Artykuły

Diabelska opowieść o złudzeniach

Wystawienie przez Teatr Wielki im. W Stanisława Moniuszki w Poznaniu opery Krzysztofa Pendereckiego "Diabły z Loudun" jest z pewnością znaczącym wydarzeniem. Pierwsza z czterech oper kompozytora zwraca uwagę nie tylko kontrowersyjną tematyką, ale też poprzez próbę połączenia różnorodnych technik teatralnych i muzycznych stawia realizatorom bardzo wysokie wymagania, i dopiero optymalne współgranie elementów realizatorskich może stać się powodem do satysfakcji i nobilitacji wystawiającego "Diabły" teatru operowego. Zwłaszcza jeśli czyni on to w obecności samego kompozytora.

W poznańskiej realizacji "Diabłów z Loudun" na pierwszy plan wysuwa się bardzo starannie przygotowana strona muzyczna. Już przy realizacji "Salome" Richarda Straussa dyrygent Andrzej Straszyński zaimponował doskonałą znajomością partytury. To samo zaprezentował w "Diabłach", korzystając z doświadczeń realizacji łódzkiej z roku 1990. Bardzo dobrze prowadził orkiestrę i wokalistów, umiejętnie korzystając z marginesu swobody brzmieniowej pozostawionej przez kompozytora. Obarczone przez Pendereckiego obszerną i trudną, ale jak zwykle piękną partią chóry imponująco współprowadziła Jolanta Dota-Komorowska. To właśnie klimat stworzony przez chóralne pienia w mrocznej, przeraźliwie nieprzytulnej, ale bardzo funkcjonalnej scenerii stworzonej przez Pawła Dobrzyckiego jakże wyraziście podkreślał cały dramatyzm scen rozgrywających się w roku 1634, w prawdziwym Loudun, a w 1998 roku w spektaklu teatralno-muzycznym.

Pierwszoplanową postacią wokalną poznańskich "Diabłów z Loudun" okazuje się Jerzy Mechliński (jako ksiądz Urban Grandier) prezentujący duży spokój wykonawczy i wiarygodność kreowanego bohatera. Z dwóch głównych ról kobiecych - Joanna (Ewa Iżykowska) i Philippe (Agnieszka Dondajewska) bardziej przekonała mnie ta druga, zwłaszcza wokalnie. Duże brawa należą się licznym wykonawcom ról drugoplanowych i charakterystycznych.

Marek Weiss-Grzesiński reżyserował również wspomniane już przedstawienie łódzkie w roku 1990. Po obejrzeniu spektaklu poznańskiego można zgodzić się ze spostrzeżeniem, że tamte doświadczenia okazały się przydatne. Reżyserowi Markowi Weissowi-Grzesińskiemu udało się stworzyć spektakl z wartką narracją, krótkimi scenami zgrabnie przechodzącymi jedna w drugą, z bogatą warstwą aktorską, niełatwą zawsze wszakże dla wokalistów. Przy całej umowności teatralnej jaka opisuje nawet (lub zwłaszcza) prawdziwe zdarzenie można było jednak, zważywszy na tematykę opery Pendereckiego, tu i ówdzie wykorzystać teatralny "parawan", w niczym nie osłabiając wymowności i ekspresji imponującego rozmachem widowiska.

Są "Diabły z Loudun" opowieścią o złudzeniach. Złudzeniu wolności i bezkarności, złudzeniu nieomylnych prawd, złudzeniu szczęśliwej miłości wyalienowanej z otoczenia, złudzeniu kreowania subiektywnych interpretacji. I tylko śmierć księdza Grandier na stosie nie okazała się złudzeniem. Przynajmniej w warstwie cielesnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji