Artykuły

Teatr Marka Grzesińskiego

W myśl starej zasady: "lepiej późno niż wcale", dotarłem wreszcie na głośną, zrealizowaną przez Marka Grzesińskiego, inscenizację "Diabłów z Loudun", pierwszej opery Krzysztofa Pendereckiego. Jej światowa premiera, w 1969 roku, na scenie Opery w Hamburgu wywołała niemało zamieszania w muzycznym świecie. - "Diabły z Loudun" to dzieło wielkiej wizji i wyobraźni...

Muzyka Pendereckiego jest doskonałym odzwierciedleniem całej grozy i zła wybranego fragmentu historii. Operę tę można zaliczyć do nurtu teatru moralnego niepokoju, w którym ukazane zło ma służyć poszukiwaniu utraconych wartości - napisał po hamburskiej prapremierze Ates Orga.

Właśnie w konwencji teatru moralnego niepokoju zrealizował swoją inscenizację "Diabłów z Loudun" Marek Grzesiński, należący do wąskiego grona polskich reżyserów, skupiających swoje zainteresowania twórcze niemal wyłącznie na operze. Każda z jego reżyserskich prac jest obrazem bardzo osobistego stosunku do dzieła, które bierze na warsztat. Grzesiński jest mistrzem gry w teatr. Zawsze stara się, by skuteczność środków, jakie zastosował w inscenizacji, przemówiła do widza pełną siłą. A przyznać trzeba, że często sięga po niekonwencjonalne środki i rozwiązania. Bywa agresywny i dyskusyjny. Nigdy jednak nie pozostawia widza obojętnym na to, co dzieje się na scenie.

Wszystko to znajduje odbicie w reżyserii poznańskich "Diabłów z Loudun". Widz od samego początku, po wstrząsający tragizmem finał, zostaje wciągnięty w orbitę wydarzeń. Z jednej strony jest świadkiem duchowego przeobrażenia księdza Grandier, który w miarę rozwoju dramatu staje się człowiekiem coraz bardziej dojrzałym i świadomym wartości, w które wierzy (znakomita rola Jerzego Mechlińskiego). Z drugiej strony jest świadkiem postępującego rozkładu duchowego pozostałych bohaterów działa. Jego głównym motorem napędowym jest szaleństwo Matki Joanny (Ewa Iżykowska). Widz do tego stopnia jest wciągnięty w wir scenicznej akcji, że bez protestu daje się wyprowadzić z teatralnej widowni, by w finale być obserwatorem płonącego przed teatrem stosu, tutaj raz jeszcze Krzysztof Penderecki daje świadectwo znakomitego warsztatu. Potężnego, wielopłaszczyznowego, zapierającego dech w piersiach! Dla pełnego obrazu należy jeszcze wspomnieć o świetnej scenografii Pawła Dobrzańskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji