Artykuły

Kalejdoskop kolorów, form i melodii

"Taniec wampirów" w reż. Corneliusa Baltusa w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Natalia Fijewska-Zdanowska w portalu Polskiego Radia.

Taniec wampirów to kalejdoskop kolorów, form i melodii. Niestety tylko tyle, bo jego twórcom nie udaje się przełamać bariery rampy i wciągnąć widza w bajkową rzeczywistość.

Taniec wampirów to historia młodego asystenta, który razem ze swoim profesorem przyjeżdża do małej wioski w Transylwanii w poszukiwaniu informacji na temat zamieszkujących tam istot żywiących się ludzką krwią. Kiedy szalony profesor Abronsius prowadzi swoje badania, wrażliwy Alfred zakochuje się w pięknej Sarze - córce właściciela karczmy. Sara zdaje się odwzajemniać uczucie Alfreda, szybko jednak okazuje się, że dużo bardziej fascynuje ją tajemniczy książę von Kroclock mieszkający w pobliskim zamku. To on zaprasza Sarę na pierwszy w jej życiu bal, którego punktem kulminacyjnym ma być krwawa inicjacja - ugryziona przez księcia Sara traci niewinność i zostaje przyjęta do grona wampirów.

Musical Taniec wampirów powstał na podstawie filmu Romana Polańskiego z 1967 roku pod tytułem Nieustraszeni pogromcy wampirów i od tamtej pory doczekał się kilku teatralnych realizacji na znaczących scenach Europy - w Wiedniu, Stuttgarcie i Hamburgu. O czym jest ta dziwna opowieść? Można założyć, że niewinność Sary i Alfreda to metafora dziecinnej niewinności każdego z nas - ale niewinności, która jest z góry skazana na zatracenie. Świat, w jakim przyszło nam żyć, to świat wampirów, w którym każdy wykorzystuje każdego, świat, w którym nie ma miejsca na czystość. Pociąg do grzechu tkwi w naszej naturze i nie da się go pokonać - największą przyjemnością Sary są długie kąpiele w pełnej piany wannie, podczas których dziewczyna marzy o seksualnych igraszkach. Spotkanie z księciem i jego krwawy pocałunek złożony na szyi Sary to w pewnym sensie naturalna konsekwencja jej pragnień. Żeby połączyć się z Alfredem, musi więc również zarazić go wampirzą naturą. Ludzkie relacje splamione są grzechem, a ludzka kondycja to kondycja wampira - bohatera okrutnego i cierpiącego jednocześnie, który z całej siły pragnie zatopić się w miłości niewinnej, kiedy jednak bierze w ramiona pożądaną istotę, natychmiast zaraża ją swoim złem. Nie ma więc wyjścia z zaklętego kręgu grzechu, tak jak i nie ma ucieczki od poczucia niespełnienia.

Ta interpretacja pozostaje jednak tylko domysłem - i to domysłem wynikającym raczej z samej fabuły spektaklu, niż z jego warszawskiej realizacji i wykonania. Taniec wampirów to bez wątpienia największe jak dotąd kasowe przedsięwzięcie stołecznej sceny musicalowej. Spektakl zrobiony jest z rozmachem, a ogromne, zmieniające się co chwila dekoracje, niezwykłe stroje i choreografia robią wrażenie. No właśnie... Robią wrażenie, ale pozostają niestety doznaniem wyłącznie estetycznym i to na poziomie rozrywki. Coś w tym spektaklu sprawia, że ogląda się go jak bajkę, kolorową kreskówkę, którą nie jesteśmy w stanie się przejąć. Może powodem jest zbyt duży przepych, a może gra aktorów - mało wiarygodna, przesadna w środkach, koturnowa . Twórcom spektaklu nie udało się to, co najważniejsze - nawiązać kontakt z siedzącym w wygodnym fotelu widzem, przełamać bariery rampy. Nie udało się to, co piętnaście lat temu udało się Januszowi Józefowiczowi i Januszowi Stokłosie przy okazji realizacji innego musicalu - Metra -pokazać, że ta sceniczna rzeczywistość, chociaż metaforyczna, dotyczy każdego z nas.

Metro - choć krytykowane za sentymentalizm i banalność - nie mogło pozostawić widza obojętnym. Taniec wampirów niestety pozostawia...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji