Artykuły

Gimbaza* na widowni

Moje zażenowanie rosło z każdą minutą. Mogłabym to przedstawienie odebrać zupełnie inaczej, gdyby za moimi plecami co chwilę nie odzywały się krzyki: "Ale cyce pokazuje!", "Teraz majtki!" (to do Julii, gdy zdjęła buty), a zaraz potem "Seks, będzie seks!" - pisze czytelniczka Gazety Wyborczej - Stołecznej, która obejrzała "Romea i Julię" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Spektakl Teatru Powszechnego w reżyserii Grażyny Kani jest próbą współczesnego spojrzenia na sztukę Szekspira. Premierę miał w maju, został bardzo dobrze oceniony przez krytyków. Nasza czytelniczka obejrzała go w ostatni wtorek. Ale wolałaby nie widzieć. Drukujemy list, który skierowała do teatru, i jego odpowiedź.

LIST

Szanowni Państwo,

Jest mi niezmiernie przykro, że piszę do Państwa w związku z nieprzyjemnym wydarzeniem, jakim był wczorajszy wieczór spędzony w Teatrze Powszechnym na sztuce "Romeo i Julia". Chodzę do teatru bardzo często i jeszcze nigdy nie byłam tak rozczarowana. Nie samą sztuką, ale zachowaniem publiczności.

Nie jestem w stanie zrozumieć, jak teatr mógł pozwolić na to, aby niemal całą publiczność (choć jednak nie całą!) stanowiła młodzież w wieku szkolnym. Nie byli to poważni maturzyści, ale dużo młodsi uczniowie. Policzyłam, ile w Teatrze Powszechnym na widowni Sceny Dużej jest miejsc - ok. 330. Ja siedziałam na parterze i zauważyłam wokół siebie może trzy-cztery pary, które nie wyglądały na gimnazjalistów, a więc na widowni było ok. 10 osób, które nie należały do szkolnej wycieczki, oraz 320 zgłodniałych wrażeń uczniów!

Była to młodzież, która w ogóle nie potrafiła zachować się w teatrze. Jej niedojrzałość dodatkowo uwydatniał fakt, że sztuka była dość nowoczesna, pełna seksualnych aluzji, niewybrednych żartów, obscenicznych gestów, które uradowana młodzież przyjmowała wybuchami śmiechu. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twórcy spektaklu specjalnie użyli tych tanich chwytów, by przypodobać się swojej zdecydowanie mało wymagającej widowni (takich jak lizanie kanapy przez Michała Sitarskiego czy plucie wodą w widownię przez Jacka Braciaka - ta scena wywołała tak żywy odzew młodej publiczności, że przez kolejne kilka minut nie było słychać nic z tego, co mówili aktorzy).

"Seks, będzie seks!"

Podejrzewam jednak, że mogłabym to przedstawienie odebrać zupełnie inaczej, gdyby za moimi plecami co chwilę nie odzywały się krzyki: "Ale cyce pokazuje!" (to o Marcie), "Teraz majtki!" (to do Julii, gdy zdjęła buty), a zaraz potem "Seks, będzie seks!". Dużą radość młodych widzów wywoływały też odsłonięte majtki Julii podczas sceny jej śmierci oraz inne wydarzenia, które jakoś wesołości w tych kilku osobach dorosłych siedzących obok mnie nie wywołały. Czyżby brakowało nam poczucia humoru? Nie sądzę. To raczej humor prezentowany na scenie był rodem z gimnazjalnych korytarzy i trafił do widowni. Czy naprawdę takie było zamierzenie twórców spektaklu? Mam nadzieję, że nie. To raczej dobór widowni wypaczył przekaz płynący ze sceny.

Stanowczo protestuję przeciwko wpuszczaniu ponad 300 uczniów na przedstawienie, na które bilety są w normalnej sprzedaży. Jeżeli jest tak duże zainteresowanie szkół danym spektaklem, powinny być zamknięte przedstawienia tylko dla nich. Niedopuszczalnym lekceważeniem widza jest skazywanie go na spędzenie wieczoru w towarzystwie zdecydowanie mało doborowym, bez poinformowania go o tym fakcie i bez dania mu wyboru.

Wieczór był dla mnie bardzo męczący, dwie godziny ciągnęły się w nieskończoność, a moje zażenowanie rosło z każdą minutą. Nie wyszłam z przedstawienia z szacunku dla aktorów, którzy grali bardzo dobrze, naprawdę się starali i w końcu nie ponoszą winy za zachowanie widowni. Ale przyznam, że były momenty, gdy zatykałam sobie uszy, by nie słyszeć ciągłych szeptów, rozmów i żenujących komentarzy.

Jest mi dodatkowo przykro, że cała ta sytuacja miała miejsce w Teatrze Powszechnym, który do wczoraj był moim ulubionym warszawskim teatrem. Planowałam obejrzeć tu niedługo "Zbrodnię i karę", ale jako że jest to lektura szkolna (czy nadal jest? za moich czasów była), na pewno się na to nie zdecyduję. Rozumiem, że młodzież trzeba uczyć, że trzeba ją zabierać do teatru, ale nie może się to odbywać kosztem normalnych widzów.

Katarzyna Ciszewska

Odpowiedź Teatru Powszechnego

Szanowna Pani,

Jest nam niezmiernie przykro, że została Pani narażona na nieprzyjemności i niedogodności podczas wizyty w naszym teatrze. (...) Dotychczas nie spotkaliśmy się z tak rażącymi zachowaniami naszej publiczności, która nie reagowała na ingerencje ze strony obsługi widzów. Mamy nadzieję, że takie sytuacje nie będą miały miejsca w przyszłości, a pedagodzy szkolni będą bardziej wrażliwi na niestosowne zachowania swoich wychowanków. (...) Mamy nadzieję, że nasze kontakty z organizatorami grup, praca pracowników Działu Obsługi Widzów, nasze głębokie zaangażowanie w dziedzinie edukacji kulturalnej, znacznie zminimalizują występowanie podobnych incydentów.

Monika Siwak, kierownik działu promocji i obsługi widzów

* Gimbaza - złośliwa, ale powszechna nazwa gimnazjalistów

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji