stronę grozy wypadały raczej śmiesznie, jeśli nie żenująco. Ale... "ja wam jeszcze pokażę!!"

Kiedy zaczynaliście, byliście w zasadzie pionierami scenicznej konwencji impro w Polsce. Dziś, po latach... nadal jesteście pionierami. Poza kilkoma wyjątkami właściwie nic się ważnego w tej kwestii nie wydarzyło. Jak myślisz, dlaczego?

- Rozrywka w naszym kraju, w tym impro, rozwija się powolutku. Winię za to inicjatywy odgórne, bo sądzę, że zapał i pomysł w samych twórcach jest ogromny. Wspaniała maszyna do promowania wszystkiego, jaką jest telewizja, zarówno publiczna jak i prywatne, to stwory bardzo asekuracyjne. W takim sensie, że w obawie przed utratą oglądalności, dbają o widza, który telewizję ogląda już od lat i nie chce zmian, bo już na tej kanapie leci na autopilocie. Wszystkie odstępstwa od utartej i bezpiecznej normy nie są brane pod uwagę. Dlatego ciągle puszczają nam takie same kabaretony, takie same teleturnieje, takie same ciapkowate seriale. W tym roku pojawiła się nasza rodzima adaptacja programu improwizowanego "Whose Line Is It Anyway", czyli "I kto to mówi", w którym sam też biorę udział. I świetnie, brawo. Ale to ciągle małe, powolne kroczki. Z drugiej strony naprawdę wydaje mi się, że nasze miasta mogłyby dużo bardziej mecenasować offowej kulturze. Tworzenie przestrzeni miejskich, w których młodzi mogliby się pokazywać, to coś niezbędnego dla rozwoju. Kluby próbują się otwierać na różne widowiska i happeningi, ale w większości wypadków za swoje tylko pieniądze, więc to wszystko jest dość tanie. Projekty miejskie często są papierkowymi zasiekami. W Gdańsku jest dużo artystów i pomysłów, ale bardzo mało zarządzających sztuką i pieniędzy na nią.

Grupa nie istnieje, ale nadal gracie. Jaka będzie przyszłość aktorów związanych z grupą? Czym jest Improskład?

- Pod koniec lata powstała grupa Peleton o teatralno-powalonym obliczu długich form impro, którą zarządzam, trochę na spółkę z polskim księciem odjazdu Jakubem Śliwińskim - występujemy raz w miesiącu w sopockim Młodym Byronie. We wtorek, 17 grudnia, odpalamy w gdańskim klubie Parlament Improskład, taką maszynę do krótkich kabaretowych form impro w bardzo fajnym składzie, bo z kabaretową divą w spodniach, Szymonem Jachimkiem, niegrzecznym standuperem Kacprem Rucińskim, szalonymi pięknościami Karoliną Rucińską i Małgorzatą Tremiszewską oraz z władcą klawiszy Hubertem Świątkiem. A to nie koniec z nowościami - zaraz potem zobaczymy pierwszą odsłonę Abordażu, grupy Magdaleny Walaszczyk. Poza tym od 8 stycznia 2014 startujemy z bardzo fajnym projektem we współpracy z Muzeum Historycznym Miasta Gdańska - będzie to improwizowany serial "Hultaje Starego Gdańska: Skarb Cystersów", który będziemy grać w historycznych strojach, w historycznym kontekście i z naszą historyczną głupawką. W tym projekcie improwizować z nami będzie Abelard Giza, więc możemy tego nie przeżyć. Polecam gorąco wszystkie te dzikie nazwy, odnajdźcie i polubcie je na fejsie. Chyba, że gardzicie tym, to wtedy bez krępacji wypisujcie Zło w komentarzach w necie - to świetna lektura.

Wydawało się, że po wyśmienitej roli w filmie "Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł" będzie cię można częściej zobaczyć na ekranie. Dostajesz jakieś propozycje?

- Chyba włodarze przemysłu filmowego w kraju nie uznali jej za tak wyśmienitą. Albo nie mają do mnie numeru. Grunt, że propozycje się nie pojawiły. Mój talent rdzewieje.

Najbliższy spektakl Improskładu odbędzie się we wtorek, 17 grudnia, w klubie Parlament (Gdańsk, ul. Św. Ducha 2), początek - godz. 19, bilety: 45 zł.

Na zdjęciu: Wojciech Tremiszewski i Tomasz Sapryk w programie "I kto to mówi", TVP2

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji