Artykuły

Za kostkę cukru czyli teatralny aneks do ORWELLA

"Wszystkie zwierzęta są sobie równe. Ale niektóre zwierzęta są równiejsze od innych." G. ORWELL "FOLWARK ZWIERZĘCY"

GDY PRAWIE WSZYSTKO POWIEDZIAŁ o nieludzkim Systemie Sołżenicyn, gdy zna się prawdę o losie Sacharowa i jemu podobnych, gdy' rozpada się system na naszych oczach, gdy gra się Bułhakowa i Erdmana i gdy w takim czasie wkracza Orwell z "Folwarkiem zwierzęcym" na scenę teatralną - jest tak, jakby dzieło spóźniło się, proroctwo przestało zdumiewać i nabrało znamion realnego faktu, a pasja filozofiicznych uogólnień i aksjomatów zamieniła się w cokolwiek naiwny osąd minionej rzeczywistości i zalatywała zapachem schematyzmu.

Jest to oczywiście niesprawiedliwe wobec Orwella i ego przenikliwości, ale aby było sprawiedliwe, należało go grać przed ćwierćwiekiem co najmniej, a przede wszystkim w tych latach, które poprzedzały śmierć Stalina, kiedy szamotał się ze swoim światopoglądem Sartre, Camus kiedy Simone de Beauvoir pisała plotkarskich "Mandarynów", kiedy odbywał się szczeciński zjazd literatów, kiedy ku hańbie domowej najtęższe pióra głosiły wyższość socrealizmu nad swobodnym rozwojem literatury. Wtedy mróz szedł po krzyżu czytelnikom Orwella, bo książka już przecież była napisana, a autordopiero co nie żył.

Dziś przywodzi na myśl w sensie politycznym te same pytania, jakie w sensie literackim ewokuje dzieło Witkacego, gdy mówi się o teatrze absurdu, o tym kto był pierwszy, kto był jego prekursorem. I dziś Europa, gdy sięga po Witkacego, jest w sytuacji Polaków czytających Orwella: wspaniałe dzieło, ale jakby wtórne, tam - do lonesco i Becketta, nad których twórczością zachwyt w ogóle jakby zwiądł, tu - do rzeczywistości politycznej, która rozłożywszy system, zdążyła dowiedzieć się o jego zbrodniach o wiele więcej niż to sugerował Orwell.

Trzeba by wielkiego talentu inscenizatora, wielkiego aktorstwa i właściwie dobrze nie wiem jak niezwykłych zabiegów, teatralnych, by "Folwark zwierzęcy" uczynić spektaklem żywym, pasjonującym, zwyciężającym czas, który przecież działa na jego niekorzyść.

Nie mogę powiedzieć o łódzkim przedstawieniu, które jest zrobione inteligentnie, szlachetne w intencjach, czyste w zamyśle wytrawnego reżysera Piotra Cieślaka, poprawne aktorsko, grane bez hucpy i farsowej zgrywy, że sprostało bodaj jakości książki. Broniąc się przed ilustracyjnością li tylko, zaprzęgając nawet marionety do pomocy jako szydercze pendant do słynnych wsi Potiomkinowskich - nie stało się przecież "wielkim szyderczym ciosem wymierzonym w sowiecki mit". Myślę, że przede wszystkim dlatego, iż mit się rozpadł. I przepowiednie Orwella brzmiały już tylko jak jego; podzwonne.

Ale czy tylko?

I tu kryje się szansa dla teatru.

Bo jak w każdej dobrej literaturze - i u Orwella są prawdy transcendentne. I ryj wielkiej świni niespodziewanie może się wynurzyć obok każdego ludzkiego oblicza, gdy ono przestanie być ludzkie. Wówczas to dalej nie będzie wiadomo do kogo należy.

Orwell - pisarz szlachetny, którego zwiodły ideały socjalizmu, bynajmniej przecież się ich nie wyzbył pisząc "Folwark zwierzęcy". Jemu naprawdę szło o wolność, równość, braterstwo. I on naprawdę kiedyś w nie wierzył. I cierpiał, że to niemożliwe. I nie idzie tu już o jego osobiste doświadczenia negatywne w wojnie domowej w Hiszpanii, o krach sowieckiego totalitaryzmu, ale jest w tej prozie humanizm socjalisty doświadczonego klęską ideałów, które nie przestały być ideałami godnymi walki do końca: o prawo do pracy, której sens się rozumie, o prawo do godności ludzkiej, które polegało na wyborze miejsca i sposobu życia, o prawo do spokojnej starości. I o przekreślenie strachu, "mniejszej" równości, wyplenieniu kłamstwa, podejrzliwości, pogardy dla człowieka.

Myślę, że to było w podtekście łódzkiego przedstawienia Piotra Cieślaka i właśnie to - o paradoksie -wadziło się z ogólną wymową orwellowskiego wielkiego szyderstwa z mitu, który umarł i osłabiało to szyderstwo.

Siedem przykazań orwellowskiego animalizmu brzmi:

"Cokolwiek hodzi na dwuh nogach jest nieprzyajcielem!

Cokolwiek hodzi na cztereh nogah jest przyajcielem!!

Rzadne zwieże nie będzie nosiło odzierzy!!!

Rzadne zwieże nie będzie spało w łurzku!!!

Rzadne zwieże nie będzie piło alkocholu!!!

Rządne zwieże nie zamordóje innego zwieżecia!!!!

Wszystkie zwieżeta są sobie RUWNE!!!!!"

To jest szyderstwo.

Ale czy jest szyderstwem li tylko, gdy po drobnej manipulacji do dekretu ustawy można przydać aneks na przykład taki, że "Rzadne zwieże nie zamordóje rządnego zwieżecia... bez powodu" albo że "Wszystkie zwieżeta są ruwne, ale niekture są ruwniejsze od innych". Czy nie jest to aneks do dekretu, który przestrzega na przyszłość, dający się wyczytać już u Orwella?

Zdaje mi się, że tak należałoby odbierać "Folwark zwierzęcy" Cieślaka, kiedy już zgaśnie czerwona gwiazda nad proscenium i kurtyna zasłoni aktorów dramatu. Dopisali bowiem do Orwella swój własny niepokój o skłonności rodzaju ludzkiego do równiejszych zwierząt między równymi; i do słów, które wyświechtane, przestają znaczyć cokolwiek. A które się mówi za kostkę cukru. Identycznie jak mawiał je orwellowski koń pociągowy Bokser, żeby zadowolić knura Berkshire.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji