Artykuły

Kochanowski jak muzyka

"Odprawa posłów greckich" w reż. Ryszarda Peryta w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w serwisie Teatr dla Was.

Od czasu premiery "Odprawy posłów greckich" w reżyserii Michała Zadary, zrealizowanej w Starym Teatrze w ramach projektu " re_wizje/antyk", minęło sześć lat. Krakowski spektakl był swego rodzaju demonstracją dość bezwzględnej indyferencji twórców w stosunku do prawideł języka wykorzystanych przez autora "Trenów". Zupełnie innym tropem poszedł Ryszard Peryt, który przygotowując najnowszą realizację dramatu w Teatrze Polskim w Warszawie zrezygnował z prób remiksowania tekstu i aktorskich improwizacji, skupiając się głównie na melodii języka i modulacji treści. Okazało się, że i w taki sposób można dzisiaj, uciekając od kłopotliwej maniery i sztuczności, spróbować odpowiedzieć na pytania dotyczące aktualnej tożsamości bohaterów antycznych, języka jakim się posługują i katharsis. Nie unikając przy tym, ale bez nachalnych uogólnień i uwspółcześnień, próby dokonania zbiorowego sportretowania i nas samych.

Przestrzeń gry, w której perfekcyjnie pod względem artykulacji, akcentu i intonacji wybrzmiewa każde słowo i każda końcówka czarnoleskiej frazy, jest prosta, co nie znaczy, że nie metaforyzuje tego, co dzieje się w rysunku werbalnym między postaciami na scenie. Podest, czarne tło i dwa stojące po bokach, jakby wyjęte z teatralnej garderoby, otoczone światełkami lustra. W centralnym punkcie sceny stoi fortepian, za którym zasiada Włodek Pawlik. Muzyka będzie towarzyszyła wszystkim scenicznym działaniom, będzie budowała nie tylko dramaturgię i napięcie spektaklu, ale również interpretację aktorską skupioną na słowach, sensach i idących za myślą emocjach, szczególnie w monologach Marty Kurzak i Szymona Kuśmidera, tworzących najbardziej zapadające w pamięci kreacje. Ta hieratyczność i dostojeństwo formy zostaje dodatkowo spotęgowana monumentalnymi kostiumami Doroty Kołodyńskiej, które są czymś na kształt szat liturgicznych i trenów, a także makijażem nawiązującym do koloru tkaniny. Narzuca to na aktorów oczywiście pewien określony sposób scenicznego bycia, który w konsekwencji wymusza niekiedy zamaszyste gesty i nadekspresję w ruchu. Ale ma to w na wskroś teatralnej realizacji Peryta, konsekwentnej i czytelnej w konceptach, swoje pełne uzasadnienie. Reżyser w sposobie inscenizowania "Odprawy" nie ukrywa, że dąży do stworzenia teatralnego rapsodu, oratorium, do swego rodzaju koncertu, w którym słowa Kochanowskiego traktowane są jak dźwięki zapisane w operowej partyturze. Wyjątkowe pod względem artykulacji i emisji, w podkreślaniu melodyki i rytmiki mowy, są przede wszystkim teksty wypowiadane jakże sugestywnie, ba, nawet wzruszająco, przez Bogusława Kierca.

Peryt, pozostając wierny tekstowi Kochanowskiego, nie poszukuje za wszelką cenę ekwiwalentów scenicznych mogących oddać nastrój poszczególnych scen, sposobów na ożywienie postaci, których liczba w warszawskim spektaklu ograniczona została do udziału pięciu aktorów, tak samo jak nie próbuje rozbijać stereotypów interpretacyjnych, które wokół dzieł staropolskich do dzisiaj narosły. Najważniejsza dla reżysera jest jednorodność konwencji i konfrontacja prezentowanych racji, idei, poglądów i emocji, co wcale nie znaczy, że mamy do czynienia z deklamacyjnym podejściem do wypowiadanego słowa, które pozbawione jest wewnętrznego i dobitnego napięcia, nasycenia czy zniuansowania. W aktorskiej interpretacji jest nie tylko staranność, ale i namysł, jest niezwykła dbałość o utrzymanie ekspresyjnego rytmu. Jakież to kojące wobec tego wszystkiego, co słyszymy na co dzień, wobec fraz i słów wciąż tak samo brzmiących, wobec sztucznej intonacji, bełkotu, który zdominował nasze wzajemne sposoby porozumiewania się i komunikowania. Kochanowski w spektaklu Peryta to autor, który pokazuje jak wprawnie, klarownie i przejrzyście, a jednocześnie konkretnie rozkwita myśl w drodze do najbardziej adekwatnego sposobu artykulacji myśli i tego, co stanowi jej sedno. To bogactwo struktury dźwiękowej w warszawskim spektaklu, pozornie mało efektownym, dla niektórych zapewne archaicznym, tradycyjnym, koturnowym, i Bóg wie jeszcze jakim, bo przecież stworzonym wbrew wszelkim modom, posiada swój urzekający w wyrazie rytm, również obrazowy i ruchowy. Patos podszyty niepokojem, artykułowany intonacją, zabarwieniem głosu, tempem narracji jest jak balsam na coraz mniejszą wrażliwość współczesnego człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji