Artykuły

Nie dotyczy

"Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" Pawła Demirskiego w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Pisze Marta Bryś, członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Twórczość Pawła Demirskiego jest mocno spleciona z inscenizacjami Moniki Strzępki. Odkąd rozpoczęli współpracę, postacie Demirskiego mają twarz i głos aktorów, których Monika Strzępka obsadza w swoich spektaklach. Tym bardziej pomysł Remigiusza Brzyka, który zdecydował się zrealizować w Teatrze im. Osterwy w Lublinie dramat "Był sobie Polak, Polak, Polak i Diabeł czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte", wydał mi się ryzykowny - i niezwykle przez to interesujący. Także dlatego, że jego teatr daleki jest od teatru Strzępki.

Demirski umieścił w swoim dramacie reprezentantów różnych grup społecznych. Przerażonego życiem po śmierci i konfrontacją ze swoją zmarłą matką Wojciecha Jaruzelskiego (Krzysztof Olchawa), oskarżonego o pedofilię arcybiskupa Juliusza Paetza (Paweł Kos), prostackiego i agresywnego dresiarza (Wojciech Rusin), niemieckiego turystę amatora seksturystyki domagającego się udziału w komercyjnej rekonstrukcji oblężenia Westerplatte (Przemysław Gąsiorowicz), upiornych ocaleńców z Auschwitz (Marta Sroka, Halszka Lehman), chłopca porzuconego przez rodziców, którzy wyjechali do pracy za granicę (Daniel Dobosz) i ambitną, marzącą o światowej karierze aktorkę (Marta Ledwoń). Autor zaaranżował coś w rodzaju polskiego seansu lękowego, podczas którego w groteskowej formie ujawniało się to, co wyklęte, wyparte i wstydliwe. Każdą swoją opowieścią bohaterowie odsłaniali jakiś społeczny punkt zapalny: traumy wojny mieszały się z ekonomicznym wykluczeniem, niskie zarobki z niezamkniętą historią, rozterki neoliberalnej gospodarki i przymus emigracji z seksualnymi aferami w Kościele katolickim. Już na poziomie samego zestawienia wątków z dramatu, napisanego przecież w 2007 roku, uderza zbieżność tematów z tym, czym na co dzień atakują nas dziś media.

Czemu Remigiusz Brzyk wybrał ten akurat tekst Pawła Demirskiego? Mogła zaważyć swoista dwoistość tekstu. Z jednej strony uniwersalność (jak się okaże - pozorna), brak powiązania z konkretnymi zdarzeniami, jak również metaforyczność niektórych postaci, a z drugiej użycie konkretnych postaci (Paetz, Jaruzelski), co w naturalny sposób zdawało się wpisywać dramat w przestrzeń społecznej dyskusji. Jak się jednak okazało w spektaklu, figury te posłużyły za pewnego rodzaju zasłonę, "bezpieczną" referencję, która, pozbawiona kontekstu, straciła również swój potencjał krytyczny.

Spektakl wygląda jak spotkanie trupów. Aktorzy z twarzami pomalowanymi na biało, z sinymi ustami i strugami zaschniętej krwi na niedawno zadanych ranach siedzą w metalowej klatce urządzonej jak pokój mieszkalny - z fotelami, kanapami, starym kredensem. W głębi znajduje się podest, opasany biało-czerwonymi taśmami roboczymi, na którym w finale wszyscy się zgromadzą, głośno marząc, z kim chcieliby spotkać się w niebie. Brzyk jest również autorem scenografii i zadbał o atrakcyjność wizualną spektaklu. Niemal każdą sekwencję ilustruje oddzielny rekwizyt. Kiedy mowa o Warszawie, aktorzy pokazują wielkie fotosy miasta, gdy mowa o ZOMO, wyciągają milicyjne tarcze i uderzają w nie gumowymi pałkami, gdy brzmi piosenka "You're never walk alone" aktorka pokazuje widzom kolejne wersy, wypisane czerwoną czcionką stylizowaną na "Solidarność" (tak na marginesie, ta sama piosenka brzmi w finale spektaklu Strzępki i Demirskiego "O dobru" zrealizowanego w Wałbrzychu). Gdy na jaw wychodzi cel podróży niemieckiego turysty, aktorzy ustawiają się do zdjęć w wyuzdanych pozach, Biskup, zapytany, z którym papieżem chciałby spotkać się w niebie - zaczyna jeść kremówkę. To podkreślanie każdego zdania forsownym działaniem przeradza się w swoiste horror vacui; można odnieść wrażenie, że odgrywane przedmioty są ważniejsze niż temat i sens wypowiedzi. Kiedy aktorzy nie biorą udziału w zbiorowej prezentacji elementów scenicznych, wypowiadają tekst nie ruszając się z miejsc.

Zapewne tekst Demirskiego, kiedyś odkrywczy, porywający i zabawny, stracił na aktualności, nie odpowiada już tak trafnie na społeczne konflikty, można powiedzieć, że w pewnym sensie potyka się o własną ogólnikowość. Ale chyba ważniejsze jest to, że cała problematyka ideologiczno-ekonomiczna, tak w "Polaku" istotna, zdaje się w niewielkim stopniu interesować reżysera, co odbija się na efekcie scenicznym - tekst dramatu brzmi ze sceny jak automatyczne referowanie cudzych poglądów. Głoszone bez zrozumienia opinie dotyczące neoliberalnej gospodarki zacierają się w natłoku ilustracyjnych działań i gestów, aktorzy gubią rytm zdań, stosując pauzy i zawieszając głos w przypadkowych miejscach. Co więcej, próbują psychologizować, wpadając tym samym w pułapkę - gdy już na chwilę uda im się "zbudować" postać, parę kwestii później muszą się od niej zdystansować, przedstawiając publicystyczne tezy. W gruncie rzeczy cała "interpretacja" dramatu sprowadza się do wyraźnego rozróżniania, kiedy postacie mówią "do śmiechu", a kiedy serio, co widzowi nie daje żadnej szansy na własne, krytyczne odczytanie dramatu.

Demirski, posługując się często stereotypowymi, rysowanymi grubą kreską figurami, zawsze jednak precyzyjnie kierował uwagę widza na bieżącą rzeczywistość pozateatralną. Brzyk w ogóle nie szuka takich odniesień. Widać to choćby w scenie, w której wszystkie postaci wykrzykują chórem do Jaruzelskiego "raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę". Oglądając ten spektakl chociażby po 11 listopada tego roku, można zdać sobie sprawę, jak radykalnie zmienili się i współcześni "użytkownicy" tego hasła, i adresaci ich okrzyków. Inaczej też brzmi hasłowa krytyka Unii Europejskiej, inne uczucia budzi scena, kiedy Chłopiec podbiega do Biskupa, podnosi sutannę i krzyczy "Julek, nie daruje ci tej nocy!". Brzyk bezkrytycznie idzie za tekstem Demirskiego, nie próbuje się do niego ustosunkować, nie tworzy przestrzeni na własne poglądy czy refleksje, nie szuka nowych kontekstów. Z tego powodu spektakl traci żywy kontakt z rzeczywistością, staje się inscenizacją "archiwalnego" dramatu. Charakter polskiej wspólnoty, sportretowanej w "Polaku" zmienił się przecież radykalnie, zbiorowa wyobraźnia kształtuje się dziś inaczej, trudno sobie wyobrazić spektakl na ten temat, nie uwzględniający dzisiejszego rozumienia tożsamości narodowej i społecznych pęknięć w tej kwestii.

Trudno określić, o czym Remigiusz Brzyk chciał zrobić przedstawienie i dlaczego uznał, że to właśnie "Był sobie Polak" będzie odpowiednim materiałem. Podjęte ryzyko obróciło się przeciw reżyserowi - zabrakło radykalności i polemiki z tekstem Pawła Demirskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji